Strony

sobota, 27 stycznia 2024

Noc szpilek - Santiago Roncagliolo, czyli jak wszyscy to wszyscy

Opowieść o dorastaniu, thriller, a może próba rozliczenia przeszłości, dramat odwołujący się do wspomnień z dzieciństwa - Noc szpilek to tak naprawdę z każdego po trochu.
Zaczyna się jak szczeniacka, dość bezczelna opowieść o grupie chłopaków co to tylko jedno im w głowie. Dorastają, potrafią więc każdą rozmowę sprowadzić na temat dziewczyn, seksu i własnych wyczynów na tym polu. Wszyscy sobie zdają sprawę z tego, że większość z tego to jedynie fantazje i marzenia, ale przecież żaden się do tego nie przyzna. Trzeba pozować na twardziela, nie być miękkim, a najgorsze co mogłoby by ich spotkać, jak sobie o tym myślą, to być nazwanym pedałem.

Powoli jednak poznajemy każdego z tych chłopaków, jego sytuację rodzinną, a przy okazji dowiadujemy się jakichś niewielkich fragmentów historii politycznej i życia społecznego Peru. Lima jawi się jako miasto niebezpieczne, pełne gangów, ale w niektórych dzielnicach życie toczy się jakby trochę w innej bajce. I choć chłopaki nie należą w większości do jakichś elit, rodziców stać na szkołę prowadzoną przez Jezuitów, chcą oni swoje dzieci "wyprowadzić na ludzi". Oni jednak mają to w większości gdzieś, bo przecież są w wieku gdy robienie głupich rzeczy to sprawa zupełnie naturalna.
A gdy przyjdzie zmierzyć się z konsekwencjami? Cóż...
„Nie byliśmy przecież żadnymi potworami. Możliwe, że trochę… przeholowaliśmy” – tak zaczyna się "Noc szpilek". Choć jednak w pewnym momencie ich konflikt z jedną z nauczycielek i próba wymierzenie jej nauczki, wymyka się spod kontroli i staje w centrum fabuły, czyni ją bardziej dramatyczną, to dla mnie najciekawsze w tym wszystkim były portrety tych chłopaków. Buntujących się, ale tylko po to by np. zamieszkać z ojcem, przeżywających rozdarcie gdy żartowali na temat homoseksualistów, jednocześnie samemu czując pociąg jedynie do chłopaków. Te napięcia o to kto był przywódcą, czyj był pomysł, a kto cały plan zepsuł, te różne punkty widzenia - to stanowi moim zdaniem o wyjątkowości tej powieści. Ktoś rzuca zwariowaną ideę, a potem oskarżając innych o strach, zmusza do tego, by wszyscy w niego weszli - chyba większość z nas zna tą atmosferę grupy rówieśniczej, której nie zawsze mamy odwagę się przeciwstawić. Stracić kumpli, to pozostać zupełnie samemu, gdzieś na marginesie życia, a tego każdy się boi najbardziej. Już łatwiej z czymś wyskoczyć, zrobić wygłup, coś prowokacyjnego, czując że stoją za tobą i w razie czego wszyscy bierzecie odpowiedzialność, bo nikt nie zaprotestował...

Pierwsze kontakty seksualne, lęk przed rodzicami, przed wyjściem na światło dzienne jakichś ich głupot, wydawałoby się więc że to kolejna powieść o dojrzewaniu, chłopacka i miejscami wulgarna, ale tak bardziej po to by się popisać, a nie dlatego, że w sercu mrok i przemoc. Kraj jest rozdarty konfliktami i w wielu domach też czuć tego konsekwencje. Rodzice nie bardzo potrafią im pomóc w przejściu tego progu między dzieciństwem a dorosłością, nie rozumieją ich dylematów. Wpychanie ich w sztywne, konserwatywne ramki wychowania katolickiego nijak ma się do emocji jakie w nich się kotłują. Bohaterowie choć nie chcą tego pokazywać, pozując na dorosłych, wciąż są trochę zagubionymi dzieciakami.
Nie wszystkim podpasuje ten humor, może ktoś będzie kręcił nosem na to, że to takie poniżające dla kobiet, ale warto wejść w tą historię i poczuje się, że wszystko jest na swoim miejscu, że nic nie ma za dużo. Bez tej całej atmosfery, rozmawianiu o waleniu konia i tym podobnych sprawach, nie czuło by się w tym tyle prawdy.
Dla mnie - bardzo dobre!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz