Strony

poniedziałek, 5 lipca 2021

Ojciec, czyli powoli tracę wszystko

Piękne, choć bardzo kameralne kino. To cudowne, że dobre teksty teatralne, odkrywane są dla kina i równie piękne, że dzięki takim scenariuszom, wielcy aktorzy mogą pokazać jeszcze raz swoją klasę.
Anthony Hopkins zasługuje na brawa, trzeba jednak powiedzieć, że to rola, w której pewnie wielu aktorów jego generacji mogłoby się odnaleźć, pokazując ten dziwny stan, gdy w swojej głowie wciąż jesteś w pełni sił, zdolny do samodzielności i zdziwiony albo i nawet wściekły, że otoczenie widzi to inaczej.
W początkowych minutach miałem trochę obaw, czy przypadkiem twórcy nie będą chcieli zrobić z tego thrillera, bazując na próbach manipulacji w otoczeniu starszego pana, na szczęście jednak tak się nie stało. Widz może czuć lekki dyskomfort, zdziwienie, ale to tym bardziej pomaga sobie uświadomić jak trudne jest funkcjonowanie z bliską osobą dotkniętą jakimiś zmianami neurologicznymi, choćby związanymi z demencją. I co ważne, pomaga to zobaczyć z dwóch stron. Bezradność. Złość. Szukanie rozwiązań, które tak naprawdę nie satysfakcjonują nikogo...
Piękny jest ten film, choć tak kameralny i surowy. Obok córki głównego bohatera i jego samego, niewiele tu postaci i niewiele nawet dialogów. A mimo to poruszając się w labiryncie zdarzeń, wnętrz i twarzy, raz przeżywając zagubienie, a innym razem podejrzewając oszustwo i oskarżając bliskich, dotykamy prawdziwego dramatu. Alzheimer niszczy nie tylko pamięć osoby dotkniętej chorobą, ale i więzi, to co było pięknego między ludźmi. Jak o tym mówić, jak o tym przypominać... Problemem przecież jest nie tylko złość, zniechęcenie, brak samodzielności. Hopkins pokazuje cały wachlarz nastrojów, łącznie z tymi chwilami, gdy już sam zaczyna sobie uświadamiać, że to z nim coś się dzieje, że coś traci bezpowrotnie. To nie i mieszkanie i pamiątki powinien się martwić, niestety trochę tak jest, iż miejsca i przedmioty sprawiają, że czujemy się bezpieczniej.
Ta historia wzrusza i trzyma za gardło, choć przecież nie ma tu żadnych fajerwerków. I to może właśnie jest dowód na stworzenie czegoś wyjątkowego... Mocno przeżywam ten film, bo mój tata po udarze też funduje nam spory rollercoaster, czasem trudno z nim wytrzymać, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że to wszystko nie wynika z jego złośliwości, ze złej woli, że on też się męczy, szukając słów, denerwując się, że nie potrafimy czegoś zrozumieć lub twierdzimy iż nie ma racji. Ile empatii i sił trzeba mieć w sobie, żeby towarzyszyć osobom starszym w pogłębiającej się demencji całą dobę, miesiącami czy latami i nadal wciąż dostrzegać w nich ten błysk świadomości i osobowości, którą się pokochało, mimo że ona jest tak głęboko już ukryta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz