Strony

środa, 24 sierpnia 2011

Obwód głowy, czyli sąsiedzi

Sięgnąłem po lekturę zachęcony pomysłem na nowy klub dyskusyjny (zaczyna się jutro) i muszę przyznać, że wybór interesujący choć pewnie dyskusji wielkiej nie będzie, bo wrażenia pewnie wszyscy będą mieli podobne. Kluczem do do tego zbioru opowiadań są relacje polsko-niemieckie i historia obu narodów, wciąż przecinające się losy pojedynczych osób. Pogranicze, jego mieszkańcy, ich nadzieje, lęki, wzajemne stosunki. 12 opowiadań - część historycznych, część bliższych naszym czasom (choć to lata 90-te). I to co ciekawe Włodzimierz Nowak (kolejny dziennikarz GW - normalnie kuźnia reportażu) opowiada najczęściej o losach pojedynczych osób, dociera do świadków i wysłuchuje uważnie ich wspomnień lub zwierzeń.
Jak dla mnie najlepsze opowiadania to te dotyczące historii - cholernie mocne, w dość zaskakującym ujęciu bo ich bohaterami często są ludzie, którzy dziś mieszkają w Niemczech (choć nie zawsze Niemcami sie czują, wypędzenie ze swoich domów). Masowe samobójstwa przed nadejściem Rosjan, poszukiwanie prawdziwej matki po latach, odbieranie dzieci wyglądających na "aryjskie" po to żeby wychowywały je rodziny niemieckie, Belg, który został siłą wcielony do Wermachtu relacjonuje udział w likwidowaniu Powstania Warszawskiego (wstrząsające), a inny Niemiec opowiada dość ciekawą historię o ucieczce z wojska do polskiej partyzantki (akurat zachwyty nad tą postacią wiecznego pacyfisty dla mnie trochę przesadzone)... No czyż nie są to dość zaskakujące i interesujące historie?    
Dużo mniej emocji we mnie wzbudzały opowiadania dotyczące czasów nam bliższych - o małżeństwie polsko-niemieckim, które teraz wciąż drze koty, bliźniaczych miastach Gubin i Guben, przemycie przez granicę, kombinacjach i życiu w miasteczkach przygranicznych, wspólnych projektach np. studiów prawniczych, wspomnieniach jak to było za NRD, czy konkurencji dwóch zakładów produkujących Ople - po obu stronach granicy (chyba najciekawszy bo pewnie te animozje wciąż żywe i aktualne). To wszystko jest nam bliższe, bardziej znajome, niby zrozumiałe i prawie oswojone, ale też jest już przeszłością - większość tych sytuacji po wejściu do Unii odeszła do historii i stąd pewnie już nie są dla mnie tak świeże ani odkrywcze. Ot normalny reportaż jakich wiele co tydzień można przeczytać, problemy i ludzie się zmieniają, zapominamy o nich bo zaraz przychodzą kolejne równie bolesne i ważne. A tych historycznych spraw jakoś cholera zapomnieć się nie da, siedzą w głowie i nie dają spokoju. Może dlatego, że tak trudno nam zaakceptować i zrozumieć prawdę o tym co się wtedy działo?      
Bohaterami części reportaży są Niemcy, części Polacy - to ciekawy pomysł bo dzięki temu na pewno mamy okazję zrozumieć, że tak naprawdę nie różnimy się tak bardzo jak nam się wydaje. Skomplikowane losy mieszkańców ziem, na których najpierw prześladowano za to, że ktoś nie chciał być Niemcem, a potem za to, że podejrzewano, że nim jest. Przypadek, który sprawiał, że ktoś znalazł się po tej "lepszej" stronie granicy i jemu się zazdrościło, próbowało wykorzystać... Masa stereotypów, uprzedzeń i różnic w podejściu do różnych spraw. A jednak w pewien sposób jesteśmy do siebie podobni, mieszkamy tak blisko, że aż wstyd nie poznać lepiej sąsiada i tego czym żyje, co siedzi w jego głowie. Tak blisko siebie, że nie można przecież żyć będąc odwróconym plecami.
Te reportaże raczej nie są jakąś wielką rewolucją, zmianą przekonań ani punktu widzenia, ale na pewno pomagają w troszkę innym spojrzeniu na siebie samych i nasze stosunki z sąsiadami zza zachodniej granicy. Bo opowiadają nie o wielkich sprawach, polityce, tylko o konkretnych ludziach żyjących po obu stronach tej granicy. I to chyba największa wartość tej książki.
Bardzo dobra lektura (choć nie wszystkie opowiadania robią równie duże wrażenie). I aż ciekaw jestem jutrzejszej dyskusji :)

PS Nowe wydanie (Dowody na istnienie) przynosi jeszcze jeden ciekawy rozdział: jak reagowano na książkę w Niemczech i w Polsce, jakie komentarze słyszał autor. Oczywiście nie jest jednolicie - od najbardziej skrajnych ataków o ośmieszanie polskich kompleksów, nazywanie wszystkich Niemców zbrodniarzami, aż po podziękowania za wrażliwość i zwrócenie uwagi na różne rzeczy. U nas o historii się mówi, ale najczęściej jednostronnie, przypomina to rozdrapywanie ran. A w Niemczech - to chyba najciekawsze, bo mało sobie to uświadamiałem: jak wielka jest niechęć, by do trudnych kart historii wracać.
Przeczytałem po raz drugi i to wcale nie z mniejszą ciekawością. Może nawet tym razem bardziej spodobały mi się teksty bliższe współczesności, próby zasypywania podziałów. Mimo, że pisane przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, to wciąż można odnaleźć tam ciekawe rzeczy, przyjrzeć się co też siedzi w naszych głowach gdy myślimy o sobie jako o sąsiadach.

2 komentarze:

  1. też akurat jestem świeżo po lekturze :) reportaże trochę nierówne, wydaje mi się, że im późniejsze tym lepsze. te historyczne faktycznie najciekawsze, ale i te z końca książki też uważam za dobre, np. właśnie ten jak to było w byłym NRD i jak to jest dzisiaj. przynajmniej mnie zaciekawił ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przed chwilą skończyłam. Wczoraj zaczęłam, dziś skończyłam. Podobnie jak na Tobie największe wrażenie zrobiły na mnie te reportaże sięgające głęboko w przeszłość. Traf chciał, że były we współpracy z panią Kuźniak. Klasa, klasa, klasa. Kilka razy musiałam odkładać książkę i robić głęboki wdech i wydech. Pomimo tego, że niejedno już widziałam i czytałam, to jednak mną telepało. Dobra rzecz, doobra!i mocna:)

    OdpowiedzUsuń