Strony

środa, 22 lutego 2023

Zdarzyło się, czyli to byłby dla mnie koniec

Wciąż odkładam lekturę powieści Annie Ernaux, o której tak głośno po uzyskaniu nagrody Nobla i prawdę mówiąc po tym filmie jeszcze bardziej chyba skłaniam się ku temu, by się nie spieszyć. Może to trochę wynika to z obawy, na ile odnajdę się w jej autobiograficznych wspomnieniach i dokonywanych wyborach. Dziś, gdy w większości krajów europejskich prawo do aborcji wydaje się czymś oczywistym, a prawa kobiet są nawet na ustach mężczyzn, sylwetki tych, które walczyły pół wieku temu, urastają na bohaterki i symbole. Oglądając jednak filmy takie jak "Zdarzyło się", który wykorzystuje elementy z jej biografii, czasem zastanawiam się ile w tych historiach jest świadomego feminizmu, a ile po prostu przypadku, poddania się biegowi wydarzeń, strachu... Przesadzam? Oczywiście, gdy porównamy bohaterkę z jej rówieśniczkami, one wydają się jeszcze bardziej zastraszone rzeczywistością, na czym jednak polega jej bunt? Na tym, że imprezuje, że sypia z facetami, a potem jest zdziwiona że zaszła w ciążę? W latach 60 prawo jest surowe, ale ona jest zdecydowana: zrobi wszystko by pozbyć się "kłopotu". Chce studiować, a wydaje jej się, że dziecko jej to uniemożliwi. Widzi to jako koniec swojego życia i marzeń - w końcu rodzice z małego miasteczka, nie po to inwestują w jej studia, by teraz pogodzić się z tym, że nie sprostała ich planom.

Jeżeli widzieliście choćby 4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni, domyślacie się czego można się spodziewać - determinacji, zmowy milczenia wokół tematu i panicznego szukania sposobu na to by przerwać ciążę. O ile tam jednak miałeś wrażenie, że duszna, opresyjna rzeczywistość wręcz osacza bohaterkę, to tu mam wrażenie, że funkcjonuje ona przez dłuższy czas niczym duże, zagubione dziecko, które dalej chce się bawić i nie myśli o konsekwencjach. Szczerze? Trochę mnie to wkurza i jakoś nie ma we mnie zgody na bagatelizowanie aborcji. To nie jest przecież zabieg przypominający obcinanie paznokci. Koszmarny i dobrze pokazany został wątek braku wsparcia ze strony facetów, kompletny brak odpowiedzialności - w tym świetle rzeczywiście powiedzenie: w takim razie to moje ciało i tylko moja decyzja, jawi się jako bardziej uzasadniona. Trudno jednak oprzeć się wrażenie, że stawiając przed oczy czytelnika lub widza takie historie, daje się nie tylko prawo kobiecie do wyboru w dramatycznej życiowej sytuacji, ale również daje usprawiedliwienie gdy podejmuje taką decyzję ze zwykłej wygody.

W Polsce, gdy wciąż toczy się spór wokół prób zaostrzenia lub złagodzenia przepisów, ten obraz może być szczególnie ważny, uświadamiając że możemy za chwilę znaleźć się w rzeczywistości jak sprzed 60 lat. Zamiast wsparcia, zakazy i strach. Czy istnieje sposób na rozwiązanie tej sytuacji.
Film mocny, naturalistyczny, ale dziwnie chłodny od strony emocjonalnej. Może to mnie w nim tak bardzo drażniło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz