Strony

piątek, 23 grudnia 2011

Debiutanci czyli jak żyć?

Ujął mnie ten film. Niby nic nowego, taka słodko-gorzka opowieść o życiu faceta w średnim wieku, samotnika, na dodatek przytłoczonego odejściem rodziców. Ale połączenie różnych elementów, mimo, że większość z nich wydawała się znajoma sprawia, że film ujmuje. Właśnie tak: nie wciąga, nie powala, nie zaskakuje, ale ujmuje. Czuć w tym jakąś szczerość i mimo zwariowanych scenek wcale nie jest głupawo. A przecież mogło być - ojciec, który po śmierci matki oświadcza synowi że jest gejem i w wieku 75 lat zaczyna żyć jakby miał 25, mówiący pies, czy sposób na poznanie sympatii - milczącej dziewczyny... To wszystko składa się na dość zakręconą historię.... Do tego styl opowiadania - cofanie się do czasów dzieciństwa, potem do przemiany ojca, jego choroby i wreszcie teraźniejszość. Wszystko przeplata się ze sobą, jest komentowane, łączy się jakimiś refleksjami na temat samotności, cierpienia, miłości, bólu, cierpienia i szczęścia.
No właśnie - szczęścia. Stąd moje pytanie w tytule notki - jak żyć? Jak żyć w małżeństwie wciąż udając? Jak kochać gdy się wie, że jest się nie kochanym? Jak zaufać gdy boisz się przed kimkolwiek otworzyć? Jak znaleźć w sobie siły do życia gdy dowiadujesz się, że umierasz? Jak się zaangażować, jeżeli przepłnia nas obawa przed zranieniem? Jak być szczęśliwym i co to znaczy?
Olivier - nasz główny bohater też zadaje sobie różne pytania choć ich na głos nie wypowiada. To my słuchając jego opowieści i komentarzy zadajemy je i jemu i sobie niczym w lustrze... Gdy towarzyszy swojemu ojcu, zaskoczony jego przemianą nie może się nadziwić ile w nim pragnienia szczęścia i zabawy, wykorzystania życia - to nie zmienia się nawet gdy staruszek dowiaduje się, że ma raka. Sam nie potrafi się otrząsnąć z tego co spotkało. Dotąd nie był zbyt towarzyski, po śmierci ojca jeszcze bardziej zamyka się w sobie rozmyślając o przeszłości, rozpamiętując różne złe i dobre chwile. Gdy poznaje na jakiejś imprezie dziewczynę ta dostrzega w jego oczach ogromny smutek. Oto dwie pokrewne dusze, uciekające w samotność i zamykające sie w sobie ze swoim cierpieniem zaczynają przeglądać się jedno w drugim. Rozumieją się, ale czy będą potrafili też być razem... i razem ze swoja przeszłością, obawami, zranieniami? Nie chcąc powielać błędów rodziców (oj szalona ta matka Oliviera) nikt nie ma przecież pewności czy uda mu się przeżyc lepiej swoje życie. Z obawy przed czymś mniej lub bardziej uświadomionym możemy zniszczyć nawet najbardziej udany związek. No to jak jest lepiej - samemu - bo nikogo nie skrzywdzisz (i vice versa) z psem, czy jednak zaufać?  
Wszystko to opowiedziane dość lekko, z pewną nostalgią (choroba i umieranie ojca), poczuciem humoru (zarówno ojciec gej, jak i jego gadający pies) i dobrze zagrane... A przecież o ważnych sprawach - o roli rodziców w naszym życiu, o obwinianiu, lękach, samotności, bezradności, próbach wypełnienia pustki w swoim życiu.
Mike Mills zafundował nam film pełen magii, niby prosty, a przecież o tak skomplikowanych sprawach. No właśnie: jak żyć?

2 komentarze:

  1. Obejrzę na pewno. W ogóle nie słyszałam o tym filmie, a McGregora bardzo lubię. Ciekawa jestem strasznie tej historii, już sam trailer mnie chwyta i nie chce puścić, szepcząc "Obejrzyj mnie! Obejrzyj mnie!" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no proszę, jak widzę film działa nie tylko na mnie :)

    OdpowiedzUsuń