Strony

środa, 23 czerwca 2021

Kwartet czyli starość nie jest dla mięczaków

MaGa: Starość. Temat niełatwy, odpychany od siebie najdłużej jak się da, ale i tak nadejdzie. Istotne jest tylko jak się w niej każdy z nas odnajdzie, a spektakl „Kwartet” w Ateneum daje nam niejako gotową receptę na lepszą jej jakość.

R.: Na pewno można powiedzieć o tym spektaklu, że jest pełen ciepła, że jest trochę sentymentalnym spojrzeniem wstecz. W końcu raczej nie ma nic wesołego w tym, że dawna sława przemija, a bywa też tak, że twój dalszy byt jest uzależniony od opieki społecznej, bo nie stać cię już na nic. To, że bohaterowie mogą egzystować w miarę przyzwoitych warunkach, to nie znaczy, że są szczęśliwi, że nie pragną powrotu do lat gdy mogli robić co chcieli. Co jest wesołego w tym, że jedną z niewielu radości jest posiłek, o ile zdążysz dopaść stołów przed innymi i nie zostaną dla ciebie resztki? Niby nie brakuje tu żartów z samych siebie, ale jak dla mnie to raczej gorzki spektakl, w którym nie tyle się śmiejemy, ale mamy z sympatią i szacunkiem spojrzeć na los dawnych gwiazd.


MaGa: Jesteśmy tak różni, ale przecież od nas zależy czy w tej różności znajdziemy coś, co na starość nam da osłodę i kogoś z kim będziemy mogli ją dzielić. W tym domu starców znaleźli się pasjonaci muzyki poważnej i jednocześnie ludzie, którzy się znają od dawna i dobrze rozumieją. Kiedyś ze sobą rywalizowali na scenie, teraz – mogą jedynie rozpamiętywać i wspominać dni pełne chwały.

R.: I to jest cudowne i bardzo prawdziwe, że oni wciąż są większą częścią siebie w przeszłości, bo teraźniejszość wcale nie jest najweselsza. Zdają sobie sprawę, że młodość nie wróci, ale tęsknią do niej, cieszą się wspomnieniami. Te ich wszystkie żarty, drobne złośliwości, też mają źródło często nie tyle w tym jak ktoś funkcjonuje teraz, ale raczej wynikają z tego, że się przez wiele lat znali, więc wokół każdego z nich narosła masa plotek i anegdot.
Ale nakreślmy najpierw może trochę samą fabułę.

MaGa: Jak co roku organizowany jest koncert z okazji urodzin kompozytora Giuseppe Vediego. Trójka przyjaciół: wycofany Reginald, niepoprawny podrywacz Wilfred i cierpiąca na chwilowe zaniki pamięci Cecily, niegdyś byli częścią kwartetu muzycznego; obecnie zastanawiają się jaki repertuar wybrać na uczczenie tego dnia. I w tym gorącym czasie w domu starców zjawia się Jean – pierwsza żona Reginalda, a jednocześnie czwarta osoba z ich kwartetu.

R.: Jean, która z nich wszystkich najdłużej utrzymywała się u szczytu popularności, znana trochę ze swej wyniosłości i elegancji. Czy jest szansa, by odkryła w nich i w sobie samej, tą młodą kobietę, otwartą i pełną entuzjazmu, gdy jeszcze wszyscy razem śpiewali na scenie? Czy to wciąż ich dawna przyjaciółka, czy już o nich zapomniała? Nie tylko Reginaldowi jest trudno w tej sytuacji. Jak się okazuje i dla niej to wszystko nie jest komfortowe. 



MaGa: Każde z nich w chwili obecnej ma jakieś dziwactwa, za którymi kryje się niechęć, niezgoda na starzenie się, oddanie statusu gwiazdy czy spadek formy. Jednak autor, a za nim reżyser, ani nad nimi nie ubolewa ani nie napusza się ich przyjaźnią (a w ostatecznym finale – miłością) czy wyrozumiałością. Subtelnie prowadzi nas do konkluzji, że wspólna pasja (tu: muzyka) mogą staruszkom przywrócić sens życia, pchnąć ich do działania nawet wbrew ich własnym ograniczeniom.

R.: No tak, gdy ciało już nie to samo i głos na pewno nie tak pewny, trzeba odwagi, by ponownie stanąć na scenie, nawet jeżeli to publiczność złożona z im podobnych, którzy powinni zrozumieć upływający czas (oj potrafią być bardzo surowymi odbiorcami). Może jednak znajdzie się jakiś pomysł, by koncert się odbył i nie okazał się klapą?

MaGa: Parafrazując słowa Leska Millera: nieważne jak zaczynamy, ważne jak kończymy… w „Kwartecie” wyraźnie widać jak nieważne są wyobrażenia o karierze, poklasku i byciu na piedestale wobec prawdziwej przyjaźni i miłości. Bohaterowie mają już za sobą życie w świetle fleszy, pełne pychy i ambicji; teraz mogą żyć życiem normalnych ludzi, choć mają też świadomość, że ich czas się bezlitośnie kurczy.

R.: Niełatwo pewnie być "normalnym człowiekiem" jeżeli zakosztowało się sławy, każdy więc naturalnie pragnie choćby namiastki tamtych emocji. I oto sami stwarzają sobie taką możliwość. Zapominając o lęku i wstydzie, o tym, że już nie wyglądają tak dobrze jak kiedyś.

MaGa: Bo to ma być niepowtarzalny koncert. Może ostatni w ich życiu. Jednak nim wybrzmi ze sceny, każde z nich odsłoni przed widzami swoje życie, swoje wzloty i upadki kiedyś oraz strachy i obawy dnia obecnego. To taka ciepła i bezpretensjonalna opowieść o tzw. jesieni życia, nie pozbawiona poczucia humoru.

R.: A dla nas dodatkowo świetna okazja do tego, by na scenie zobaczyć w takich trochę autoironicznych, trochę sentymentalnych rolach aktorów lubianych, ale i mających już za sobą pewnie więcej lat na scenie niż przed sobą (najmłodsza zdaje się w tym gronie jest Sylwia Zmitrowicz i pewnie w jej przypadku ciut przesadzam). Nie ukrywam, że to ogromna przyjemność i choćby dlatego "Kwartet" będę tak dobrze wspominał. Nikt tu nie wymaga od aktorów żeby robili z siebie błaznów (a to przecież się zdarza), tu śmiech jest dodatkiem, jedynie ociepla pewne refleksje na temat jesieni życia.

MaGa: I jaki z tego morał? Warto mieć pasję, warto ją rozwijać, walczyć o nią i ją wspierać. Warto mieć marzenia i je spełniać. Warto kochać i być kochanym, warto mieć przyjaciół i dbać o to by ich nie stracić. W doborowym towarzystwie nawet smutki nie mają szansy zaistnieć na dłużej. Pamiętajmy o tym. Zachwyciła mnie ostatnia scena, kiedy reaktywowany po latach kwartet zaczyna śpiewać… ten natychmiastowy błysk w oku, to prostowanie sylwetki, to podniesienie głowy do góry, ułożenie rąk… cały kwartet młodnieje w oczach, widać i miłość do muzyki i szacunek do siebie i innych. Jakby chcieli zaakcentować – miej pasję, bo ona da ci szczęście nawet wtedy, gdy wiek stawia na twej drodze przeszkody. Przepiękna scena. Piorunujący efekt. Cudo!

R.: Drugi akt dla mnie miał w sobie więcej energii, a finał faktycznie bardzo smakowity.

MaGa: Wspaniali aktorzy na scenie, piękna scenografia i ciekawe rozwiązanie z Arlekinem/Muzą. Bardzo mi się podobało połączenie projekcji video w tle ostatniej sceny z tym co działo się ze śpiewakami w trakcie wykonania kwartetu z „Rigoletta” Verdiego. Aż się wzruszyłam. Gorąco polecam ten spektakl.

Teatr Ateneum – Kwartet
autor: Ronald Harwood
przekład: Michał Ronikier
reżyseria: Wojciech Adamczyk
scenografia: Marcelina Początek- Kunikowska
kostiumy: Anna Englert
asystent reżysera: Magdalena Sowińska
Występują: Krzysztof Tyniec jako Wilfred Bond, Sylwia Zmitrowicz/Marzena Trybała jako Jean Horton, Magdalena Zawadzka jako Cecily Robson, Krzysztof Gosztyła jako Reginald Paget oraz Paulina Staniszek/Olga Gąsowska jako Arlekin/Muza
Aktorzy na projekcji video:
Paulina Gałązka, Katarzyna Ucherska, Dariusz Wnuk, Daniel Mosior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz