Strony

wtorek, 8 lutego 2022

Przemytnik - Artur Górski, czyli to nie jest film

Tą lekturą potwierdziłem swoje przekonanie, że do wspomnień różnych gangusów, podobnie jak i do książek Greyopodobnych nie ma ma co sięgać, bo to strata czasu. Niby filmy i czasem powieści fabularyzowane z gangsterami w tle pochłania się z wypiekami na twarzy, ale gdy ograniczysz się do samego snucia opowieści, okazuje się że mimo całej sensacyjności materiału, wieje tam trochę nudą. Niestety Przemytnik, choć jest jedynie oparty na relacji człowieka, który odsiedział wyrok za przemyt narkotyków, a nie jest wywiadem rzeką, trochę wpisuje się w ten sam styl. Zrobiłem, pomyślałem, czułem... I choć emocji w prawdziwych wydarzeniach nie brakowało, gdy się o tym czyta, niewiele z nich się czuje, brakuje tła, tej iskry, żeby to się dobrze czytało.
Nie chodzi więc o samo potępienie ludzi, którzy łamali prawo, czasem krzywdzili innych, myśląc jedynie o kasie, swojej wygodzie. Raczej wychodzi na to, że poza popisywaniem się jakimi to byli twardzielami (nie zdradziłem, nie dałem się złamać), niewiele mają do powiedzenia. Styl w jakim relacjonują swoje kariery po prostu nie ma polotu.
Owszem jest tu kilka scenek, które może są i ciekawe lub zabawne, ale co z tego? Nie zmienia to faktu, że gdy czyta się całość, nie czuje się kompletnie nic. Nawet o zagrożeniach bohater opowiada czasem tak beznamiętnie, jakby to było wyjście do kiosku po gazetę. A przecież jego marzenie o przeżyciu przygody i romans z grupą przestępczą skończył się dla niego poważniej niż by mógł przewidzieć, bo przypięto mu zarzuty dużo większego kalibru niż to na co zasłużył. Młody chłopak zafascynowany filmami, szukający adrenaliny, szybkiego życia i przyjemności, musiał odsiedzieć całkiem spory wyrok za kontakty z terrorystami. Czemu więc gdy opowiada o tym co przeżył, nie czuć nawet jakiegoś wielkiego żalu, a nawet powód do dumy kogo on tam nie poznał, o kogo się otarł. Niby zero konkretów, ale jak to fajnie zasugerować, że miało się okazję rozmawiać z kimś zamieszanym w grube sprawy, nawet jeżeli to co się od niego usłyszało to: spierdalaj.
Czyta się szybko, autor przeplata historię jakimiś wstawkami prasowymi na temat przestępczości narkotykowej, zdecydowanie to jednak moim zdaniem strata czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz