Strony

poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Wednesday, czyli Burtona w tym niestety niewiele

Dziś filmowo. Choć jakoś coraz mniej mam czasu i serca do seriali, raz na jakiś czas coś tam wpadnie w oko, mam też kilka zaległości do opisania. Jak choćby właśnie Wednesday. Niby Rodzinę Addamsów pamiętam i nawet ją lubiłem, nie pałałem specjalną chęcią do oglądania produkcji Netflixa. Chyba jednak domyślacie się co mnie mogło przekonać. No tak - Tim Burton. Są twórcy, którzy po prostu są na tyle interesujący, że człowiek jest ciekawy każdego kolejnego ich filmu. 
I choć czuję trochę rozczarowania, bo niewiele tu oryginalności, to obejrzałem z ciekawością i nawet będę wyglądał kolejnego sezonu.
Co do wtórności - nawet nie chodzi o to, że reżyser nie poszalał za bardzo, trzymał się dawnej konwencji, raczej drażniło mnie to, że ta historia poszła w stronę opowieści o Harrym Potterze. Wiecie - szkoła z internatem, przepychanki rówieśnicze, jakiś wróg czający się z zewnątrz i nastolatek (w tym przypadku dziewczyna), z wyjątkowymi umiejętnościami, trochę typ odludka, powoli zdobywającego przyjaźnie. Nawet turniej między klasami będzie miał miejsce. Takich podobieństw jest więcej. Niestety. Bo przez to nie jest tak interesująco, jak mogłoby być. 
Ponieważ to rodzina Addamsów oczywiście dochodzi czarny humor, bo tam każdy jest trochę zafiksowany na makabrze, a Wendsesday ma wyjątkowy do tego talent, by tych, którzy je podpadli, dość skutecznie karać. Choć wszyscy próbują ją socjalizować, ona najchętniej trzymała by się z daleka od tych wszystkich "relacji", bo nie ma dla niej tam nic ciekawego. No dobra, jak każda dziewczyna poczuje może jakieś drgnienie serducha i nadzieję, ale widać jak szybko ją gasi w sobie, budując mur, by nikt nie mógł jej zranić. Skoro świat jest głupi i zły, to ona nie rozumie jak można udawać że jest inaczej.
W serialu pojawia się nie tylko wątek polowania na tajemniczego potwora, który zabija dzieciaki w okolicy, ale i prywatnego śledztwa w sprawie rodziców, którzy chyba nie do końca wtajemniczyli ją we wszystkie sprawy z przeszłości. Najwyraźniej jej rodzina jest na cenzurowanym w okolicy, a przecież dyrekcji zależy na tym by nie budzić żadnych konfliktów i zadrażnień - szkoła dla dziwaków ma wydawać się bezpieczną fanaberią dla bogatych, a nie jakimś zagrożeniem.
Mamy więc opowieść o dojrzewaniu (i słynna scena tańca), wątek kryminalny, trochę czarnego humoru i całe wiadra sarkazmu w wykonaniu głównej bohaterki. Mało? Dla mnie tak. Balansując między filmem dla nastolatków a mrokiem, balans przesunięto zdecydowanie na to pierwsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz