Strony

czwartek, 12 stycznia 2023

Avatar. Istota wody, czyli powtórka z rozrywki?

Ech, człowiek niby unika blockbusterów, rzadko z kina wychodzi z takich produkcji zadowolony, ale jednak do wizji Jamesa Camerona trudno nie mieć słabości. Rozmach tej wizji, pietyzm z jaką przygotowany każdy detal (a w 3D robi jeszcze większe wrażenie), no i nasz sentyment do części pierwszej, zrobiły swoje i dołączam do chóru zachwyconych widzów. Nie wiem nawet czy nie będę się wybierał raz jeszcze. Nie oszukujmy się - fabuła jest trochę przewidywalna, więc czy tak dużo stracimy? Wiadomo kto jest dobry, kto jest zły, wiadomo kto ma wygrać, nawet jeżeli będzie popełniał błędy. Lu Na'vi będzie się bronił po raz kolejny przed chciwością i bezmyślną destrukcją, ludzie będą ich uważali za dzikusów, których trzeba ucywilizować, a planeta będzie nas czarować przy scenach z tymi pierwszymi i płakać przy tych drugich.
To już było? Ano było. To teraz będzie jeszcze więcej. Do zdjęć cudownych gór, lasów, dojdą zdjęcia podwodne, nawodne, będzie ciut inaczej, ale wiele elementów przecież będzie prawie jeden do jednego.

Jazdy na stworzeniach, z którymi można odczuwać wyjątkową więź, beztroskie zabawy, wspólnota z naturą, polowania czy starcia Na'vi z ludźmi i maszynami, będą oczywiście znajome, dojdzie za to trochę humoru i wątków o dojrzewaniu, akceptacji, bowiem ciężar akcji będą nosić na sobie nie tylko Jake i Neytiri, ale również ich dzieci. Pojawi się więc wątek oczekiwań i trudności w ich sprostaniu, odpowiedzialności lub jej braku, relacji między rodzicami i pociechami.
I powiem Wam, że mimo długości filmu i przewidywalności, nie ma nudy, ogląda się to jak piękną baśń, a niejednokrotnie na widok różnych scen naprawdę kopara będzie nam opadać. Zadziwia to co Cameron wyciska z nowych technologii i można by się tym zachwycać naprawdę długo.

Czy to rewolucja na miarę jedynki, czy Matrixa? No raczej nie, ale i tak nie odbiera to przyjemności z seansu. Ja jestem na tak. Choć z przyjemnością zatapiam się teraz w zupełnie inne obrazy, dużo mniej komercyjne, a bliższe kinu studyjnemu. Gdybym miał oglądać tylko takie kolorowe, pełne akcji, lukrowane obrazki, szybko by się przejadły. A raz na jakiś czas, to naprawdę miła odmiana.   

Kolejne notki chyba będą ukazywać się z opóźnieniem, wybaczcie, ale może uda się nadrobić plan do końca miesiąca. Czego możecie oczekiwać? Zapowiadałem już dobry tytuł od ArtRage, to dorzucę jeszcze coś czeskiego, niezły kryminał polski, klasykę SF i może jeszcze komiks. A na razie pakuję się w góry :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz