Strony
▼
poniedziałek, 31 sierpnia 2020
Rodzina od zaraz, czyli uśmiech i łezka wzruszenia
116 miesiąc prowadzenie Notatnika zamykam kolejną notką filmową, książki i teatr wejdą we wrześniu. A film świeżutko bo z wczoraj, więc wypadałoby na szybko. Z pozoru banalna komedia jakich wiele, ale ma w sobie to coś...
Co? Temat adopcji i trudności z jakimi zmagają się rodzice, którzy podejmują się wychowywania dzieciaków po różnych przejściach nie jest podejmowany zbyt często, a tu niby jest to zrobione trochę w komediowo-słodkim sosie, ale nie brakuje bardzo wielu ważnych, mądrych obserwacji i uwag. Z jakimi oczekiwaniami idą rodzice do ośrodka adopcyjnego? Jak sobie wyobrażają pierwsze miesiące, a jak wygląda rzeczywistość - to wszystko są ważne kwestie, które mogą się przydać nie tylko przyszłym rodzicom, ale całemu społeczeństwu, by mieli więcej w sobie wyrozumiałości, mniej oceniania...
niedziela, 30 sierpnia 2020
Strata i co dalej, czyli Dafne i Na zawsze razem
Dwa filmy poruszające wątek straty kogoś bliskiego. Jak układać sobie życie po czymś takim? Na pewno świadomość tego, że nie jest się samemu, że jest jeszcze ktoś, dla kogo musimy szybko się pozbierać, bardzo pomaga. Tylko w takim razie to nie tylko ten pomagający daje, bo i sam dostaje - nagle ma cel w życiu, sens, dający mu energię i nie pozwalający na poddanie się rozpaczy.
sobota, 29 sierpnia 2020
Ołowiany świt - Michał Gołkowski, czyli ci co wybrali inne życie
Już dawno książki z uniwersum STALKER zwróciły moją uwagę, ale jakoś nie było okazji zacząć spotkania z serią - wszak wypadałoby od początku. Upolowane w bibliotece i wreszcie jest. Miło, że nasze, krajowe, choć przecież rzecz dzieje się nie na naszych terenach, a bohater, choć Polak, traktowany jest trochę per noga, jako ten co odstaje, choćby językowo. Zona otacza czarnobylską elektrownię, ale to dość rozległy teren, który stał się ziemią niczyją, otoczoną przez różne wojska jako teren skażony, traktowany trochę jak poligon eksperymentalny i na pewno jako miejsce gdzie prawo nie obowiązuje. Kto tu wchodzi musi być tego świadomy - skoro to miejsce potworów i tego co nieznane, dla ludzi nie ma tu oficjalnie miejsca i można strzelać do wszystkiego co się rusza.
Mimo to jednak jest grupka ludzi, którzy dla pieniędzy, dla adrenaliny, dla własnej ciekawości, przedzierają się do Zony. Ona ich wzywa. Stalkerzy, bo tak ich zwą, współpracują ze sobą, z reguły jednak działają w pojedynkę, dokładnie tak jak Miszka. Nie dowiemy się dokładnie czemu porzucił swoje dawne życie, jak udało mu się przedostać przez granice, poznajemy go gdy siedzi w Zonie już jakiś czas i to on nas "oprowadza" po tym świecie.
Mimo to jednak jest grupka ludzi, którzy dla pieniędzy, dla adrenaliny, dla własnej ciekawości, przedzierają się do Zony. Ona ich wzywa. Stalkerzy, bo tak ich zwą, współpracują ze sobą, z reguły jednak działają w pojedynkę, dokładnie tak jak Miszka. Nie dowiemy się dokładnie czemu porzucił swoje dawne życie, jak udało mu się przedostać przez granice, poznajemy go gdy siedzi w Zonie już jakiś czas i to on nas "oprowadza" po tym świecie.
3 razy Polański, czyli Lokator, Nóż w wodzie i Chinatown
Wpis zaległy i powiedzmy z kategorii historia kina. Co by nie mówić miejsce dla Polańskiego na pewno tam znaleźć się powinno, a i znajomość jego filmów (szczególnie tych starszych) to rzecz na pewno zalecana dla kinomaniaków.
I w sumie nie wiem, który z trzech filmów, o których dziś lubię najbardziej. Nóż w wodzie kocham za muzykę (Komeda!) i zdjęcia. Ten kameralny a przecież nie pozbawiony jakiegoś psychologicznego napięcia dramat psychologiczny dał początek karierze Polańskiego, został bowiem bardzo dobrze przyjęty za granicą (gorzej w Polsce przez władze, bo daleki jest od tematów do których podjęcia zachęcano).
I w sumie nie wiem, który z trzech filmów, o których dziś lubię najbardziej. Nóż w wodzie kocham za muzykę (Komeda!) i zdjęcia. Ten kameralny a przecież nie pozbawiony jakiegoś psychologicznego napięcia dramat psychologiczny dał początek karierze Polańskiego, został bowiem bardzo dobrze przyjęty za granicą (gorzej w Polsce przez władze, bo daleki jest od tematów do których podjęcia zachęcano).
piątek, 28 sierpnia 2020
Lockdown - Robert Ziębiński, czyli gdy stan konta przestaje się liczyć
Niby w fabule jest trochę schematów, ale fakt, iż Ziębiński wykorzystał doświadczenie lockdownu, którego wszyscy tak niedawno dotknęliśmy, sprawia, że lektura może wywołać ciarki. Rząd z dnia na dzień ogłasza restrykcje, nakaz noszenia masek, wychodzenia z domu, zamyka placówki, zakazuje wypłat z kont, a zaskoczeni ludzie zaczynają protestować. Zagrożenie jest realne, czy jednak przesadzone? Do czego posunie się władza, wykorzystując policję i wojsko, by ludzie przestrzegali zakazów? Dla ilu ludzi to okazja do tego by szybko się wzbogacić, wykorzystując brak kontroli, opuszczenie sklepów? I w to wszystko autor wrzuca dwójkę ludzi zdeterminowanych, by nie bać się ani wirusa, ani chaosu, jaki ogarnia miasto i kraj. Mają jedynie 72 godziny na uratowanie nastoletniej dziewczyny.
czwartek, 27 sierpnia 2020
Propaganda - The Sparks, czyli piosenka o kichaniu i inne szaleństwa
Odkryłem ten zespół dość przypadkowo, trafiając w aucie na audycję, która dość przekrojowo pokazywała ich twórczość. A grają przecież od końcówki lat 60, wciąż eksperymentując, nagrywając i zaskakując. W sumie nawet nie wiem jak dokładnie określić ich muzykę - czasem są bardziej rockowi, czasem bardziej elektroniczni, ale zawsze jedno pozostaje bez zmian: bardzo charakterystyczny wokal (niczym falset) i chórki. W połączeniu z pomysłem na teksty i kompozycję, są trudni do pomylenia z kimkolwiek innym. Trzeba chyba spróbować kilku utworów, żeby zrozumieć o co chodzi. To natychmiast wpada w ucho i nie daje spokoju.
Piosenka o kosiarce? O kichaniu? A czemu by nie. Radosne i melodyjne powtarzanie jakiejś frazy, która równie mocno bawi, drażni i zachwyca? To właśnie The Sparks.
Piosenka o kosiarce? O kichaniu? A czemu by nie. Radosne i melodyjne powtarzanie jakiejś frazy, która równie mocno bawi, drażni i zachwyca? To właśnie The Sparks.
wtorek, 25 sierpnia 2020
Filadelfia, czyli te nasze uprzedzenia
Minęło ponad ćwierć wieku, ja oglądam ten film chyba po raz czwarty, a i tak robię to z przyjemnością. Że chwilami ckliwy? No i co z tego. Wzrusza tak jak powinien, pokazuje mocno pewien problem (który nie zniknął i bynajmniej nie chodzi o lęk przed AIDS), no i to aktorstwo! Tom Hanks naprawdę jest tu genialny, chwilami nawet trudno go poznać i to nawet nie kwestia charakteryzacji, ale tego jak stara się pokazać postać, którą gra.
Muszę streszczać? Andrew Beckett (Tom Hanks) jest młodym, odnoszącym sukcesy prawnikiem zatrudnionym w prestiżowej filadelfijskiej kancelarii. Mężczyzna ukrywa fakt iż choruje na AIDS, ale poświęca pracy tyle co nikt. Nagle jednak z dnia na dzień jest wyrzucony - jak podejrzewa po tym gdy ktoś zauważa u niego mięsaki. Szuka więc prawnika, który pomoże mu zaskarżyć dawnego pracodawcę. I znajduje. Kogoś z kim już stawał w szranki przed sędzią. Joe Miller (Denzel Washingston) specjalizuje się w obronie tych, którzy czują się skrzywdzeni, nawet on jednak początkowo nie chce pomóc? Czemu? Uważa że sprawa jest z góry przegrana. No i nie lubi homoseksualistów.
Muszę streszczać? Andrew Beckett (Tom Hanks) jest młodym, odnoszącym sukcesy prawnikiem zatrudnionym w prestiżowej filadelfijskiej kancelarii. Mężczyzna ukrywa fakt iż choruje na AIDS, ale poświęca pracy tyle co nikt. Nagle jednak z dnia na dzień jest wyrzucony - jak podejrzewa po tym gdy ktoś zauważa u niego mięsaki. Szuka więc prawnika, który pomoże mu zaskarżyć dawnego pracodawcę. I znajduje. Kogoś z kim już stawał w szranki przed sędzią. Joe Miller (Denzel Washingston) specjalizuje się w obronie tych, którzy czują się skrzywdzeni, nawet on jednak początkowo nie chce pomóc? Czemu? Uważa że sprawa jest z góry przegrana. No i nie lubi homoseksualistów.
poniedziałek, 24 sierpnia 2020
Oczy z Rigela - Roy Jacobsen, czyli kochał czy nie kochał?
Saga rodziny Barroøy - kolejna odsłona. Jeżeli chcecie zerknijcie w spis przeczytanych na poprzednie tomy. Nadal jest surowo i bardzo specyficznie, w tym tomie jednak zmienia się trochę klimat. Wojna się skończyła, ale to nie znaczy, że wszyscy odetchnęli z ulgą i teraz wszystko im się układa. Ingrid nosi głęboko w sercu potrzebę odnalezienia tego, który na chwilę zmienił jej życie. Nie czeka długo, próbuje zostawić wszystko na wyspie w jak największym porządku, a potem wyrusza w podróż ze swoją malutką córeczką.
niedziela, 23 sierpnia 2020
Artemis Fowl, czyli piszę tylko dla zasady
Skoro staram się o większości rzeczy jakie czytam czy oglądam coś napisać, to formalności niech się stanie zadość. Choć wcale nie mam ochoty. Boże, co się stało z Kennethem Branaghiem, że reżyseruje takie gówna? Staruszkowi wydaje się, że potrafi zrobić coś atrakcyjnego dla młodzieży? Disney kusi go kasą?
Co by to nie było, nie powinien się za to zabierać i jeszcze wciągać w to niezłych aktorów (Farrell, Dench). Artemis Fowl to jedna z rzeczy jaką z córkami w lekturach jakoś pominęliśmy, oglądając ekranizację miałem więc otwartą głowę, bez oczekiwań. To co zobaczyłem jednak sprawia, że przenigdy nie chcę już mieć do czynienia z tą serią. I to mimo, że film ewidentnie zrobiony został jako wprowadzenie do dłuższej historii.
Co by to nie było, nie powinien się za to zabierać i jeszcze wciągać w to niezłych aktorów (Farrell, Dench). Artemis Fowl to jedna z rzeczy jaką z córkami w lekturach jakoś pominęliśmy, oglądając ekranizację miałem więc otwartą głowę, bez oczekiwań. To co zobaczyłem jednak sprawia, że przenigdy nie chcę już mieć do czynienia z tą serią. I to mimo, że film ewidentnie zrobiony został jako wprowadzenie do dłuższej historii.
sobota, 22 sierpnia 2020
Kochaj albo jedź - Penny Reid, czyli niebezpieczny, ale jakże pociągający
Całkiem sympatyczna wakacyjna lektura odmóżdżająca.
Zgłosiłem się trochę dla żartu, bo jak coś reklamują jako lekturę dla kobiet, które kochają brodaczy, a sam jestem brodaczem... No to wiecie. A broda teraz dłuższa niż na fotce obok.
Nie spodziewałem się wiele, ale ta obietnica z okładki: duuuużo dobrego seksu, sprawiła, że mogło być przynajmniej zabawnie.
A jak jest? Całkiem zwyczajnie. To nie tyle erotyk ani żadne tam porno, co po prostu obyczaj, tyle że ze współczesną bohaterką, która nie rumieni się na słowo penis, potrafi - gdy tego chce - pierwsza podjąć jakąś aktywność i dość otwarcie mówić o swoich potrzebach. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają i gdy człowieka dopadnie głębsze uczucie, to i tak wzdycha i rozdziera każdą sytuację na 100 drobnych kawałeczków, niczym kilkaset lat temu. Kocha czy nie kocha? A to co czuję to jedynie pożądanie czy prawdziwa miłość? Iść za sercem, czy za głową?
Zgłosiłem się trochę dla żartu, bo jak coś reklamują jako lekturę dla kobiet, które kochają brodaczy, a sam jestem brodaczem... No to wiecie. A broda teraz dłuższa niż na fotce obok.
Nie spodziewałem się wiele, ale ta obietnica z okładki: duuuużo dobrego seksu, sprawiła, że mogło być przynajmniej zabawnie.
A jak jest? Całkiem zwyczajnie. To nie tyle erotyk ani żadne tam porno, co po prostu obyczaj, tyle że ze współczesną bohaterką, która nie rumieni się na słowo penis, potrafi - gdy tego chce - pierwsza podjąć jakąś aktywność i dość otwarcie mówić o swoich potrzebach. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają i gdy człowieka dopadnie głębsze uczucie, to i tak wzdycha i rozdziera każdą sytuację na 100 drobnych kawałeczków, niczym kilkaset lat temu. Kocha czy nie kocha? A to co czuję to jedynie pożądanie czy prawdziwa miłość? Iść za sercem, czy za głową?
piątek, 21 sierpnia 2020
Ostatnia walka - Rachel E. Carter, czyli jak go uratować?
Rzadko kiedy tak uparcie kończę cykl młodzieżowy, bo najczęściej wystarcza mi pierwszy tom. Czarnego Maga jakoś jednak postanowiłem dokończyć, choć przyznaję się - głównie dlatego, że EMPIK GO dawało bezpłatnie audiobooki, a w aucie i na rower to jak znalazł.
Zamykam więc cykl, oddycham z ulgą i mogę w kilku zdaniach powiedzieć o odczuciach. Pierwszy tom, był całkiem, całkiem, drugi i trzeci słabsze, a czwarty... Cóż Ry nie przestaje mnie drażnić, bo nawet gdy podejmuje decyzję o zdradzie ukochanego, nie przestaje wzdychać i rozpaczać. Ten tom ma przynieść finalne rozstrzygnięcia, ale nie spodziewajcie się spektakularnych bitew i przesuwania pionków na planszy. Carter nadal opowiada tę samą historię, w której jest kilka najważniejszych postaci i wokół nich wszystko się kręci. Są rozgrywki polityczne, bohaterka wikła się w spisek buntowników przeciw królowi, ale choć to ona poświęci najwięcej, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nie wie dokładnie w jakiej grze bierze udział.
Zamykam więc cykl, oddycham z ulgą i mogę w kilku zdaniach powiedzieć o odczuciach. Pierwszy tom, był całkiem, całkiem, drugi i trzeci słabsze, a czwarty... Cóż Ry nie przestaje mnie drażnić, bo nawet gdy podejmuje decyzję o zdradzie ukochanego, nie przestaje wzdychać i rozpaczać. Ten tom ma przynieść finalne rozstrzygnięcia, ale nie spodziewajcie się spektakularnych bitew i przesuwania pionków na planszy. Carter nadal opowiada tę samą historię, w której jest kilka najważniejszych postaci i wokół nich wszystko się kręci. Są rozgrywki polityczne, bohaterka wikła się w spisek buntowników przeciw królowi, ale choć to ona poświęci najwięcej, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nie wie dokładnie w jakiej grze bierze udział.
czwartek, 20 sierpnia 2020
Postraszymy, czyli Kronika opętania, Topielisko. Klątwa La Llorony, Ekstaza
Rzadko sięgam po ten gatunek, ale uzbierało się to łapcie:
Kronika opętania ma już trochę latek, nadal jednak da się oglądać, a wątki polskie jakie tu się pojawiają, mogą sprawić dodatkową frajdę. Zawsze gdy w grę wchodzą dzieci, horror dla mnie jako rodzica staje się bardziej straszny, a tu choć może nie ma jakichś super efektów, to parę razy ciarki mogą przejść.
Kto straszy? Twórcy są oryginalni - Dybuk i demonologia rodem z religii żydowskiej chyba rzadko gości w horrorach. Co prawda nie spotkałem się z rytuałami egzorcyzmów, ale być może tam też są odprawiane.
Przyczyną kłopotów jest... skrzynka. Niezwykła, bo sprzed lat, oznaczona dziwnymi symbolami i bez możliwości otworzenia. Zdaje się, że otwiera się wtedy, gdy nadejdzie odpowiednia chwila, czy raczej odpowiednia ofiara. Tym razem będzie nią nieduża dziewczynka.
Kronika opętania ma już trochę latek, nadal jednak da się oglądać, a wątki polskie jakie tu się pojawiają, mogą sprawić dodatkową frajdę. Zawsze gdy w grę wchodzą dzieci, horror dla mnie jako rodzica staje się bardziej straszny, a tu choć może nie ma jakichś super efektów, to parę razy ciarki mogą przejść.
Kto straszy? Twórcy są oryginalni - Dybuk i demonologia rodem z religii żydowskiej chyba rzadko gości w horrorach. Co prawda nie spotkałem się z rytuałami egzorcyzmów, ale być może tam też są odprawiane.
Przyczyną kłopotów jest... skrzynka. Niezwykła, bo sprzed lat, oznaczona dziwnymi symbolami i bez możliwości otworzenia. Zdaje się, że otwiera się wtedy, gdy nadejdzie odpowiednia chwila, czy raczej odpowiednia ofiara. Tym razem będzie nią nieduża dziewczynka.
środa, 19 sierpnia 2020
Wzgórze - Ivica Prtenjača, czyli o jakże miła odmiana
Przyznaję się do tego, że często czytam po kilka tytułów na raz, jak coś nie idzie, to na chwilę odkładam, zabieram się za coś innego gatunkowo. Czytadła w wakacje idą najłatwiej, stąd one na notatniku goszczą często, ale chyba dużo bardziej cieszą mnie takie lektury jak "Wzgórze". Po prostu na dłużej zapadają w sercu i głowie, a i językowo zachwycają dużo bardziej.
A gdy jeszcze ma się okazję dotknąć trochę innej kultury, innego regionu, to zapowiada się uczta. Tym razem zapraszam więc do Chorwacji, a dokładniej, na niedużą wyspę w Dalmacji. To właśnie tam udaje się bohater powieści. Nie na urlop, nie na wypoczynek, ale szukając ucieczki od dotychczasowego życia, od ludzi i od siebie samego. Przez kilka miesięcy będzie mieszkał na odludziu, na szczycie góry, by pomagać w ten sposób lokalnej społeczności chronić ich przed pożarami. Turyści bowiem niejednokrotnie niosą ze sobą duże zagrożenie, a straż pożarna jest nieliczna i nie zawsze dotrze na zalesione wzgórze na czas, jeżeli nikt ich nie powiadomi.
A gdy jeszcze ma się okazję dotknąć trochę innej kultury, innego regionu, to zapowiada się uczta. Tym razem zapraszam więc do Chorwacji, a dokładniej, na niedużą wyspę w Dalmacji. To właśnie tam udaje się bohater powieści. Nie na urlop, nie na wypoczynek, ale szukając ucieczki od dotychczasowego życia, od ludzi i od siebie samego. Przez kilka miesięcy będzie mieszkał na odludziu, na szczycie góry, by pomagać w ten sposób lokalnej społeczności chronić ich przed pożarami. Turyści bowiem niejednokrotnie niosą ze sobą duże zagrożenie, a straż pożarna jest nieliczna i nie zawsze dotrze na zalesione wzgórze na czas, jeżeli nikt ich nie powiadomi.
wtorek, 18 sierpnia 2020
Wielka, czyli Huzzah!
Nie tak dawno mieliśmy serial o Katarzynie Wielkiej, a tu już kolejny. Ten jednak jest zupełnie inny. Sami twórcy ostrzegają, że historia jest jedynie "momentami prawdziwa", a w wielu recenzjach powraca porównanie do "Faworyty". Aż tak bym daleko nie szedł, bo aktorsko, scenariuszowo i pod każdym innym względem serialowi daleko do tamtego dzieła, jest podobny jednak pod jednym względem: może szokować i za nic ma nasze przyzwyczajenia do wyobrażeń o kinie kostiumowym.
W tej opowieści więcej jest jednak satyry, groteski i żenujących żartów, niż jakiejkolwiek próby opowiedzenia bardziej poważnej historii (co było ambicją Faworyty). Oto Katarzyna przyjeżdża do Rosji jako młodziutka, niewinna dziewczyna i na każdym kroku przeżywa szok w zderzeniu z manierami swojego męża, zwyczajami na dworze i generalnie światem tak odległym od jej lektur, marzeń i ambicji.
W tej opowieści więcej jest jednak satyry, groteski i żenujących żartów, niż jakiejkolwiek próby opowiedzenia bardziej poważnej historii (co było ambicją Faworyty). Oto Katarzyna przyjeżdża do Rosji jako młodziutka, niewinna dziewczyna i na każdym kroku przeżywa szok w zderzeniu z manierami swojego męża, zwyczajami na dworze i generalnie światem tak odległym od jej lektur, marzeń i ambicji.
poniedziałek, 17 sierpnia 2020
Ile zostało z życia, czyli Lillian i Człowiek, który wszystkich zaskoczył
Dwa filmy raczej dla smakoszy kina artystycznego, bo to seanse niełatwe do strawienia dla przeciętnego zjadacza chleba. Cóż, każdy lubi coś innego. Jeżeli jednak nie przeraża Was cisza, śledzenie obrazów bez jakiejś akcji, lubicie wyzwania i kombinowanie po seansie, zachęcam do spróbowania.
Oba łączy Rosja, choć w nieoczywisty sposób. Inspiracją do scenariusza Lillian była bowiem autentyczna historia dziewczyny, rosyjskiej (a może raczej polskiej skoro to lata 20 XX wieku, a jej ojczyzny wcześniej na mapie nie było) imigrantki, która postanowiła wyruszyć do swojej ojczyzny pieszo, bez pieniędzy i dokumentów trasą przez Alaskę i mając nadzieję na przebycie cieśniny Beringa. Austriacki reżyser przeniósł jej historię (mocno zmieniając) do czasów współczesnych, czyniąc z niej nie tylko kino drogi, ale i ciekawy portret mieszkańców USA i ich problemów.
niedziela, 16 sierpnia 2020
Małe Licho i lato z diabłem - Marta Kisiel, czyli każdy lubi przygody
Pokochałem bohaterów Dożywocia, ale wciąż się nie mogę nadziwić z jaką przyjemnością, ja stary koń pod 50-tkę, czytam odgałęzienie tej serii dla dzieciaków. To jakby na chwilę człowiek cofał się do czasów gdy sam był prawie nastolatkiem, odkrywał pierwsze książki przygodowe, ale wokół siebie wciąż wyszukiwał okazję do wypraw i czegoś ekscytującego (nawet jeżeli to były miejsca nie zalecane przez dorosłych). Trochę z tej atmosfery odkrywam w serii o Małym Lichu, czy raczej o Bożku i jego cudownej i bardzo dziwnej rodzince.
Chłopiec wyrasta wśród potworów, dziwadeł, duchów i innych mniej lub bardziej niesamowitych stworzeń, bo jego rodzice nie widzą w tym nic złego. Zdecydowali jednak, by poszedł do normalnej szkoły, by bawił się z rówieśnikami, więc jest w nim zarówno cząstka tego świata, który dla jego kolegów jest raczej niedostępny, ale i normalne doświadczenia, emocje, jakich doświadcza każde dziecko. Bawiąc się, ciesząc, obrażając, strojąc fochy, wstydząc błędów, musząc przeprosić, czując dumę, smutek, tęsknotę, czyli przeżywając to wszystko na co składa się życie, wciąż dorastamy, rozwijamy się, w naturalny sposób ucząc się tego co trzeba. A dorośli nie muszą jedynie chuchać i dmuchać, we wszystkim pomagać, zabraniać, ale po prostu być obok gdy trzeba. To właśnie kocham w książkach Marty Kisiel w tej "dziecięcej" serii. O ile w "Dożywociu", znajdziemy jakieś elementy fantasy i humoru, to trudno powiedzieć, żeby czegoś uczyły. A te uczą! Zarówno dzieci, jak i dorosłych. Uczą tak wiele! I w tak mądry sposób.
Chłopiec wyrasta wśród potworów, dziwadeł, duchów i innych mniej lub bardziej niesamowitych stworzeń, bo jego rodzice nie widzą w tym nic złego. Zdecydowali jednak, by poszedł do normalnej szkoły, by bawił się z rówieśnikami, więc jest w nim zarówno cząstka tego świata, który dla jego kolegów jest raczej niedostępny, ale i normalne doświadczenia, emocje, jakich doświadcza każde dziecko. Bawiąc się, ciesząc, obrażając, strojąc fochy, wstydząc błędów, musząc przeprosić, czując dumę, smutek, tęsknotę, czyli przeżywając to wszystko na co składa się życie, wciąż dorastamy, rozwijamy się, w naturalny sposób ucząc się tego co trzeba. A dorośli nie muszą jedynie chuchać i dmuchać, we wszystkim pomagać, zabraniać, ale po prostu być obok gdy trzeba. To właśnie kocham w książkach Marty Kisiel w tej "dziecięcej" serii. O ile w "Dożywociu", znajdziemy jakieś elementy fantasy i humoru, to trudno powiedzieć, żeby czegoś uczyły. A te uczą! Zarówno dzieci, jak i dorosłych. Uczą tak wiele! I w tak mądry sposób.
sobota, 15 sierpnia 2020
Belgravia, czyli tytuły, pieniądze i namiętność
Nowy serial ekipy „Downton Abbey” przypomina poprzednią produkcję, choć wydaje się trochę nudniejszy. Pierwszy odcinek rozczarował, potem jednak trochę się wciągnąłem i tych elementów, które przypominają poprzednią produkcję jest coraz więcej. Obok obrazków z życia wyższych sfer oraz tych, którzy do nich aspirują, pojawia się coraz więcej scenek ze służbą, która plotkuje, knuje intrygi, narzeka i marzy...
Paranormalne. Prawdziwe historie nawiedzeń - Michał Stonawski, czyli nie tylko zamki, dwory i ruiny
Doceniam pasję autora, mam jednak pewien kłopot z jego książką. W żaden bowiem sposób nie przekonuje mnie sposób prowadzenia przez niego narracji w poszczególnych rozdziałach. Wychodzi z jednej sprawy, potem nagle przeskakuje na inną, jedne kończy, inne nie, trochę pisze o swoich odwiedzinach "nawiedzonych" miejsc, szybko to jednak urywa i zagłębia się w dywagacje, które moim zdaniem donikąd nie prowadzą.
Ci którzy wierzą w zjawiska paranormalne, nawiedzenia, chyba nie odnajdą tu tych emocji jakich by się spodziewali i potwierdzenia swoich odczuć. A ci którzy nie wierzą? Tym bardziej wzruszą ramionami, że to materiał nie dający żadnych odpowiedzi.
Dziwi nawet to, że w dzisiejszych czasach, gdy tak łatwo o różne źródła, autor sugeruje, iż nie jest możliwe znalezienie właścicieli domostw mających kilka dekad. Takich zdziwień zresztą miałem więcej. Rozumiem, że z góry odrzuca się coś, co zbytnio przypomina schemat legendy, bo rzadko kiedy znajdzie się w takich historiach ziarnko prawdy. Ale kto zatem decyduje, które wydarzenie z przeszłości miałoby mieć największy wpływ na to, że jakieś miejsce jest nawiedzone?
Ci którzy wierzą w zjawiska paranormalne, nawiedzenia, chyba nie odnajdą tu tych emocji jakich by się spodziewali i potwierdzenia swoich odczuć. A ci którzy nie wierzą? Tym bardziej wzruszą ramionami, że to materiał nie dający żadnych odpowiedzi.
Dziwi nawet to, że w dzisiejszych czasach, gdy tak łatwo o różne źródła, autor sugeruje, iż nie jest możliwe znalezienie właścicieli domostw mających kilka dekad. Takich zdziwień zresztą miałem więcej. Rozumiem, że z góry odrzuca się coś, co zbytnio przypomina schemat legendy, bo rzadko kiedy znajdzie się w takich historiach ziarnko prawdy. Ale kto zatem decyduje, które wydarzenie z przeszłości miałoby mieć największy wpływ na to, że jakieś miejsce jest nawiedzone?
piątek, 14 sierpnia 2020
Annie Hall, czyli czy rozumiesz czym jest miłość?
Od czasu do czasu warto wrzucić notkę z czymś starszym, żeby przypomnieć młodszemu pokoleniu, że filmu powstawały również przed rokiem 2000. I to lepsze!
Żartuję - sam nadrabiam różne zaległości albo oglądam coś ponownie z przyjemnością, a potem staram się dołączyć notkę do tej dłuuuugiej listy obejrzanych filmów.
Z Allenem jest tak, że albo się go lubi albo nie trawi. Większość filmów ma przegadanych, ale to właśnie w tych dialogach ukrywa się to za co kochamy tego reżysera. Inteligentne dowcipy, trochę neurotyczne grzebanie we własnych emocjach, rozważanie na głos tego, o czym rzadko się mówi. Nikt tak ciekawie nie pokazuje różnych frustracji, lęków, nerwic, jednocześnie bawiąc rozbrajającą szczerością i przykuwając uwagę, bo w tych jego poszukiwaniach idealnego związku, obrazu siebie, który by nie dołował, radości życia i odpowiedzi na różne pytania, jest coś fascynującego.
Żartuję - sam nadrabiam różne zaległości albo oglądam coś ponownie z przyjemnością, a potem staram się dołączyć notkę do tej dłuuuugiej listy obejrzanych filmów.
Z Allenem jest tak, że albo się go lubi albo nie trawi. Większość filmów ma przegadanych, ale to właśnie w tych dialogach ukrywa się to za co kochamy tego reżysera. Inteligentne dowcipy, trochę neurotyczne grzebanie we własnych emocjach, rozważanie na głos tego, o czym rzadko się mówi. Nikt tak ciekawie nie pokazuje różnych frustracji, lęków, nerwic, jednocześnie bawiąc rozbrajającą szczerością i przykuwając uwagę, bo w tych jego poszukiwaniach idealnego związku, obrazu siebie, który by nie dołował, radości życia i odpowiedzi na różne pytania, jest coś fascynującego.
Potop - Salcia Hałas, czyli ballada o rezygnacji
Po lekturze takiej książki, to i notka powinna być jakaś wyjątkowa.
Urywana.
Chaotyczna.
A jednocześnie udająca, że jest w niej więcej treści niż naprawdę jest.
Tylko ja chyba tak nie potrafię.
To nie tylko zabawa formą, tworzenie poematu prozą.
Konstrukcja tekstu.
Trzeba jeszcze mieć w głowie jakąś historię.
I choćby się wydawało komuś, że tu nie ma treści, nie ma akcji, to przecież ważne są postacie, choćby i przerysowane oraz realia w jakich tkwią, jakoś już wcale tak nie odległe od rzeczywistości.
Dziki Bill czyli żeby tak nie zadzierał nosa
Obecnie by jakiś serial kryminalny został zapamiętany, trzeba czegoś wyjątkowego - czasem twórcy stawiają na plener, klimat, czasem na ciekawego bohatera. W przypadku Dzikiego Billa trudno mi wskazać czym to coś miałoby być. Sceneria to leniwe brytyjskie peryferia, ale jakoś mocno ich się nie eksponuje, bohater to cynik, w dodatku dość zadufany w sobie i nie przepadający za ludźmi. Za co go lubić? Za to, że w Stanach miał sukcesy? Teraz przybył tu by realizować misję jakiej nikt nie chciał się podjąć - dokonać reorganizacji, której efektem mają być duże oszczędności.
czwartek, 13 sierpnia 2020
Blizna - Auður Ava Ólafsdóttir, czyli jak żyć z ranami
Seria Skandynawska potrafi zachwycić, ale czasem i zaskoczyć, tak jak miało to miejsce w przypadku mojej lektury "Blizny". Jak dla mnie to powieść zszyta z zupełnie dwóch odmiennych narracji i o ile pierwsza, niełatwa, dawała do myślenia, druga niestety rozczarowuje banalnością odpowiedzi na pytania, które wcześniej się mogły pojawić u czytelnika.
Bohater - Jonas Ebenezer - jest człowiekiem, który stanął na jakimś zakręcie i nagle stwierdza, że nie widzi już sensu dalszego życia. Nic go nie cieszy, na nic nie czeka. Tak naprawdę nawet spotkania z ludźmi męczą, bo wciąż zmuszają go do odłożenia tego co sobie zaplanował.
Jak tego dokonać, żeby nikogo jednocześnie nie narazić na stres? Może wyjechać za granicę, tam gdzie nikt nie jeździ, gdzie nikt go nie zna i nikt nie będzie się nim interesował?
Bohater - Jonas Ebenezer - jest człowiekiem, który stanął na jakimś zakręcie i nagle stwierdza, że nie widzi już sensu dalszego życia. Nic go nie cieszy, na nic nie czeka. Tak naprawdę nawet spotkania z ludźmi męczą, bo wciąż zmuszają go do odłożenia tego co sobie zaplanował.
Jak tego dokonać, żeby nikogo jednocześnie nie narazić na stres? Może wyjechać za granicę, tam gdzie nikt nie jeździ, gdzie nikt go nie zna i nikt nie będzie się nim interesował?
Siedem sióstr, czyli polityka jednego dziecka
Dawno nie było na Notatniku Fantastyki? Ano filmowo niewiele ciekawego upolowałem, a literacko mam sporo w zapasie, ale ciężko uporać się z zaległościami. "Siedem sióstr" to może nie świeżynka, bo ma już dwa lata, sam pomysł jednak mi się spodobał na tyle, że przymykam oko na schematyczną sieczkę w drugiej połowie obrazu.
Co w nim oryginalnego? Oto świat, w którym zgodnie z prawem można posiadać jedynie jedno dziecko. Przeludnienie sprawiło, że restrykcje są bardzo ostre - pociechy odbierane są zaraz po urodzeniu, a te które przeżyły rejestrowane w specjalnych bankach danych i jedynie one mogą poruszać się, choć i tak z pewnym ograniczeniami. Pewien człowiek tak kochał swoje dzieci, że wymyślił sposób na przechytrzenie systemu - skoro wszystkie siedmioraczki są płci żeńskiej i w miarę do siebie podobne, to będą korzystać z jednej tożsamości, po prostu wychodząc z domu w inne dni tygodnia.
Co w nim oryginalnego? Oto świat, w którym zgodnie z prawem można posiadać jedynie jedno dziecko. Przeludnienie sprawiło, że restrykcje są bardzo ostre - pociechy odbierane są zaraz po urodzeniu, a te które przeżyły rejestrowane w specjalnych bankach danych i jedynie one mogą poruszać się, choć i tak z pewnym ograniczeniami. Pewien człowiek tak kochał swoje dzieci, że wymyślił sposób na przechytrzenie systemu - skoro wszystkie siedmioraczki są płci żeńskiej i w miarę do siebie podobne, to będą korzystać z jednej tożsamości, po prostu wychodząc z domu w inne dni tygodnia.
środa, 12 sierpnia 2020
MoMo - Różowy/Niebieski, czyli niby sprzed roku, ale dla mnie hit
Buszując po sieci w płytach z ubiegłego roku można czasem znaleźć bardzo sympatyczne i mało znane rzeczy. Ania Ołdak, nagrywająca jako MoMo ma świetny głos, a jej kompozycje naprawdę wpadają w ucho. Gdy tak modne jest proste granie Kwiatu Jabłoni, aż dziwne, że te kawałki nie zwróciły większej uwagi. Są bardziej popowe, mniej tu akustyki, ale słychać podobną lekkość i radość.
wtorek, 11 sierpnia 2020
Dalekie Pawilony - M. M. Kaye, czyli czy można mieć dwie ojczyzny
Jak przyjemnie jest czasem zanurzyć się w takie powieści, ciągnące się latami, pełne dramatów, uniesień i porażek, pełne szczęścia i smutku. Dwa tomy (bo tak wznowiło to Wydawnictwo Poznańskie), to cegły po blisko 800 stron, niełatwe do czytania w komunikacji bo wielkie, nieporęczne. Lektura też raczej do powolnego podążania za bohaterami, a nie wciągająca bez reszty na ileś dni i wieczorów. Autorka wychowała się w Indiach, zna je można by rzec od podszewki, wiadomo jednak, że dla miejscowych nigdy nie będzie "swoja". To rozdarcie - bycie "inną", a jednocześnie nigdzie do końca nie akceptowaną, tą miłość do kraju, do jego kultury, do różnorodności, do jego historii i do przeciwieństw jakie w nim tkwią, starała się zawrzeć w tej powieści.
2xBurton i Deep, czyli Sweeney Todd i Mroczne cienie
Tim Burton w duecie z Johny'm Deep'em stworzyli kilka niezapomnianych produkcji. Niestety zdarzyło się im tworzyć też rzeczy mniej udane. Można w nich dostrzec pewne elementy, które gdzie indziej zagrały, ale jak widać nie zawsze szablon się sprawdza. Nie wystarczy Deep w kolejnych maskach, minach, makijażach, nie wystarczy humor, bajkowa scenografia i odrobina okropieństw. Aby było oryginalnie musi być materiał wyjściowy.
Tymczasem "Mroczne cienie" od początku trąciły kiczem - to produkcja zdaje się z lat 60, serialowy koszmarek, opera mydlana z wątkami demonicznymi nie jest tak komediowa jak Rodzina Adamsów, ale jej fabuła jest zbyt prosta i dziecinna jak na poważny film dla dorosłych.
Tymczasem "Mroczne cienie" od początku trąciły kiczem - to produkcja zdaje się z lat 60, serialowy koszmarek, opera mydlana z wątkami demonicznymi nie jest tak komediowa jak Rodzina Adamsów, ale jej fabuła jest zbyt prosta i dziecinna jak na poważny film dla dorosłych.
poniedziałek, 10 sierpnia 2020
Nie ma nas w domu, czyli mieć czy być
Ken Loach przyzwyczaił nas do tego, że opowiada o ciężkim losie zwyczajnego człowieka, którego życie wciąż toczy się pod górkę. Jak by nie chciał zmienić swojego losu, to system, silniejsi, bogatsi, wciąż mu dopieprzają. Czy swoimi filmami jest coś w stanie zmienić, uwrażliwić nas trochę, przekonać, że to nie pieniądz jest najważniejszy, a relacje? Ośmielam się wątpić. Może jednak otworzy oczy tym, którzy biegają w tym kołowrotku i pozwoli uwierzyć, że jest inna droga?
"Nie ma nas w domu" nie jest seansem przyjemnym. To dość depresyjne gdy obserwujemy jak bohaterowie z uporem starają się zapewnić swoim dzieciom sensowny byt, a jedynym wyjściem jakie widzą to pracować więcej i ciężej.
"Nie ma nas w domu" nie jest seansem przyjemnym. To dość depresyjne gdy obserwujemy jak bohaterowie z uporem starają się zapewnić swoim dzieciom sensowny byt, a jedynym wyjściem jakie widzą to pracować więcej i ciężej.
Latający słoń/Dzieci księżyca - Boris Akunin, czyli walka równie istotna jak ta w okopach
Druga odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią. A może powinienem napisać trzecia i czwarta odsłona? Przecież każda książka przynosi dwie oddzielne historie. Łączą je bohaterowie, łączy je klimat i czas w jakim umieszczona jest fabuła. Po wybuchu I wojny światowej cała Europa stanęła w ogniu, ale poza zmaganiami na froncie bezpośrednim, jest również nie mniej ważna inna linia walk: wywiadów i szpiegów, którzy za wszelką cenę chcą przeciągnąć szansę na swoją stronę. Zniszczyć potencjał militarny, wykraść plany, siać destrukcję - to front, który w równie wielkim stopniu może wpłynąć na zwycięstwo jak ten z okopami.
Akunin umiejętnie wykorzystuje tło historyczne, pokazuje atmosferę w jednostkach, czy nastroje wśród młodych w miastach, a jednocześnie snuje sensacyjno-przygodową intrygę, ubarwiając ją ilustracjami i fragmentami utworów muzycznych jakie jego zdaniem mogłyby towarzyszyć poszczególnym scenom ekranizacji.
niedziela, 9 sierpnia 2020
Kierunek Dolny Śląsk, czyli wciąż nam mało
Długa przerwa na blogu, ale ani kompa ze sobą nie brałem, ani nawet jakbym go miał i tak pewnie bym nic nie pisał. Intensywne kilka dni urlopu zaplanowanego na ostatnią chwilę, a potem jeszcze bonus, czyli doba spędzona z przyjaciółmi w drugim końcu Polski. Prawie półtora tysiąca km. w 6 dni. Ale ile wspomnień. I ile zdjęć. Dlatego postanowiłem popełnić kolejną notkę krajoznawczą.
Wracamy w region, który kiedyś już "liznęliśmy" (kto ma ochotę niech zajrzy tu), już jednak wiemy, że będziemy do niego wracać, bo jeszcze wiele przed nami, lista jest dłuuuga, a niektóre miejsca odwiedzone chcemy zaliczyć raz jeszcze. W dobie koronawirusa niestety wiele rzeczy jest mocno ograniczonych (wszystkie atrakcje ekstremalne) lub nie starczyło na nie czasu. Ale po kolei.
Wracamy w region, który kiedyś już "liznęliśmy" (kto ma ochotę niech zajrzy tu), już jednak wiemy, że będziemy do niego wracać, bo jeszcze wiele przed nami, lista jest dłuuuga, a niektóre miejsca odwiedzone chcemy zaliczyć raz jeszcze. W dobie koronawirusa niestety wiele rzeczy jest mocno ograniczonych (wszystkie atrakcje ekstremalne) lub nie starczyło na nie czasu. Ale po kolei.
niedziela, 2 sierpnia 2020
Psychoterapeutka - Helene Flood, czyli prawie idealne życie
Psycholog zabiera się za pisanie kryminałów? To może być niezłe. Dodajmy do tego jeszcze skandynawski klimat. O! Oczekiwania rosną. Może dlatego lektura "Psychoterapeutki" okazuje się niestety rozczarowaniem - gdyby od początku powiedziano, że to schematyczne czytadło, w którym więcej z obyczaju, niż thrillera, pewnie bym nie marudził. Ale skoro obiecywano emocje...
No to szczerze: zabrakło mi ich.
Nawet wątek pracy psychoterapeutycznej nie został do końca wykorzystany. A powiedziałbym, że Sara jak na profesjonalistkę ma raczej słaby wgląd w siebie i własne uczucia, nie radzi sobie z sytuacją i jest pogubiona bardziej niż czytelnik, który dość szybko wpada na pewne rozwiązania.
No to szczerze: zabrakło mi ich.
Nawet wątek pracy psychoterapeutycznej nie został do końca wykorzystany. A powiedziałbym, że Sara jak na profesjonalistkę ma raczej słaby wgląd w siebie i własne uczucia, nie radzi sobie z sytuacją i jest pogubiona bardziej niż czytelnik, który dość szybko wpada na pewne rozwiązania.
Projekt Koliber, czyli za czym wciąż gonimy
Coś co było reklamowane jako thriller, okazało się raczej dramatem i to dość mocno rozwodnionym emocjonalnie, zainteresował mnie jednak temat tego filmu, czyli coś co napędzało bohaterów.
A tym czymś był... czas.
Przeliczanie każdej milisekundy na sukces, na pieniądze - nam się kojarzy to ze sportem, a tu okazuje się, że jeszcze większe znaczenie ma to dla handlujących akcjami. Aż dziwne, że urzędy kontrolujące giełdę jeszcze nie doszły do wniosku, że to forma oszustwa - skoro masz informacje o tym co będzie kupowane lub sprzedawane przed innymi, to posiadasz bezcenne informacje... Niby każdy twój ruch też wpływa na wartość akcji, ale nawet z tej różnicy w ciągu doby masz zysk rzędu milionów dolarów.
W głowie się nie mieści.
A tym czymś był... czas.
Przeliczanie każdej milisekundy na sukces, na pieniądze - nam się kojarzy to ze sportem, a tu okazuje się, że jeszcze większe znaczenie ma to dla handlujących akcjami. Aż dziwne, że urzędy kontrolujące giełdę jeszcze nie doszły do wniosku, że to forma oszustwa - skoro masz informacje o tym co będzie kupowane lub sprzedawane przed innymi, to posiadasz bezcenne informacje... Niby każdy twój ruch też wpływa na wartość akcji, ale nawet z tej różnicy w ciągu doby masz zysk rzędu milionów dolarów.
W głowie się nie mieści.