W ostatni weekend postanowiłem w ramach seansu familijnego obejrzeć coś z dzieciakami. Ostatnio mniej oglądamy razem - mają już swoje ulubione kanały i tylko zerkam na to, ale jakoś mało mnie pasjonują rzeczy w stylu "Czarodzieje z Waverly Place". Ale Toy Story 3 przegapić nie mogłem. Zwłaszcza, że niezrozumiałą dla mnie decyzją zakwalifikowano ten film do nagród Oscara nie tylko do puli filmów animowanych, ale na równi z dziełami fabularnymi (sic!) - czyżby dzieło miało by być wyjątkowe?.
Kto pamięta poprzednie części, ten wie czego sie spodziewać. Przy okazji pokazywania gadających zabawek otrzymujemy sporo całkiem niegłupiego przekazu na temat przyjaźni, poświęcenia, tęsknoty no i co szczególnie mocno zaakcentowanego w tej części tematu dorastania (i gotowości do rozstania).
Andy (właściciel zabawek) bowiem dorósł i wybiera się na studia. Kiedy przychodzi czas pakowania, zabawki zaczynają mocno przeżywać obawę jakie będą ich dalsze losy - trafią na strych do pudła czy też będa wyrzucone do kosza. Tylko kowboj Chudy, ma nadzieję, że Andy zabierze go ze sobą na uczelnię. Gdy wszystkie zabawki trochę przez przypadek zostaną zawiezione do przedszkola, Chudy koniecznie chce ich przekonać do powrotu. Z początku nie jest to łatwe - żadna zabawka przecież nie chce być zapomniana i leżeć wśród pajęczyn i w kurzu. Przedszkole, które wydawać się mogło rajem dla zabawek (tyle dzieci, które mogą ich pokochać) wcale nie jest takie przyjazne i bezpieczne. Podobnie jak w poprzednich częściach przyjaciele muszą próbować ucieczki i powrotu do domu w komplecie.
Mam wrażenie, że momentami twórcy filmu chyba przesadzili z napięciem i scenami grozy - muzyka, epatowanie zagrożeniem czy symbolika więzienia mogą być trudne do zaakceptowania dla dzieci (tym bardziej cieszę się, że oglądałem razem z nimi). Postać misia, który rozgoryczony po stracie swojej właścicielki stał się okrutnym i bezlitosnym tyranem zarządzającym zabawkami w przedszkolu (kto ma być skazany na zabawę z maluchami) i cała jego historia jest poruszająca. Choć niestety nie wiem na ile czytelna jest dla dzieci, a na ile tylko dla rodziców. Na szczęście bohaterowie jakoś wychodzą z wszystkich kłopotów obronną ręką i sporo jest tu też humoru. Od scen fantastycznych zabaw gdzie każdy może kreować się na supermana, aż po "wielką ucieczkę".
Przede wszystkim brawa należą się za wspaniałe sportretowanie wszystkich postaci - każda jest trochę inna, ma własną osobowość i każdy członek zespołu ma tu jakąś funkcję, choćby przez chwilę staje się dla nas bohaterem nr 1 (nawet nowa w tym gronie Barbie, która poznaje Kena). Dialogi jak zwykle dobrze przetłumaczone na polski (ale to już norma). No i akcja - niektóre scenki mogą być równie zabawne dla dzieci jak dla dla dorosłych (np. tryb hiszpański Buzza :)). Ogląda sie to świetnie, niby wiadomo jak się skończy, niektóre sploty okoliczności są mało naturalne, ale mimo wszystko film trzyma w napięciu i ogląda się wspaniale. Aż do kolejnego sentymentalnego zakończenia :) Tym razem już chyba pożegnalnego. Czekamy na równie ciekawy pomysł, scenariusz i równie sympatycznych bohaterów.
Pixar nie śpieszył się z produkcją części trzeciej. Ale chyba dobrze - zdążyliśmy zatęsknić. Wyrosło nowe pokolenie widzów, a ci co już podrośli nadal z dużą przyjemnością wracają do Chudego, Buzza i całej reszty. Otrzymaliśmy nie tylko dobry film animowany ale po raz kolejny całkiem niegłupią historię mówiącą o ważnych sprawach. Po "Odlocie" to już nie jest zaskoczenie przy kreskówkach. Ale czy będzie to stały trend i czy wobec tego można uznac Toy Story 3 za jakieś przełomowe arcydzieło? Chyba nie...
Ciekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń