Strony

piątek, 7 października 2011

Oddział chorych na raka - Aleksander Sołżenicyn, czyli traktat o życiu, umieraniu, samotności i szczęściu

Zachęcony przez kolejny klub dyskusyjny, w który nie omieszkałem się władować (ratujcie kiedy ja na to znajdę czas?) sięgnałem po tę pozycję i po raz kolejny moge tylko westchnąć: jak to dobrze, że czasem spotykamy kogoś kto coś nam podsunie lub poleci. Bo sam pewnie bym nie sięgnął przekonany, że na ten temat to już wszystko wiem i szkoda czasu na czytanie klasyki skoro czytało się już np. Archipelag Gułag... Ta książka też była na indeksie, bo spokojnie w opisie szpitala możemy sobie znaleźć mnóstwo odniesień i alegorii do totalitaryzmu. Ale wciągnęła mnie nie przez to, że jest "zaangażowana" - przecież teraz już czyta sie takie rzeczy bez wypieków na twarzy, ale poprzez dobrze zarysowane postacie, ich losy i klimat tego szpitala. Poznajemy zarówno pacjentów oddziału jak i lekarzy, personel. Mimo, że są dwaj "główni" bohaterowie wokół których dzieje się większość wydarzeń to tych postaci jest dużo więcej, każdy ma jakąś swoją ciekawą historię, każdy przyciąga uwagę.
Nie tylko przeszłością, bo dzięki temu, że Sołżenicyn opisuje tu swoje prawdziwe przeżycia na onkologii otrzymujemy nie tylko "zewnętrzny" opis tego jak wygląda życie na oddziale, ale też wciągający opis ludzkich postaw wobec raka. Choroby, która totalnie przewartościowuje życie, jednych ciągnię na dno załamania, innych popycha do walki i do odkrycia w sobie sił jakich istnienia dotąd nawet nie podejrzewali. Pacjenci dyskutują między sobą nad sensem życia, czepiają sie nadziei, kłócą się z lekarzami gdy nie chcą być "królikami doświadczalnymi" i chcą po pierwszych sygnałach remisji natychmiast uciekać do domów. A w tym wszystkim oczywiście jeszcze na dodatek system, który wisi nad nimi zupełnie jak i ich choroba - system nieprzewidywalny, absurdalny, ale i groźny.
Dwaj pacjenci: Oleg Kostogłotow i Paweł Rusanow - jeden to człowiek z wyrokiem dożywotniego zesłania, żyjący chwilą i czepiający się życia, drugi to wysoko postawiona szycha, karierowicz wciąż wierzący w oficjalne przekazy partii, przed zwątpieniem we władze broni się równie panicznie jak przed chorobą. A obok nich inni - inżynier geodeta, który za wszelką cenę chce przed smiercią dokonać czegos wielkiego, młody chłopak marzący o studiach, bibliotekarz, który wczęsniej był znanym naukowcem i wykładowcą , a mimo uległości wobec systemu zepchnięto go na samo dno, lekarka, która sama zaczyna chorować na raka i wiele wiele innych równie ciekawych ostaci i ich historii.
"Oddział..." można czytać jako ciekawą, przejmującą opowieść o umieraniu, nadziei, strachu, ale też o bezradności lekarzy, chorych układach, które wpływają na to, że zamiast leczyć trzeba zajmować się walką o własne przetrwanie... Można też czytać jako celną diagnozę na temat stanu państwa, stosunków między władzą, a społeczeństwem, ostrym wskazywaniem błedów tego systemu, który miał być "rajem na ziemi". Zakłamanie, uległość, odwracanie się od prawdy, koniunkturalizm - a wszystko po co? Po to by przetrwać, czy jedynie po to by przedłużyć swoją niepewność i strach? Jak człowiek ma żyć w takich czasach?
Ale znowu od tej "świetlanej przyszłości" wracamy do pierwszej warstwy książki - moim zdaniem nawet ciekawszej. Do pytań "jak żyć", "co jest najważniejsze", "czy mam szansę na zbudowanie nowego życia z kims innym"? Co stoi na przeszkodzie by otworzyć się na uczucie drugiej osoby, na szczerość? Przecież można być szczęśliwym nawet na zesłaniu jeśli się jest razem. A jednak bohaterowie tej powieści uciekają przed takim wyborem, tłumacząc go np. tym, że nie chcą tej drugiej osoby zmuszać do wybrania drogi i warunków trudniejszych niż obecna... Czy to choroba pozbawia ich pewności siebie, że uznają, że powinni znosić to wszystko sami?
Rak, którego wszyscy się tak boimy, wyzwala tak różne postawy i reakcje. I to wszystko u Sołżenicyna jest dobrze zarysowane. I bunt przeciw chorobie, pewność siebie i poddanie, brak sił do czegokolwiek. Jedni walczą do końca, inni rezygnują już na samym początku. Jedni z przerażeniem, a inni ze spokojem, bo uczą się cieszyć z każdego dnia, który został im darowany (i znów okazuje się, że ci którzy doświadczyli łagrów wcale się tego końca nie boją, nie trzymaja się tak kurczowo bo i nie mają czego - kariera, pensja, rodzina, dom - to już im zabrano).
Powieść gorzka, ale wcale nie do końca pesymistyczna, pełna mądrych obserwacji, ale i czyta się ją bardzo lekko. Po prostu duża przyjemność obcowania z dobra literaturą.

"To nie dobrobyt czyni nas szczęśliwymi, lecz dobroć i sposób widzenia własnego życia. I jedno, i drugie zawsze zależy od nas samych: człowiek zawsze może być szczęśliwy, jeśli tylko tego zechce, i nikt nie jest w stanie mu przeszkodzić."

"Życie na pozór nie dostarczyło jej żadnych radości, żadnych jaśniejszych chwil- praca i zmartwienia, praca i zmartwienia- a teraz okazywało się, jak cudowne było to życie, jak rozpaczliwie nie chciało się go utracić!"

25 komentarzy:

  1. Oj nie...to nie książka dla mnie. Bo choć nie wątpię,że to dobra pozycja i tematyka bardzo ważna to po przeczytaniu wczoraj "Życie na drzwiach lodówki" wolę przez kolejny rok nie sięgać po nic co związane z rakiem. Zbyt emocjonalnie do tego podchodzę,więc robię klasyczny unik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przytaszczyłam z biblioteki na potrzeby klubu, ale na razie od 2 tygodni nie mam głowy do czytania czegokolwiek.
    Postaram się nei zwracac jej nieprzeczytanej:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też wyjęłam książkę z półki, na potrzeby Klubu. Miałam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję, bo książka czeka już dość długo na swą kolej. W rezultacie jednak nie doszłam do przeczytania (wstyd mi teraz trochę). Ale jakoś obawiam się trudnej tematyki. Rak to dla mnie bardzo osobisty temat. Nie wiem czy dam radę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wystarczy, że w tą jesienną depresyjną porę czytam "Misję Wallenberga" :). Jestem w połowie co mnie troszkę drażni, bo jest ciekawa, a ja rzeczy o wojnie połykam. Niestety na książki, które 'czytam, bo lubię' mam czas jedynie jadąc PKS'em. Zresztą komu ja to mówię, każdy narzeka na brak czasu :)

    "Oddział chory na raka" zapisuję sobie, bo zastanawia mnie jak książkę o tak poważnym i już z góry pesymistycznym temacie można lekko czytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. ano to zaskakujące ale naprawdę czyta sie dobrze i lekko, może to kwestia języka, na pewno swoje robią dialogi róznych postaci - nie skupiamy się tak bardzo na chorobie, umieraniu. Można to porównać np. do Grzesiuka, który opowiadał o swoim leczeniu gruźlicy - tyle że tam był humor, a tu więcej jest rozważań na tematy filozoficzne...
    Ale rozumiem, że sam temat lekki nie jest i szczególnie jeżeli ktoś już ma za sobą jakieś "ciężkie" powieści za sobą to może go to trochę zniechęcać, ale naprawdę tu częściej porusza nasze emocje to co dzieje się z pacjentami za życia, ich historie niz sam fakt iz nie ma dla nich nadziei. Lekarze potrafią dla poprawienia statystyk powiedzieć im że się polepsza i wysłac do domu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Sołżenicyn i chorzy na raka - muszę przeczytać. Śmierć jest tym, do czego wszyscy zmierzamy. Chodzi mi po głowie taki krótki film, który zobaczyłem w tym tygodniu.
    http://www.youtube.com/watch?v=vYshS2ntHzE
    (m)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tutaj mnie przywiało... chociaż wiem, że mogę się bardzo mylić, nic mi jednak nie pozostaje jak napisać -chcę- ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. O rany! Już nigdy nie będę dyskutowała z intuicją :-)

      Usuń
  9. Ha, w tej chwili skojarzyłam! Chcę!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Idąc szpitalnym tropem przez moment zastanawiałem się, czy nie chodzi o Hugh Laurie'go, ale szukałem dalej i znalazłem :) Chcę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. u niego było więzienie, ale nie było nagród literackich, jakbym napisał nobel to byłoby za łatwe...

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiałam się jak daleko trzeba się cofnąć, bo nie czytałam Notatnika przecież regularnie, myślałam o tym i owym, zaczęłam przeglądać tytuły postów i ...bingo!
    Chcę, chcę ;-) czytałam tegoż "Jeden dzień Iwana Denisowicza"

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziś zagadka nieco trudna, przefiltrowałam wszystkie dramaty i mam "Chcę"

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie było tak źle, jak myślałam :) Zobaczyłam tytuł i od razu tu zajrzałam ;) No i trafiłam ;)

    Chcę! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Też nie skojarzyłam od razu. Chcę ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Chcę :) Robi się coraz ciekawiej :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Chcę :)
    Udało się odnaleźć :)

    OdpowiedzUsuń
  18. "Chcę" :)

    Pozdrawiam,
    Urszula (megii24)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem, jestem:)
    Zgadłam już wczoraj w pracy o 15.30, ale nie mogłam się zameldować. A potem zleciał dzień.
    Pierwsza moja myśl to Pióropusz Pilota. Pasowało jak ulał. Może nie tak mocno jak do Sołżenicyna, ale też. Ale wiedziałam, że to nie ten strzał:)
    Pozdrawiam serdecznie.
    Recz jasna takżem zachłanna na książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Chcę :)
    Mobilizująca ta zabawa :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. magdajz@op.pl4 marca 2012 12:53

    Chcę i ja ,co prawda mam na półce ale skoro wchodzi w skład zestawu to się zgłąszam!

    OdpowiedzUsuń