Ponieważ jutro tv przypomina kolejny raz film "Skazany na bluesa" postanowiłem o nim napisać parę słów, bo mam do niego dziwną słabość (zresztą podobnie jak do muzyki Dżemu). Pewnie większość z Was zna ten film - opowieść o człowieku utalentowanym i trochę zagubionym, uwielbianym przez tłumy i jednocześnie osamotnionym, wolnym i jednocześnie zniewolonym. Ryszard Riedel, był przez wiele lat (1976-94) wokalistą zespołu Dżem, jego frontmanem i twórcą legendy, tym filmem trochę cały zespół chciał wystawić mu pomnik (a może epitafium przestrzegające innych przed podobna drogą?) i mam niestety wrażenie, że chcieli się trochę wybielić (że nie mieli wpływu na to co się działo, że robili co mogli. W filmie ujrzymy dzieciństwo Riedla w Chorzowie, przyjaźnie oraz początek konfliktu z ojcem (który pewnie miał spory wpływ na jego życie). No i oczywiście kupę muzyki! A to już spor plus, bo filmów gdzie muzyka byłaby na pierwszym planie u nas bardzo malutko...
Schemat? Bieda, brak pomysłu na siebie, potem ta chwila szczęście, odkrycie, że mam talent, że ludzie chcą mnie słuchać, sława ale i niestety pokusy - w tym przypadku narkotyki choć domyślamy się, że cały zespół nie był święty (tyle, że w innych używkach i wcale się tym w filmie nie chwali). I niestety brak dobrego zakończenia, bo jak wszyscy wiemy część legendy Riedla to niestety jego śmierć (pośrednio wynikająca z brania). Film skupia się po pokazaniu początków, (lata 70-te) głównie na tych trudnych chwilach (w przeważającej częście lata 90-te) - nie tyle na najlepszym okresie sławy, nagrywaniu kolejnych płyt, ale na różnych epiozodach gdy nałóg sprawiał, że nasz bohater przegrywał na całej linii, nie potrafił ani pisać, prawie nie mógł mówić (a co dopiero śpiewać), olewał wszystko i wszystkich (dobrze pokazany wątek rodziny, żony - tu całkiem ciekawa rola Jolanty Fraszyńskiej wciąż trwającej przy nim i dzieciaków). Reżyser Jan Kidawa-Błoński zrobił więc tak jakby film nie tyle o samym muzyku, jego charyzmie, fenomenie, ale raczej o jego ciemnej stronie, o jego tragedii - film straszak? Film ostrzeżenie? Nie dotyka też zbyt głęboko tekstów, twórczości i tego co Riedel chciał przekazywać swoim słuchaczom - muzyka raczej jest pretekstem by potwierdzić tezy o nałogu, poczuciu osamotnienia, pustki, tęsknoty choć film tak naprawdę cały rys psychologiczny sprowadza do ćpania i tym tłumaczy wszystko. Czy słusznie? Ano niech każdy sobi sam odpowie. Nie znajdziemy tu też tego wszystkiego co działo się między członkami zespołu - konfliktów, ale i imprez - ich "naciski" brzmią cholernie nienaturalnie niczym z podręcznika z lat 70-tych jak to prośbą mozna sprawi, że alkoholik przestanie pić.
Wieczny outsider poszukujący wolności, ale przecież też mąż, ojciec, przyjaciel... Warto zobaczyć też taką stronę - nie tylko artystę i to co na scenie. Bardzo dobra, brawurowa, rola Tomasza Kota. Za ten jeden film mogę mu darować wygłupy we wszystkich komediach sponsorowanych przez tvn (co jedna to głupsza)...
No i muzyka - wracam do tego filmu głownie dla niej, dla tych scen z koncertów, wszystkich fragmentów ilustrowanych kawałkami Dżemu. Tu brzmią cholernie wyraziście (szczególnie finał). "Czerwony jak cegła", "Whisky", "Mała aleja róż", "Złoty Paw", "List do M.", "Sen o Victorii".
Może nie jest idealnie, ale i tak to film, do którego wracam. Nie po to by zachwycać sie całością, ale pewnymi świetnymi fragmentami i muzyką.
"Jeśli go nie znałeś, to nie żałuj, bo przyjaciela straciłbyś... jak ja..."
Też mam sentyment do tego filmu, choć nie jest idealny. Dobrze wiedzieć, że będzie znowu w tv. Zgadzam się z tym, co napisałeś - film jest dosyć jednowymiarowy, pokazuje Riedla dosłownie jako ćpuna, który przegrał swoje życie, i nic ponadto. No i przez to jest strasznie smutny. Ale broni się właśnie świetnym aktorstwem i muzyką, oczywiście.
OdpowiedzUsuń"Stary" film(dziwnie liczy się metryka filmu, muzyki sztuki równie określane jako stare te obrazy które powstały 5, 10, 29, 100 lat temu)ale dobry. Rysiek 1 celebryta, muzycznie wyprzedził swoją epokę, ale prywatnie sobie, niestety nie poradził. Może jednowybiarowość miała za cel ostrzec przed braniem? Lubimy moralizować... Może nie trzeba dopowiadać ideologii.
OdpowiedzUsuń