Nawet w filmach bardzo słabych i głupawych (nie wiem czemu do głowy przychodzą mi głównie komedie amerykańskie i kilka polskich) czasem zdaży się coś co utkwi nam w głowie. Nie chodzi nawet o zamierzony efekt gdy twórcy z góry założyli jazdę po bandzie i parodię, raczej chodzi o kilka scen, które mają w sobie jakiś pomysł, swoisty urok i klimat. Reżyserowi Michelowi Gondry'emu udało się troszkę mnie w ten sposób zaskoczyć. Facet znany jest z trochę surrealistycznego poczucia humoru (np. Zakochany bez pamięci), tym razem serwuje nam coś głupawego a jednak z pewnym ciekawym pomysłem.
Fabuła bardzo prosta - oto starszy właściciel wypożyczalni kaset vhs (Danny Glover) na jakiś czas oddaje prowadzenie swego upadającego interesu swojemu pracownikowi Mike'owi (Mos Def). Niestety pod nieobecność szefa dochodzi do katastrofy - średnio rozgarnięty kumpel Mike'a, nierozgarnięty Jerry (Jack Black) próbował zamachu na lokalną elektrownię i został porażony prądem, a gdy następnego dnia wszedł do wypożyczalni okazało się, że namagnesował wszystkie kasety. Co zrobić z takim fantem? Otóż aby prawda nie wyszla na jaw Jerry i Mike postanawiają nakręcić własną wersję filmu o który poprosiła stała klientka wypożyczalni (Mia Farrow).
Prawda, że brzmi mało inteligentnie? W dodatku sporo scen jest przeszarżowanych i z dowcipem raczej niskich lotów (przyciąganie różnych metali, sikanie metalem, walenie po głowie patelnią itd.). Ale dla tych kilku scen kiedy widzimy jak kręcą np. "Pogromców duchów" warto wytrzymać i oglądać. Amatorszczyzna? Wygłupy? Żenująca technika i efekty? A co tam - okazuje się, że liczy się pomysł i obaj zadziwieni popularnością pierwszej kasety zaczynają produkować kolejne "zeszwedzone filmy" (czyli własne, krótkie wersje najlepszych scen znanych tytułów, a zeszwedzone bo Szwecja to daleki kraj i dlatego wypozyczenie zamiast 1 dolara kosztuje 20). Nagle przed wypożyczalnią gdzie w dobie dvd już mało kto zaglądał pojawiają się kolejki chętnych do tego by obejrzeć takie wariackie dzieła, a gdy rozszerzają swoją ofertę o możliwość zagrania w tych produkcjach, tłumy są jeszcze większe. "Zeszwedzone" widzimy m.in. Godziny szczytu, Ropocop, Król lew, Wożąc Miss Daisy, Odyseja Kosmiczna (aż żaluję, że niektóre dziełka widzimy jedynie na pudełkach np. Władcy Pierścieni). Absurdalne ale naprawdę zabawne.
Oprócz tego pomysłu jest raczej typowo - oto wypożyczalni zagraża wyburzenie bo ma na tę okolicę chrapkę jakiś deweloper, trzeba więc szybko zebrać sporą sumkę by budynek wyremontować. Czy wypożyczalnia zeszwedzonych filmów w tym pomoże? Czy uda sie zjednoczyć społecznośc lokalną wokół tej inicjatywy czy zwycięży postęp (i tu oczywiście również dylematy właściciela czy nie zostawić kaset vhs na korzyść nowczesności)? Może schematycznie i na koniec troszkę infantylnie, ale jednak sam pomysł i kręcenie własnych filmów (bo nie ograniczają się tylko do kopii) daje fajny smaczek. Nie jest to komedia do zrywania boków przez cały czas, ale myślę, że każdemu przynajmniej pary razy zdarzy się szczerze uśmiechnąć. To nie tylko sentymentalna podróż w czasy wypożyczalni kaset vhs (kto pamięta ręka w górę) ale i pokazanie troche magii kina i tego co najważniejsze - w kinie bardziej powinny liczyć się emocje niż efekty. A co daje większą frajdę niż stworzenie takiego dzieła samemu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz