Strony

środa, 12 stycznia 2022

Small world, czyli Vega na tropie handlu dziećmi

Kilka dni jakby luźniejszych, znowu człowiek się rozleniwia i zamiast spacerować, siedzi wieczorami przed ekranem. Jutro chyba też będzie notka filmowa. Ale tyle rzeczy kusi bo mam zaległości - i tak zaliczyłem ostatni sezon Chyłki, zabieram się za Nie patrz w górę, Ogrodników, a i starczyło czasu na nową produkcję Patryka Vegi. Niby sobie powtarzam wciąż: on mnie już niczym nie zaskoczy, wciąż robi to samo, to jego najnowszy film jest trochę inny. Nie tylko dlatego, że wychodząc z ambitnego postanowienia, zrobił go w większości po angielsku, ale wreszcie nie lepi scenariusza z głupich, szokujących scenek, jakichś anegdot i plotek, udając że stanowią spójną historię (choć i tu bywają sceny kompletnie z dupy). Small world nie jest bez wad, ale jest w tym jakaś historia i idea. Vega postanowił zrobić film o handlu dziećmi, pokazać kulisy ohydnego procederu pornografii dziecięcej, jak zwykle niestety stara się wepchnąć w fabułę zbyt wiele: porwania, "wujków", którzy przez lata budują chorą relację i potem dziecku już trudno wrócić do normalnego świata, prostytucję, jakieś imprezy satanistyczne dla bogaczy, rytualne ofiary z ludzi, ech... W którymś momencie zatraca się realizm i zaczyna to przypominać wizje równie chore jak zboczone produkcje jakichś zwyroli. A do tego sensacyjna walka samotnego policjanta, który przez wiele lat poświęca wszystko, by szukać śladu jednego dziecka i na koniec religijne obrazki na temat tego, że wszystkie grzechy można przecież odkupić. 
Oglądałem jako miniserial, choć podobnie jak i Polityka, była też wersja krótsza. Trudno powiedzieć która lepsza - nie ma tu wielkich dłużyzn, tempo jest dobre, raczej czepiałbym się siermiężności niektórych scen (oj czuć brak kasy) i mielizny scenariusza. Gra aktorska... Cóż. Na planie u Vegi chyba nie ma wielkiego nacisku na autentyczność. Schematy, miny, pozerstwo. Ale cóż. Ludzie i tak chcą to oglądać. Dla mnie zarośnięty Adamczyk jako super glina i samotny mściciel wypada cienko, Wieniawa też jest sztuczna, a reszta jest tu po prostu na drugim planie. Trochę absurdalny jest tu wątek obsesji głównego bohatera, jakby każdy kto styka się z pedofilią, prędzej czy później sam miał ciągoty w tym kierunku - scena u psychologa po prostu rozwala. Dlatego wkurza mnie ten film, jego niespójność - ani to dramat społeczny, ani dobry thriller, najbliżej mu schematyzmem do westernu, tyle że bohater nosi w sobie jakąś skazę i szuka samozagłady w zemście, a nie jedynie sprawiedliwości. Z jednej strony mamy dzieci, które zniszczył ten biznes, z drugiej sugeruje nam się, że niektóre mogą robić na tym niezłą karierę i pieniądze, być niezależne od swych opiekunów. Halo! Co z Wami nie tak? 

Za dużo tu dosłowności, ale takie wyolbrzymionej, jakby zamiast konsultanta od tematu wzięto do scenariusza jakiegoś nawiedzonego ewangelizatora, który zna wszystko jedynie z historii zasłyszanych od innych i wyciąga z nich to, co jego zdaniem ludzi poruszy. A Vega do tego próbuje dodać pikanterii, by jednak było trochę "mięsa" w zwiastunie. Efekt? Kto wie, może i produkcja ciekawsza od poprzednich filmów tego reżysera, ale to wciąż nie jest coś co warto oglądać. Poziom pierwszego Pitbulla wciąż nie do przeskoczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz