Strony

środa, 13 marca 2024

Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję, czyli czy można pokazać cierpienie

MaGa: Jeśli o mnie chodzi to jest to spektakl, który rozłożył mnie na czynniki pierwsze. Z pełnym przekonaniem mówię, że to najlepszy spektakl jaki widziałam, choć temat ogromnie ciężki, przejmujący i z tych, który oddalamy od siebie tak długo jak się da.

Robert: Masz rację. Rozumiem wszystkie nagrody dla twórców i jestem wdzięczny organizatorom Festiwalu Nowe Epifanie za ściągnięcie spektaklu na ten jeden wieczór do stolicy. To chyba jedno z najbardziej poruszających przedstawień jakie widziałem w ostatnich latach. I to bym podkreślił. Gdybym miał oceniać to co widziałem w kryteriach artystycznych, pomysłów reżysera, gry aktorskiej, pewnie bym marudził. Odebrałem go przede wszystkim na poziomie emocjonalnym i z tej perspektywy chciałbym o nim opowiadać jako o spektaklu cholernie ważnym, poruszającym, zostawiającym ślad.

 

MaGa: Spotykam się z coraz częstszymi opiniami psychologów, że to uciekanie przed tematem śmierci wcale nie wychodzi nam na dobre. Śmierć jest wpisana w ludzkie życie i udawanie, że nas nie dotknie prowadzi jedynie do traum i takich działań względem umierających bliskich, których sami nie chcielibyśmy doświadczyć.

Robert: Nie chcemy żeby była blisko, próbujemy nie dostrzegać cierpienia, oddawać je w ręce specjalistów, żyjemy jednak w kraju, gdzie niejednokrotnie ta opieka specjalistyczna niedomaga, a po drugie towarzyszenie bliskich w chorobie i odchodzeniu, jest bardzo ważnych dla osoby która przez to przechodzi. Być blisko. W sprawach codziennych. Nie dawać odczuć samotności. Sprawiać, żeby ten ból był mniejszy nie tylko samymi lekami. Ale czy to łatwe? Czy jesteśmy do tego przygotowani? To właśnie pytania, które m.in. stawia przed nami Mateusz Pakuła w "Jak nie zabiłem...", zarówno w książce, jak i w przedstawieniu, które zrobił na jej podstawie. 


MaGa: Nie mam pojęcia czy to ten wszechobecny kult młodości prowadzi do zapominania o tym, że śmierć nas dosięgnie? Mało tego, że możemy być poważnie chorzy i cierpieć niewyobrażalne katusze przed śmiercią, że nasz ból będą oglądać i współodczuwać ci, którzy nas kochają. To oni będą się borykać z polską służbą zdrowia, to oni często spotykać się będą z bezdusznością urzędników, którzy powinni pomagać. W tym również kleru.

Robert: Nie wiem czy to problem kultu młodości jak to określasz. Staliśmy się chyba jako społeczeństwo po prostu bardziej egoistyczni, mniej związani z rodziną, często szukając poczucia wspólnoty i wsparcia poza nią. A śmierć i choroba? Ponieważ niosą zniszczenie złudzeń o tym, że możemy żyć w spokoju, cieszyć się z owoców naszej pracy, odpoczywać, myśleć tylko o sprawach przyjemnych, tak bardzo nas właśnie przerażają. Gdy się pojawiają, zostawiają po sobie pustkę i niejednokrotnie zmuszają do przewartościowania wielu spraw. Może po jakimś czasie przychodzi spokój, ale przecież wcześniej trzeba przejść przez tyle bólu, wyczerpania, bezradności, krótkich chwil radości i nadziei, a potem jeszcze mocniejszej rozpaczy. Chory cierpi, a my ponieważ często nie potrafimy mu pomóc, cierpimy sami, nie mogą jednocześnie tego okazać. Przecież to obowiązek, to wyraz miłości, przecież to krzyż który trzeba nieść, przecież tak trzeba. Ale jak mówisz - wsparcia i zrozumienia w tym wszystkim bliscy dostają niewiele.
I choć może to szokować, właśnie dlatego taki głos, który wybrzmiewa w "Jak nie zabiłem..." jest tak ważny. Wściekłość, zmęczenie, czarny humor, zwątpienie, chęć ucieczki - masz do tego prawo, choćby otoczenie cię potępiało. Oni tego nie rozumieją, wciąż jest w nich tyle obłudy, udawania, masek i pustych frazesów.

źródło fot.: https://www.laznianowa.pl


MaGa: Ten spektakl jest szczery do bólu. Wiem, bo sama przeszłam przez długą i ciężką chorobę osoby bliskiej i towarzyszyłam jej przy śmierci. W tym spektaklu każda emocja jest prawdziwa, każdy etap odchodzenia, próśb o zakończenie cierpienia, próśb o śmierć z obu stron i trauma, że nie można było zrobić tego o co nas proszono… to niewyobrażalny smutek, który często prowadzi do depresji.




 
Robert: Nawet te chwile, gdy pojawia się jakaś forma odreagowania, komizm, było we mnie zdziwienie, że sala wybucha śmiechem. Ja już byłem cały tak bardzo w tej historii, że ten humor nie przynosił ulgi, nie bawił. Rozumiem jego potrzebę, podobnie jak wściekłości, tych wszystkich inwektyw na tych, którzy zawiedli, którzy nie mówią tego co chcesz usłyszeń, na lekarzy, którzy nie rozumieją, na Kościół, nie akceptujący jakiejś formy przerwania cierpienia na życzenie chorego. Nie musisz się z tym zgadzać, żeby czuć w tym szczery ból, żeby dać prawo, by taki głos wybrzmiał, by nie wchodzić w dyskusję.

Dziś w przypadkowej rozmowie zwrócono mi uwagę na to, że to spektakl, który nie daje prawa do wejścia w dyskusję. Ponieważ jest tak właśnie osobisty, emocjonalny, odbiera trochę prawo widzowi dokonywania ocen. Może i tak trochę jest, ale czyż książka również nie niesie ze sobą podobnego ryzyka? To nie jest forma manipulacji autora, jakiegoś szantażu, a raczej jego wewnętrzna potrzeba, by podzielić się tym co siedzi mu w środku. Może jakaś forma autoterapii. Jak poradzić sobie z tym smutkiem, który w tobie jest? Może o nim opowiedzieć... A może jednak również forma walki w sprawie prawa do tego, by to chory mógł decydować o tym czy chce za wszelką cenę dalej cierpieć.

 
MaGa: Kiedy opowiadam znajomym o tym genialnym spektaklu, że trzeba go obejrzeć, że najlepszy jaki widziałam, a jednocześnie mówię co jest jego treścią – to każdy mówi: NIE. Nie chce oglądać nic takiego. I mówią to ludzie w mocno zaawansowanym wieku. Oni też uciekają od myśli, że mogą umrzeć, a jeszcze nim umrą – mogą cierpieć. To co dopiero dziwić się młodym ludziom, że odsuwają ten temat na boczny tor?

Robert: Pozostaje mimo wszystko rozmawiać, powoli może to tabu będzie znikać. Filmy takie jak choćby Lęk, również mogą wnieść do przestrzeni publicznej ten temat i przyczynić się do tego, że zrozumiemy, że lepiej mówić, nie dusić tego w sobie. Będzie lżej.

 
MaGa: Nie wiem czy zdołamy namówić tą rozmową innych do pójścia na ten spektakl. Czy ktoś nam uwierzy, że jest on przyczynkiem do poważnej rozmowy o dobrej śmierci, o eutanazji, o emocjach, które odczuwają najbliżsi, o potrzebie pomocy psychologicznej dla ludzi w takich traumach w jakich byli bohaterowie tej sztuki. Cieszę się jedynie, że trwają rozmowy, by nagrać ten spektakl dla Teatru Telewizji, bo wówczas (w zaciszu domowym, w bezpiecznej przestrzeni) może więcej osób zdecyduje się zmierzyć z tym tematem. Przecież nie za darmo ten spektakl zgarnia wszelkie znaczące nagrody w kraju i za granicą – wszędzie tam gdzie jest wystawiany.

Robert: Usłyszeliśmy to od reżysera, a właśnie na dniach pojawiła się już nawet data emisji - od maja Teatr Telewizji pokaże 5 nowych spektakli i m.in. właśnie ten.
Dużo powiedzieliśmy o naszych emocjach, a niewiele o samym przedstawieniu. W tym przypadku zdecydowanie jednak to tekst i ciekawy pomysł na jego pokazanie (niewielkie przerywniki na inne postacie, ale to przede wszystkim wspomnienia głównego bohatera, czyli syna opiekującego się chorym na raka ojcem), tak bardzo porusza. Tym razem więc nie mówmy o scenografii, czy nawet aktorstwie (choć zasługuje na brawa, szczególnie zachwycają możliwości brawurowo grającego Szymona Mysłakowskiego), doceńmy jednak rolę muzyki w spektaklu i pomysł na wizualną obecność ojca na scenie (przynajmniej dla mnie to bardzo mocne). Po prostu jeszcze raz podkreślmy: to spektakl ważny, poruszający i jeden z tych, które zapamiętuje się na długo. Intymny, osobisty i tak też pewnie odbierany przez wiele osób, które odnajdują się w tych emocjach, doświadczeniach, czują ulgę, że nie są dziwne czując i myśląc właśnie tak.
Jak pokazać i opowiedzieć o cierpieniu. Bez wielkich słów i udawania, z całą jego fizycznością i odarciem z człowieczeństwa, a jednocześnie właśnie przypominając o tym, że o człowieczeństwie i szacunku musimy w tym wszystkim pamiętać.
Dla mnie: spektakl wybitny.

Więcej o spektaklu i bilety:
https://teatrzeromskiego.pl/spektakle/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-z-2/
https://www.laznianowa.pl/spektakl/jak-nie-zabilem-swojego-ojca-i-jak-bardzo-tego-zaluje

Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję
Teatr im. Stefana Żeromskiego, Teatr Łaźnia Nowa

Autor sztuki i reżyseria: Mateusz Pakuła
Scenografia: Justyna Elminowska
Kostiumy: Justyna Elminowska
Muzyka: Zuzanna Skolias, Antonis Skolias, Marcin Pakuła
Video: Olga Balowska
Reżyseria światła: Paulina Góral
Adaptacja: Mateusz Pakuła

Obsada:
Andrzej Plata
Wojciech Niemczyk
Jan Jurkowski
Szymon Mysłakowski
Marcin Pakuła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz