Strony

wtorek, 5 marca 2024

Her story, czyli filmowy wtorek z Coco Chanel i z Nyad

Za tydzień może znów dwupak mniej komercyjny, ale tym razem z okazji zbliżającego się Dnia Kobiet, dwa filmy do obejrzenia bez marudzenia drugiej połowy obok, że nudne, że za dziwne i zbyt przekombinowane.

Coco Chanel. Wszyscy chyba znają ją jako ikonę mody, która zrewolucjonizowała podejście kobiet do ubrań, można by więc spodziewać się, że jej filmowa biografia będzie historią dochodzenia do sławy i budowy sukcesu. Tymczasem więcej jest tu jej jako utrzymanki, kochanki, kobiety która za wszelką cenę próbuje zwrócić na siebie uwagę. Rzeczywiście wychodzi z nędzy, próbuje więc powtórzyć drogę swojej siostry, która znalazła bogatego mężczyznę. W końcu śpiewanie w kabaretach nie daje szansy na zdobycie czegoś więcej niż grosze na przetrwanie do jutra.
Trudno tą ekranizacją do końca wyjaśnić fenomen jej pomysłów, filozofii życia, która wzywa do zrzucenia ograniczeń (i gorsetów), połączenia ambicji i talentu.


Nie mówię o tym, że chciałbym przez dwie godziny oglądać jak projektuje, kroi i zszywa, ale tu nie dość że tych scen pokazujących jak pracuje było dość mało, to i w innych sytuacjach nie czuło się w niej tego drzemiącego potencjału. Może upór i pewne zamiłowanie do kontrowersji - przebieranki w stroje męskie, wybieranie tego co ma być wygodne, bez podkreślania swojej kobiecości. Ale czy talent?



Patrząc na Audrey Tautou (chyba jedynie ona ratuje ten obraz, który jest dość nudny), po prostu zastanawiamy się o kim jest ten film, czy o kimś wyjątkowym? Sprawia bowiem wrażenie, jakby mógł być prawie o każdej zdeterminowanej pannie, która ma już swoje lata i nie ma za bardzo perspektyw na wygodne życie o którym marzy.
Udaje się pokazać motywację, ale nie wyjątkowość osobowości, a przecież od biografii oczekujemy zwykle, żeby nam pokazała bohaterkę/bohatera w jakiś fascynujący sposób, żebyśmy go polubili, podziwiali. Zamiast tego dostajemy średniej jakości melodramat, co prawda ze świetną kreacją aktorską, nawet ona jednak nie uratuje nas przed ziewaniem.


Nyad to zupełnie inna bajka. Amerykanie jednak potrafią stworzyć trzymającą w napięciu historię, nawet jeżeli opowiada ona o wydarzeniach, których zakończenie jednym kliknięciem można sprawdzić w sieci. Mamy więc nie tylko świetny duet aktorski Annette Bening i Jodie Foster, ale i dobry scenariusz, dramaturgię i w efekcie obraz, który ogląda się z przyjemnością. To opowieść o marzeniach i o sile jaką człowiek nosi w sobie. Jeżeli w coś wierzysz, wiek nie musi być przeszkodą w tym, by coś zrealizować. 
Tak było z bohaterką tej historii - kapitalną pływaczką, która porwała się w młodym wieku na czyn zdumiewający, czyli przepłynięcie z Kuby do Stanów (ok 180 km), bez wychodzenia z wody i odpoczynku. Pogoda, fale, rekiny, meduzy, prądy - tyle rzeczy może pójść nie tak...

 

Wtedy doznała porażki i oto widzimy ją w wieku emerytalnym, gdy postanawia do tego marzenia powrócić. Zmierzyć się ze swoimi ograniczeniami, ale przede wszystkim lękami i przeszłością. Ona chce udowodnić sobie i światu, że wszystko jest możliwe.

I próbuje. Raz. Drugi. Trzeci. Nie powiem Wam za którym razem się udaje. Po prostu zerknijcie na tą historię. Na pewno inspirującą, ale i z ciekawym wątkiem walki z własnymi traumami i demonami. To co przeżyła bohaterka w dzieciństwie wpłynęło na to jaka jest w życiu dorosłym. Uparta, pozamykana, nie potrafiąca słuchać, z dystansem wobec facetów. Tymczasem by wygrać, musi bardziej zaufać, otworzyć się na innych, myśleć nie tylko o sobie.
Fajne wykorzystanie zdjęć dokumentalnych, świetny pierwszy plan, dużo słabiej na drugim - po prostu twórcy jedynie tych ludzi zarysowali poprzez zadania do wykonania. Ja i tak jednak oglądałem z ciekawością.

PS No i niestety twórcy nie wspominają o kontrowersjach, których nie brakuje. Wyczyn Diany Nyad bowiem oficjalnie nie został uznany przez World Open Water Swimming Association (WOWSA) i wciąż pojawiają się pytania czy na pewno przez ponad 53 godziny na pewno nie odpoczywała, co jej niektórzy zarzucają. Co nie umniejsza w moich oczach jej osiągnięcia - chciałbym mieć po 60 choćby połowę jej kondycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz