Strony

poniedziałek, 13 lutego 2023

Miasto jest nasze, czyli dzięki nam jest porządek

Po The Wire (Prawo ulicy), które było kapitalne, można by spodziewać się po twórcach tamtej produkcji czegoś równie mocnego. Tymczasem... No czasem lepiej nie robić tego samego drugi raz, z nadzieją, że będzie równie mocno. Jeszcze nie czytałem powieści (stoi na półce) - podobno to dobry materiał - jednak film jest tak poszatkowaną historią, że trudno utrzymać uwagę widza, choć to jedynie 6 odcinków. Owszem, każdy z tych wątków oddzielnie wydaje się interesujący, jednak gdy przeskakujemy między nimi, a w dodatku również w czasie na krótkie migawki, bez próby utrzymania ciągłości sprawy, robi się dość dziwnie. Podsumować by to można: bohaterem tu są nie tyle ludzie, ale miasto, któremu mają służyć, w którym mieszkają, które jest ich domem. Jedni jednak nie czują się w nim bezpiecznie, bo każde wyjście przed drzwi może oznaczać kłopoty, a inni czują się bezkarni, bo noszą mundur. Baltimore widzieliśmy już w poprzednim serialu, więc niektóre tematy powrócą - narkotyki, broń, gangi, przekupni policjanci, nadużywanie władzy, przemoc... no i żmudna robota, by z okruchów rozmów nagrywanych dzięki podsłuchom, zebrać jakieś dowody. To przecież zawsze jest najtrudniejsze. Policjanci będą bronić się nawzajem, dowody będą fałszowane, a sąd będzie bezradny wobec świadków, którzy są przekonani, że lepiej milczeć niż narazić się na kłopoty.
Ciekawe w "Miasto jest nasze" jest pewnego rodzaju niejednoznaczność oceny policjantów, którzy są na pierwszej linii walki z przestępczością. Oczywiście - ich przekręty, brutalność i "prewencyjne" zatrzymania wszystkich ciemnoskórych są obrzydliwe, ale niskie pensje, narażanie życia wcale nie zachęca do pracy na ulicy, a oni jednak traktują to jako swojego rodzaju misję. To nawet nie tyle hipokryzja, ale jak to oni postrzegają "wykorzystanie sytuacji" i zadbanie o własny interes, skoro polityce mają ich w dupie, nie doceniając ich służby. Walcząc z przestępczością po prostu w którymś momencie poczuli pokusę, by część rekwirowanej kasy trafiła do ich kieszeni jako rekompensata... A potem już poszło niczym równią pochyłą w dół. Nawet jednak ci, którzy byli oskarżani o brutalność i niesprawiedliwe zatrzymanie, nie są pokazani tu jako diabły rogate - niejednokrotnie widzimy ich w sytuacjach gdy z poświęceniem wykonują swoją robotę, zgarniając np. arsenały gangów, czy prewencyjnie zgarniając wszystkich z ulic, by nie stali się ofiarami strzelanin. Można się czasem śmiać z durnych rozwiązań, ale przecież rozliczani są ze statystyk. Nikt nie pyta co za nimi stoi.
Cały serial zbudowany jest z migawek różnych akcji policji, działań prawników broniących praw człowieka, którzy szukają wyjaśnień na temat bezkarności niektórych funkcjonariuszy oraz śledztwa wydziału wewnętrznego, biorącego pod lupę kilku gliniarzy z wydziały specjalnego, walczącego z bronią.
Ogląda się prawie jak paradokument, w scenariuszu jednak zabrakło zarysowania wyraźnej linii budującej napięcie. Skoro wszystko wiemy od samego początku, to potem nie ma zaskoczenia. Ogląda się z ciekawością, szału jednak brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz