Strony

czwartek, 10 lutego 2022

Dla rozluźnienia, czyli Puk Puk, Wiedźmy i Żegnaj ZSRR


Gdy już się cieszyłem, że będę miał trochę luzu i ponadrabiam sobie zaległości filmowe z nominacji do Oscarów, znowu na horyzoncie zapieprz się szykuje... Aż chyba dla odreagowania muszę poszukać sobie na marzec jakiejś wyprawy w góry...
Póki co jednak w głośnikach debiut muzyczny zespołu Heima, a ja zabieram się za kolejną notkę. To będzie numer 4059. Tyle dni. Tyle fajnych rzeczy przeczytanych, obejrzanych, przesłuchanych. 
A jak coś nie zagrało i uważam, że nie warto, nie mam zamiaru ściemniać. Przecież nikt mi nie płaci, nie naciska. Robię to dla siebie i dla tych, którzy zechcą zajrzeć. Szukam dla siebie i dla was. Czasem polegam na rekomendacjach innych osób, jak w przypadku Puk Puk :)
I sorry W. Ale tym razem nie trafiłeś w moje gusta. No owszem, sympatyczna komedyjka, ale znając fabułę (spektakl Nerwica Natręctw), nie było zaskoczenia, a gdy sobie porównywałem naszych aktorów i tych z hiszpańskiej wersji filmowej, to chyba więcej frajdy miałem w krajowym wydaniu.
Może dlatego, że tu nie tylko twarze, słowa odgrywały rolę, ale dość ważna była dynamiczna praca kamery, która sprawiała wrażenie, że w zamkniętym pomieszczeniu dzieje się dużo więcej i szybciej niż w rzeczywistości. Tak jakby sami aktorzy nie udźwignęli zainteresowania widza i trzeba było to podkręcać... Efekt taki sobie niestety. I chyba też niektóre "przypadki" były fajniej pokazane.
A o co tak naprawdę biega? O pokazanie ludzi z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, którzy spotykają się w poczekalni u terapeuty i ponieważ okazuje się, że ten się spóźnia, zaczynają ze sobą rozmawiać. Ktoś czuje nieodpartą potrzebę mycia rąk, ktoś inny boi się nastąpić na linię, ktoś jeszcze inny wciąż się żegna i musi sprawdzać wszystko po dziesięć razy. Znalazła się nawet osoba z zespołem Tourette'a. Niby takie rzeczy znamy, ale w dużym natężeniu wcale nie są ani przyjemne, ani zabawne, zwyczajnie utrudniają funkcjonowanie w społeczeństwie. W dużym natężeniu na ekranie wywołują efekt z jednej strony komiczny, który szybko ustępuje wrażeniu przesady, najważniejsze jednak, że nie przekracza się granic dobrego smaku. Bohaterowie nie są wyśmiewani, raczej idziemy w kierunku tego żeby ich zrozumieć i kibicować im w zmianie. Tyle razy już próbowali. Czy tym razem będzie inaczej?
Sympatyczne, ale szału nie ma. 

Kolejna propozycja to komedia familijna, nieźle zakręcona, chwilami nawet straszna, a ze względu na efekt wizualny nawet dorośli obejrzą ją z przyjemnością, wspominając przy okazji stare produkcje Roberta Zemeckisa, przy których sami się wychowali.
Bohaterem filmu jest osierocony chłopiec, którego wychowuje babcia, opowiadająca mu różne mroczne historie. Zawsze myślał, że są zmyślone, choć czuł trochę dreszczu emocji. Pewnego dnia jednak doświadczył na własnej skórze, że wiedźmy, które nienawidzą dzieci i chętnie by je wszystkie pozamieniały w zwierzęta, istnieją naprawdę.
Choć zamieniony przez w mysz, postanawia jednak spróbować przeciwstawić się im okropnym planom, a przy pomocy babci próbować odzyskać dawną postać.
Oj będzie się działo! Chwilami jest bardzo dziecinnie, ale są też ciekawe efekty, które naprawdę dzieciakom mogą napędzić trochę stracha (nic dziwnego skoro w produkcji maczał palce też Guillermo Del Toro. Wizualnie wybornie. Kolorowo i bez słodzenia. No fajna obsada (np. Anne Hathaway i Octavia Spencer).
Z dzieciakami, ale warto!


I wreszcie produkcja fińsko-estońska, może nie tyle komediowa, ale nostalgiczna i zbudowana trochę z absurdów jakie mogą powstawać jedynie w dziecięcej wyobraźni. Wiecie zabawy w wojnę, odgrywanie scenek lalkami, nieporadne próby podrywania... I dorośli, którzy muszą mieć cierpliwość, by te różne pomysły znosić, jednocześnie dbając o codzienność i martwiąc się tym co dzieje się wokół. To końcówka lat 80, niby ZSRR powoli się kruszy, ale wcale nie tak szybko jak to chyba postępowało u nas. Mamy więc manifestacje, ale i chusty pionierów, przywożone z zachodu dobroci, ale i urzędasów, którzy decydują co ci wolno a co nie. I to wszystko opowiadane przez chłopaka, który przeżywa odrzucenie ze względu na swoje pochodzenie, wygląd, zachowanie. Więcej nie zdradzę. Całkiem ciekawe. Szczególnie jeżeli pamiętacie te czasy, bo dla młodych to będzie zbyt surrealistyczne. My wiemy, że to niestety często była właśnie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz