Strony

sobota, 23 września 2023

Lacrimosa, czyli nuty, sceny i kasa

Kawiarnie z grami planszowymi to miejsca, które uwielbiam, problem jednak trochę w tym, że większości tytułów nie znam, a jak wpada się ze znajomymi, kończy się graniem w tytuły lekkie i imprezowe. Z ciekawością więc wypatruję wieczorów, gdy oferowana jest nauka w jakąś grę. Co prawda stolik zwykle trzeba rezerwować, bo chętnych sporo, ale dzięki temu mogę wreszcie pograć w jakieś bardziej rozbudowane i nowe tytuły. Jak choćby Lacrimosa.

Tytuł nawiązuje oczywiście do słynnego i niedokończonego dzieła Wolfganga Amadeusza Mozarta, a gracze wcielają się w mecenasów, którzy próbują dokończyć jego dzieło. W tym celu muszą jeździć po Europie, kupować różne dzieła, wystawiać je, by zarobić kasę, a tą przeznaczyć finalnie na zapłacenie znanym twórcom, by nuta po nucie dokończyli arcydzieło. Pomysł na pewno niebanalny, choć potem w rozgrywce podchodzi się do tego trochę mechanicznie i nie ma już tak silnego klimatu, który by się czuło.
Po prostu są zadania do wykonania, zbiera się punkty zwycięstwa i tyle.


Czy to znaczy że gra mnie rozczarowała? Nie. Choć rozgrywka trwała ponad dwie godziny (4 osoby), nie było nudy, moje narzekanie raczej wskazuje jedynie na brak silnego angażowania się w temat gry, bo sama rywalizacja jest całkiem fajna. Wielość elementów może z początku przyprawić o ból głowy, potem jednak szybko udaje się wejść w pewien rytm. Gorzej z szansami na zwycięstwo, bo jeżeli coś zaniedbasz na początku, potem twoje szanse na pierwsze miejsce są raczej mizerne. Strategii do tego by wygrać jest całkiem sporo - punkty zdobywa się nie tylko poprzez sumowanie wszystkich zdobyczy na koniec, ale też cały czas podczas rozgrywki np. za kupowane karty wspomnień, kompozycji, za niektóre ruchy na planszy czy udane dołożenie nutek do ukończenie Requiem. 

Nie ma jakiejś dużej rywalizacji negatywnej, no chyba że za taką uznamy fakt, że ktoś uprzedził nasze plany, co zdarza się niestety dość często. Pięć rund gry to kolejne okresy życia słynnego kompozytora (stąd wspomnienia), a w każdym z nich mamy do zagrania aż 4 tury kolejno wykonywanych przez graczy ruchów. I tu fajne rozwiązanie - choć talia kart wciąż jest ta sama (możemy ją modyfikować przez zakup wspomnień), to za każdym posunięciem jedynie jedna karta oznacza działanie do wykonania (ruch po mapie, zakup dzieła lub wspomnienia, sprzedaż lub wystawienie kompozycji, dołożenie nut, chyba o niczym nie zapomniałem), a z drugiej rezygnujemy, jednocześnie wiedząc, że przyniesie ona nam określone bonusy na później. Każde działanie bowiem kosztuje nie tylko kasę, ale i pewnego rodzaju zasoby: ruchu, natchnienia, talentu, które są niezbędne, by wykorzystać wszystkie możliwości. A będziemy ich potrzebować z rundy na rundę coraz więcej, bo każda karta pojawiająca się w puli do kupienia będzie droższa. 


Skomplikowane? Z początku może się tak wydawać. Potem jednak już idzie sprawnie. I raczej nie ma frustracji, że nie masz ruchu, po prostu być może profity będą mniejsze niż przeciwników, ale wciąż cały czas masz jakieś możliwości. I to jest na plus. Czy są minusy? W sumie nie wiem jak z regrywalnością, bo jednak najczęściej szukamy w grach nie tylko samej mechaniki, ale i klimatu, napięcia, a tu trochę tego brakuje. Jak na euro na pewno zaskakuje tematyką, szkoda jednak że bardziej nie zadbano o to by się w nią wczuć. Można oczywiście stworzyć jakąś ścieżkę dźwiękową, ale czy to wystarczy? Przy pierwszej rozgrywce na pewno nudy nie było, bo też i ruchy wykonywane są dość szybko. Ze względu na cenę pewnie bym odpuścił, ale jak zdarzy się okazja ponownie w kawiarni - czemu nie! Wiekowo raczej 14+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz