Strony

czwartek, 25 sierpnia 2022

Laboratorium zagłady. Mroczny sekret klasztoru Urszulanek – Paweł Głuszek, czyli nauka na służbie zbrodniarzy

Lektura, która wzbudziła we mnie dość mieszane odczucia. Z jednej strony - doceniam znalezienie tematu, o którym dotąd niewiele szerzej pisano, pracę nad źródłami, przybliżenie tematu. To co jednak mnie zniechęcało, to próba nadania sensacyjności za wszelką cenę, podkreślanie jak ważna to i tajemnicza sprawa, za którą mogło kryć się odkrycie na miarę przełomu w drugiej wojnie światowej.
To nie pierwszy tytuł pokazujący jak hitlerowcy zaprzęgli do swoich potrzeb nie tylko przemysł, ale i naukowców. Również biolodzy, chemicy, lekarze mieli służyć III Rzeszy, zarówno w utrzymaniu czystości rasowej, jak i eliminacji tych, którzy uznawani byli za niegodnych istnienia. Eksperymenty w obozach koncentracyjnych mrożą krew w żyłach, choć pewnie część tych wyników potem służyła ludzkości. Mało chyba znany jest fakt istnienia specjalnego ośrodka, który miał pracować od początku wojny nad bronią biologiczną. To co na pewno powstrzymywało Niemców przed jej użyciem, to obawa iż będzie to miecz obosieczny, nie powstrzymało to jednak inwestowania ogromnych pieniędzy w badania. Głównym ośrodkiem, który pod przykrywką badań nad rakiem, miał zajmować się takimi pracami, mieścił się tuż pod Poznaniem, a ślady tego co tam planowano, można odnaleźć do dziś. Praca Głuszka zawiera więc nie tylko zeznania świadków, pewne hipotezy, archiwalne dane, ale również fotografie pokazujące, że do dziś w budynkach wciąż można znaleźć dowody na to, o czym świat miał się nigdy nie dowiedzieć. 

Niemcy zniszczyli dokumentację i starali się ukryć wszelkie ślady po swoich badaniach, potem Rosjanie długo nie wpuszczali na ten teren Polaków, trochę więc zapomniano o tym, co skrywa teren klasztoru sióstr Urszulanek. Śluzy, cele do których można było doprowadzać gaz lub zarazki, są dowodem na to, że eksperymenty miały być realizowane nie tylko na zwierzętach, ale i na ludziach. Oprawcy, tacy choćby jak szef ośrodka dr Blome, nie ponieśli większych konsekwencji. Ich losy opisane przez Głuszka to parodia sprawiedliwości, a raczej dowód na to, jak Rosjanie i Amerykanie próbowali przejąć naukowców, by kontynuowali prace dla nich. Ofiary były dla nich nieistotne, były ceną odkryć, które można wykorzystać.
"Laboratorium zagłady. Mroczny sekret klasztoru Urszulanek" stanowi próbę uporządkowania różnych dokumentów i wiedzy na temat ośrodka, jak również postawienia mocnych hipotez dotyczących skali zagrożenia jaki mogła nieść broń tam wynaleziona. Nie chodzi przecież jedynie o same zarazki, które można by rozpylać na terenach wroga, ale i np. sposoby na to jak skazić rośliny, jak sprawić, by umierały zwierzęta - głód może szybciej skłonić do poddania niż porażki na froncie. Jak to dobrze, że ośrodek nigdy tak naprawdę nie zdążył ruszyć prac w skali jaką planowano - zbliżające się wojska ze wschodu przerwały projekt i mimo prób uruchomienia go gdzie indziej, nie udało się tego zrobić. Gdyby się to udało, skutki byłyby straszne, bo ci ludzie nie mieli oporów przed zabijaniem w skali mikro ani makro.
W książce znajdziemy sporo pytań i przypuszczeń, na które trudno znaleźć dowody, jednak warto oddać szacunek autorowi, że szczerze mówi o braku pewności. Historyk pracuje na źródłach, wolno mu jednak wskazać pewne tropy, jeżeli wskazują na nie poszlaki, a tych zebrano tu całkiem sporo. 

To byłaby ciekawa książka dla pasjonatów historii, ale próbuje się na siłę grać w niej sensacyjnością, by przyciągnąć uwagę szerszego czytelnika - w mojej ocenie to błąd, bo raczej będzie on potem rozczarowany. 
PS znalazłem tu też fajną ciekawostkę dotyczącą polskiego ruchu oporu, który prawdopodobnie wykradał produkty badań medycznych w ośrodku, by wykorzystywać je przeciwko okupantowi. Już choćby ten wątek zasługuje spokojnie na oddzielne opracowanie, bo z książką łączy się raczej jedynie pośrednio. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz