Strony

środa, 15 listopada 2023

Spotkanie z Ramą - Arthur C. Clarke, czyli nieustraszeni odkrywcy w zetknięciu z nieznanym

Nabrałem ochoty na powrót do Fantastyki i to tej sprzed lat, do klasyków, którzy zbudowali podwaliny pod ten gatunek. I tak na początek Arthur C. Clarke, ale wcale nie najsłynniejszy cykl z Odyseją, a coś co też stało się cyklem, czyli Rama. Siedzę w drugim tomie, pisanym już chyba po jakimś czasie, jednak warto wspomnień o tym pierwszym, który myślę że jeżeli chodzi o rozmach wizji towarzyszącej pierwszemu spotkaniu z Obcymi, mógł naprawdę robić wrażenie. Oto w układzie słonecznym pojawia się tajemniczy obiekt, który mimo swoich ogromnych rozmiarów nie okazuje się wcale jakąś planetoidą czy asteroidą, odpadem materii po jakiejś katastrofie. To ewidentnie wytwór jakiejś inteligentnej cywilizacji. Ale słowo wytwór to raczej słowo nie oddające ogromu i niesamowitości tego obiektu. W środku walca, do którego można dostać się przez specjalne śluzy, znajdują się całe wielkie miasta, ocean, przestrzenie których eksploracja może zająć całe tygodnie. Oni przecież są tu tak naprawdę przypadkowo, ściągnięto ich bo byli najbliżej, nie mają specjalistycznego sprzętu, a mogą przejść do historii. Ich każdy ruch śledzi cały świat, a naukowcy debatują nad tym co im podpowiedzieć.

 
Clarke poszedł nie tylko w stronę niesamowitych opisów tego co spotkają wewnątrz statku obcych, ale również trochę w stronę powieści przygodowej, nadając sensacyjne tytuły kolejnym rozdziałom, próbując przekonać nas jakie to wielkie ryzyko i wielkie odkrycia dokonują się na naszych oczach.
Tymczasem po 50 latach niestety trzeba powiedzieć, że tych emocji za bardzo tu nie czuć, a do tego by rozkminić wszystkie wizje jakie zrodziły się w wyobraźni autora, pewnie należałoby spędzić z jakimś szkicownikiem parę godzin i mieć wykształcenie nie tylko z fizyki, ale i projektowania w 3 D. Jakieś schody ciągnące się wzdłuż ścian statku będącego wielkim, obracającym się walcem, po których można poruszać się z łatwością i nie spada się z nich mimo zmieniającej się siły i kierunku grawitacji, wielkie wieże przypominające nadajnik, jakieś dziwne bioboty, dziwne rośliny, budynki bez wejść - pomysłów co niemiara i większość z tych "odkryć" okupiona była jakąś przygodą załogi. Chwilami można poczuć się ciut zagubionym w tych dość abstrakcyjnych opisach, bo też chciałoby się żeby za nimi szło też rozwiązanie funkcji jaką miały spełniać te elementy świata zbudowanego wewnątrz wielkiej kapsuły. 

Jedno jest na pewno ciekawe: zmiana perspektywy. To nie nasz geniusz, zdolności, mądrość są na pierwszym planie, a ludzka brawura, ciekawość, omylność. Jesteśmy wobec Ramy trochę jak mrówki włażące na słonia albo na wielki statek eksplorujemy, może uda się nam przeżyć, może nawet wrócimy z jakąś zdobyczą i hipotezami, ale czy rzeczywiście wiemy z czym się zetknęliśmy? Człowiek mimo swojej odwagi i ambicji, może okazać się w zetknięciu z obcą cywilizacją pyłkiem na wietrze... Chcielibyśmy jak równy z równym. A tu coś takiego...


Najważniejsze jednak pytania, czyli po co to wszystko, kto wysłał ten dziwny obiekt, co sprawia że wciąż on działa, nie wyczerpują jego się zasoby energii, kto nim steruje, pozostają bez odpowiedzi. I może stąd niedosyt, bo to jakby pokazać cukierek i go zabrać bez możliwości polizania. Czyta się całkiem przyjemnie, nawet pewne ilości humoru można tu znaleźć (te dwie różne żony kapitana na innych planetach czy kłótnie eskpertów), chyba jednak nawet najbardziej fantastyczne opisy nie wystarczą, by zaspokoić ciekawość, która jest coraz bardziej rozbudzona. Dziś można by uznać - no tak będą kolejne tomy. Wtedy jednak chyba się o tym tak nie myślało i dopiero potem czytelnicy wymuszali kontynuację. 
Przekonam się o tym czy znajdę w niej coś więcej... Rama wydaje się fascynująca i chciałoby się dowiedzieć więcej o jej twórcach, jej roli...

Powieść ewidentnie trąciła ciut myszką - to jak czytanie Verne'a - niby przyjemne, ale jakiejś głębi brakuje. No i u wielkiego Francuza nie było aż tak papierowych postaci i drętwych dialogów. Głębi na szczęście nie zabrakło w drugiej książce, którą czytałem równolegle. Jakiej? Ano napiszę na dniach.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz