Akcja charytatywna "Nadzieja" wymyślona przez Agorę zrodziła się gdy wszyscy siedzieliśmy zamknięci w domach, w środku pandemii. I pięknie. Podobno większość z autorów z radością się w to włączyła, wszystkie pozostałe prace zostały również dokonane w czynie społecznym, a teraz, gdy już możemy cieszyć się końcowym produktem, wszystkie pieniądze idą na rzecz potrzebujących, a szczególnie w kierunku domów pomocy społecznej. I to jest piękne. I to jest radość. Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten cel.
Gdy jednak mamy do czynienia z książką, trudno jednak nie dokonać dodatkowo oprócz oceny "społecznej", tej bardziej merytorycznej, czyli tego czy warto to przeczytać. Z zastrzeżeniem oczywiście, że to opowiadania, bo nie każdy je lubi, a wśród nich jest również poezja, co również może niektórych zdziwić. Po dokonaniu tych zastrzeżeń kilka zdań ode mnie. Jest bardzo różnorodnie.
Strony
▼
czwartek, 30 lipca 2020
Wypocznij i zgiń - Marta Matyszczak, czyli a może chata dla miłośników kryminałów
Siódme spotkanie z Szymonem Solańskim, Różą Kwiatkowską i Guciem. I mimo, że sama formuła już mnie trochę nudzi, coraz więcej jest zawiłych historii z przeszłości, a coraz mniej tego co pokochaliśmy, czyli zwariowanych akcji jakie funduje nam na trójca, wciąż czytam z przyjemnością.
Może dobrym pomysłem jest ciągnięcie bohaterów w różne miejsca - tym razem jest to Szczawnica. Zmienia się tło, zmieniają się postacie drugoplanowe, za każdym razem autorka funduje nam nową historię. Ja jednak obstaję wciąż przy tym, że w cyklach lubimy najbardziej bohaterów, a tych przez próbę rozbudowania jakiejś intrygi kryminalnej połączonej z przeszłością, jest coraz mniej.
Nadal bawią. Ich wzajemne przekomarzanki, próby udowodnienia sobie, że coś zrobią lepiej, podchody w stylu: ja wiem, że ty wiesz... No i cudowny Gucio.
Może dobrym pomysłem jest ciągnięcie bohaterów w różne miejsca - tym razem jest to Szczawnica. Zmienia się tło, zmieniają się postacie drugoplanowe, za każdym razem autorka funduje nam nową historię. Ja jednak obstaję wciąż przy tym, że w cyklach lubimy najbardziej bohaterów, a tych przez próbę rozbudowania jakiejś intrygi kryminalnej połączonej z przeszłością, jest coraz mniej.
Nadal bawią. Ich wzajemne przekomarzanki, próby udowodnienia sobie, że coś zrobią lepiej, podchody w stylu: ja wiem, że ty wiesz... No i cudowny Gucio.
środa, 29 lipca 2020
Kubrick geniuszem jest i basta, czyli Doktor Strangelove i Full Metal Jacket
Kilka dni temu rocznica urodzin Stanleya Kubricka, uczciłem ją seansem z "Jak przestałem się martwić i pokochałem bombę", do tego dorzucam jeszcze notkę, która długo czekała na swoją kolej, czyli "Full Metal Jacket" i powoli wypełnia się moja kronika z filmami tego reżysera.
"Doktor Strangelove". Dowód na to, że można zrobić ostrą satyrę która jest aktualna nawet po 50 latach za nieduże pieniądze. Trudno bowiem nie uśmiechać się na siermiężność efektów i różnych scen, a jednocześnie wszystko to pasuje idealnie do wymowy tego filmu. Te przerysowania postaci, idiotyczne chwilami wypowiadane teksty, a jednocześnie to co widzimy wywołuje ciarki, bo przecież tak niewiele brakuje, by doprowadzić do tragedii. Wystarczy jeden szaleniec, a potem już skoro trudno odwrócić bieg wydarzeń, nie zabraknie fanatyków, którzy będą parli do przodu.
"Doktor Strangelove". Dowód na to, że można zrobić ostrą satyrę która jest aktualna nawet po 50 latach za nieduże pieniądze. Trudno bowiem nie uśmiechać się na siermiężność efektów i różnych scen, a jednocześnie wszystko to pasuje idealnie do wymowy tego filmu. Te przerysowania postaci, idiotyczne chwilami wypowiadane teksty, a jednocześnie to co widzimy wywołuje ciarki, bo przecież tak niewiele brakuje, by doprowadzić do tragedii. Wystarczy jeden szaleniec, a potem już skoro trudno odwrócić bieg wydarzeń, nie zabraknie fanatyków, którzy będą parli do przodu.
wtorek, 28 lipca 2020
Napad i co dalej, czyli Król złodziei i Wściekłe psy
Miało być o Kubricku, ale może przełożę na jutro, a dziś coś na szybko i wracam do lektury. Wreszcie doczekałem się światłowodu, więc może skończą się problemy z netem, szkoda tylko, że akurat teraz mam taki czas, że albo chęci albo czasu na korzystanie z tego kompletnie nie ma. Przyda się na zimę. Wtedy będzie szaleństwo serialowo-filmowe. A póki co wygrzebuję z archiwum tytuł, który czekał na notkę chyba ponad rok i dokładam do niego świeżynkę.
Z tym, że niestety okazuje się, że nowe rzeczy nie dają takiej frajdy jak klasyka - przygrywają i aktorstwem i scenariuszem i dialogami... No pod każdym względem.
Lubię Michaela Caine'a i chyba tylko dla niego wytrzymałem do końca, licząc, że może choć na zakończenie zafunduje nam się jakąś niespodziankę. Zabrakło pomysłu, zabrakło ikry.
I choć sam napad i ich przekomarzanki podczas skoku na sejf z precjozami jubilerów z całej ulicy ogląda się fajnie, to potem wszystko rozłazi się w szwach.
Z tym, że niestety okazuje się, że nowe rzeczy nie dają takiej frajdy jak klasyka - przygrywają i aktorstwem i scenariuszem i dialogami... No pod każdym względem.
Lubię Michaela Caine'a i chyba tylko dla niego wytrzymałem do końca, licząc, że może choć na zakończenie zafunduje nam się jakąś niespodziankę. Zabrakło pomysłu, zabrakło ikry.
I choć sam napad i ich przekomarzanki podczas skoku na sejf z precjozami jubilerów z całej ulicy ogląda się fajnie, to potem wszystko rozłazi się w szwach.
poniedziałek, 27 lipca 2020
W domu, czyli tęskniąc za tym co za oknem
Ciekawy projekt filmowy HBO, choć raczej w całości jedynie dla smakoszy kina artystycznego. 16 filmowców i 14 krótkometrażowych produkcji. Bez narzucania formuły, treści. Łączy je jedno - powstały w czasie pandemii. Każdy z nich miał robić to bez wielkiej ekipy i miał na to 4 tygodnie.
Czasem ten filmy są dość proste - wystarczyło włączyć kamerę i rejestrować samo życie. I szczerze mówiąc jak dla mnie większość z nich na tym wygrywa. Liczy się bowiem pomysł, szczerość. Gdy wyobraźnia zostanie uwolniona i człowiek ma ochotę pobawić się w proroka, demiurga, filozofa, który chce głosić jakieś swoje teorie, robi się niestety chwilami dziwnie.
Wspomnienia, przypadkowe zdjęcia, rzeczywistość i reżyserowane sceny tworzą ponad dwugodzinną mozaikę.
Znani i mniej znani. I niby to tylko ciekawostka filmowa, to również pewien znak naszych czasów. Pewnie gdyby nie przymusowa kwarantanna trudno by ich wszystkich było zebrać.
niedziela, 26 lipca 2020
Czarny Mag. Kandydatka - Rachel E. Carter, czyli tylko albo aż Druga
Pisałem już o dwóch częściach. Pisałem tak: wzdycha i walczy
i zabrakło pomysłów. No to teraz czas na trzeci tom cyklu. I wreszcie trochę więcej jest polityki, a tym samym jakichś detali na temat świata wymyślonego przez Rachel E. Carter. Co prawda większość akcji dzieje się dworze królewskim, ale intrygi to na szczęście coś ciekawszego niż fundowane w drugim tomie "praktyki" naszej bohaterki. Do mieszanki fantasy i romansu, może dojdzie jeszcze jakaś bardziej rozbudowana akcja, a nie same pojedynki i skromne potyczki.
Ryiah dalej mnie denerwuje, powoli już jednak przyzwyczajam się do tego jej: zrobię tak abo zrobię inaczej. Niby męczy się na dworze, nie chce być oficjalną księżniczką, przeraża ją to, że zostanie wepchnięta w rolę jakiej sobie nie wyobraża, ale przecież nie zostawi ukochanego Darrena. Chce walczyć, chce dokonywać bohaterskich czynów, chce być podziwiana, chce zdobyć szatę maga (pokonując przy tym Darrena), czyli wciąż jest dzieckiem zapatrzonym w siebie i swoje marzenia. I aż dziw, że czasem impuls emocjonalny popycha ją w stronę, w której akurat potrzebna jest taka rozchwiana i porywcza osóbka.
sobota, 25 lipca 2020
Biograficznie i kontrowersyjnie, czyli Funny Cow oraz Mapplethorpe
Dwa ciekawe filmy biograficzne. Kontrowersyjne, bo też i ich bohaterowie nie wszystkim muszą się podobać. Ciekawie jednak przyjrzeć się pewnym wyborom, cechom charakteru, ale i jakiejś sile, którą trzeba mieć, by wejść na szczyt kariery.
Funny Cow. Brzmi dziwnie prawda? Bo też to i nie nazwisko, ale pseudonim sceniczny znanej w Wielkiej Brytanii komiczki. Znana z niewyparzonego języka, opowiadała nie tylko ostre żarty, ale i z ogromną szczerością opowiadała również o swoim życiu, w którym nie brakowało bolesnych momentów.
Funny Cow. Brzmi dziwnie prawda? Bo też to i nie nazwisko, ale pseudonim sceniczny znanej w Wielkiej Brytanii komiczki. Znana z niewyparzonego języka, opowiadała nie tylko ostre żarty, ale i z ogromną szczerością opowiadała również o swoim życiu, w którym nie brakowało bolesnych momentów.
piątek, 24 lipca 2020
Czarny deszcz, czyli Amerykanie kontra yakuza
Przez najbliższe dwa dni czeka Was milczenie na blogu, więc dziś może dwie notki. Powoli porządkuję zaległe szkice, ale z przykrością stwierdzam, że o niektórych filmach już nie napiszę, bo słabo je pamiętam po iluś miesiącach. Mój błąd - skoro nie napisałem od razu.
Ale dzisiejszy wpis o starociu za lat 80 daje mi okazję do jeszcze jednej informacji (o ile jeszcze do Was nie dotarła). JustWatch uruchomiło polską wersję serwisu! O ile lubicie szukać rzeczy po rekomendacjach wcześniej oglądanych filmów to tu macie dodatkową frajdę - informację na temat gdzie możecie legalnie coś obejrzeć! Baza rzeczywiście robi wrażenie, więc pewnie przyda się niejednemu maniakowi filmowemu.
A dziś na Notatniku dwóch gigantów. Michael Douglas i Ridley Scott. Rok 1989 i produkcja trochę zapomniana, wciąż dająca jednak sporo frajdy. Taka mieszanka Brudnego Harry'ego i wyobrażeń Amerykanów o Japonii. Zanim dotarła do nas moda na kino gangsterskie z Azji, już próbowano opowiadać historię o przestępcach budzących grozę większą niż mafia sycylijska. Tyle, że z amerykańskiego punktu widzenia. Poza tym, że Azjaci są sztywni, mało skłonni do współpracy, trudni do zrozumienia ze swoimi przyzwyczajeniami i zasadami, to i mniej skuteczni - w końcu ktoś musi im udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak "nie da się". I to prawie w pojedynkę.
Ale dzisiejszy wpis o starociu za lat 80 daje mi okazję do jeszcze jednej informacji (o ile jeszcze do Was nie dotarła). JustWatch uruchomiło polską wersję serwisu! O ile lubicie szukać rzeczy po rekomendacjach wcześniej oglądanych filmów to tu macie dodatkową frajdę - informację na temat gdzie możecie legalnie coś obejrzeć! Baza rzeczywiście robi wrażenie, więc pewnie przyda się niejednemu maniakowi filmowemu.
A dziś na Notatniku dwóch gigantów. Michael Douglas i Ridley Scott. Rok 1989 i produkcja trochę zapomniana, wciąż dająca jednak sporo frajdy. Taka mieszanka Brudnego Harry'ego i wyobrażeń Amerykanów o Japonii. Zanim dotarła do nas moda na kino gangsterskie z Azji, już próbowano opowiadać historię o przestępcach budzących grozę większą niż mafia sycylijska. Tyle, że z amerykańskiego punktu widzenia. Poza tym, że Azjaci są sztywni, mało skłonni do współpracy, trudni do zrozumienia ze swoimi przyzwyczajeniami i zasadami, to i mniej skuteczni - w końcu ktoś musi im udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak "nie da się". I to prawie w pojedynkę.
czwartek, 23 lipca 2020
Herosi. 20 historii o polskich olimpijczykach - Adam Szczepański, czyli podnieść się i walczyć
Co prawda olimpiady w tym roku nie ma, ale Wydawnictwo ZNAK nie wycofało się z planów wydawniczych i oto mamy kolejną ciekawą pozycję, która w prostej i atrakcyjnej formie przybliża życiorysy ciekawych postaci. Tym razem właśnie olimpijczyków.
Znajdziemy tu prawdziwe legendy sportu polskiego, ale i postacie być może mniej znane, będące jednak dowodem na to jak niełatwa bywa droga do medalu, ile trzeba siły nie tylko fizycznej, ale i psychicznej.
Podziwiamy ich za wytrwałość, bijemy brawa za sukcesy, doceńmy jednak ich osobowość i całą drogę jaką musieli pokonać, by stanąć na podium. A droga ta nie zawsze była prosta.
Znajdziemy tu prawdziwe legendy sportu polskiego, ale i postacie być może mniej znane, będące jednak dowodem na to jak niełatwa bywa droga do medalu, ile trzeba siły nie tylko fizycznej, ale i psychicznej.
Podziwiamy ich za wytrwałość, bijemy brawa za sukcesy, doceńmy jednak ich osobowość i całą drogę jaką musieli pokonać, by stanąć na podium. A droga ta nie zawsze była prosta.
wtorek, 21 lipca 2020
Patchwork - Passenger, czyli od serducha
Szukając muzyki do odkrycia, próbuję różnych rzeczy, ale jakoś tak śmiesznie się składa, że nawet gdy postanawiam sobie: znajdę coś ostrego, potem i tak klikam, klikam i to co wpada w ucho, by zostać przy tym na dłużej, to rzeczy bardzo spokojne, wyciszone.
Chyba to jakaś tęsknota za harmonią, za melodią, a nadmierne natężenie dźwięków raczej drażni niż daje poczucie przyjemności.
To zmiana na stałe? A może przejściowe...
W każdym razie na Notatniku postać, której chyba jeszcze nie było. Passenger to pseudo Michaela Rosenberga, który swoimi kawałkami obdarowuje świat już kilkanaście lat. Na koncie ma na pewno jeden wielki przebój, czyli "Let her go", nie robi wielkich eksperymentów, po prostu nagrywa swoje. I za to można go polubić lub po prostu odłożyć na półkę z napisem "sympatyczne, ale na dłuższą metę nudne". W większej dawce dopiero go odkrywam i słucham tego z dużą przyjemnością, choć przyznaję, jest w tym troszkę monotonii. Wszystko chyba zależy od nastroju.
Chyba to jakaś tęsknota za harmonią, za melodią, a nadmierne natężenie dźwięków raczej drażni niż daje poczucie przyjemności.
To zmiana na stałe? A może przejściowe...
W każdym razie na Notatniku postać, której chyba jeszcze nie było. Passenger to pseudo Michaela Rosenberga, który swoimi kawałkami obdarowuje świat już kilkanaście lat. Na koncie ma na pewno jeden wielki przebój, czyli "Let her go", nie robi wielkich eksperymentów, po prostu nagrywa swoje. I za to można go polubić lub po prostu odłożyć na półkę z napisem "sympatyczne, ale na dłuższą metę nudne". W większej dawce dopiero go odkrywam i słucham tego z dużą przyjemnością, choć przyznaję, jest w tym troszkę monotonii. Wszystko chyba zależy od nastroju.
poniedziałek, 20 lipca 2020
Najlepsza gra o kotach, czyli proste a daje frajdę
W sobotę kolejne spotkanie przy planszy i nagle okazuje się, że czwórka dorosłych osób najlepiej bawi się przy grze, która wydawałoby się, że jest dla dzieci. Jakby co pewnie niedługo Tomek z zaprzyjaźnionego Board Games Addiction pewnie niedługo napisze więcej i wrzuci swoje foty, a ja posiłkując się fotami z Empiku gdzie już sobie zamówiłem egzemplarz dla siebie, piszę choć parę zdań.
FoxGames już nazwą potrafił przyciągnąć uwagę - co to jest najlepsza gra o kotach? Przecież tyle ich było wcześniej. Trudno powiedzieć czy rzeczywiście najlepsza, ale na pewno bardzo sympatyczna i sprawdza się zarówno wśród młodszych, jak i dorosłych. Zasady są proste, ale trzeba trochę nakombinować, jeżeli chce się wygrać. A i cena nie jest tragiczna, bo przecież karcianki zwykle są sporo tańsze od pudeł z planszą. Podobało mi się zarówno opracowanie plastyczne kart, jak i pozostałe elementy.Ale o co biega i czy rzeczywiście to takie fajne...
W głębi lasu, czyli no i po co rozdrapywać rany
Gdy parę tygodni zacząłem oglądać "W głębi lasu", pisali o nim wszyscy, co mocno zniechęcało do pisania czegokolwiek, ale dla formalności warto chyba zostawić ślad na Notatniku. W końcu to nie jest zły serial, a i jako polska produkcja na Netlfixie została zauważona również na świecie. Może trochę zadziałał tu efekt autora pierwowzoru - w końcu Coben to marka znana i lubiana, ważne jednak, że nasi twórcy nie podeszli do tego jak do zadania do odbębnienia. Postarali się opowiedzieć historię znaną z powieści, ale przenieść ją w nasze realia i przy okazji opowiedzieć trochę o naszych demonach. Może emocje jakie w ludziach siedzą, oskarżenia gdy coś się dzieje naszym dzieciom, chęć ich obrony za każdą cenę, jest podobny na całym świecie, ale oglądając ten serial, cały czas myślimy sobie: jak ktoś dobrze potrafił to ponazywać i poukładać.
Zaczynamy w przeszłości - na obozie letnim dla nastolatków w roku 1994 (choć ja mam wrażenie, że to nawet wcześniej, bo kto by na apele chadzał?), gdzie przyglądamy się różnym wygłupom, puszeniu się, przyjaźniom i kłótniom młodych ludzi. Wiadomo - nawet najlepszy opiekun nie da rady sprawować kontroli non stop, zwłaszcza gdy ośrodek duży i w środku lasu, nic więc dziwnego, że młodzi urywają się spod opieki, wykorzystując noc na nowe, ekscytujące przygody.
Zaczynamy w przeszłości - na obozie letnim dla nastolatków w roku 1994 (choć ja mam wrażenie, że to nawet wcześniej, bo kto by na apele chadzał?), gdzie przyglądamy się różnym wygłupom, puszeniu się, przyjaźniom i kłótniom młodych ludzi. Wiadomo - nawet najlepszy opiekun nie da rady sprawować kontroli non stop, zwłaszcza gdy ośrodek duży i w środku lasu, nic więc dziwnego, że młodzi urywają się spod opieki, wykorzystując noc na nowe, ekscytujące przygody.
niedziela, 19 lipca 2020
Quichotte - Salman Rushdie, czyli witajcie w erze Wszystko Się Może Zdarzyć
Nie będzie mi chyba łatwo napisać notkę o "Quichotte", bo próba
oddania tego co w niej chodzi sprawi, że albo będziecie podejrzewać
grafomanię, albo fabułę tak skomplikowaną, że nie ma się ochoty po nią
sięgać. Jest to powieść lekka, a zarazem złożona, zabawna i poważna,
sięgająca po masę popkulturowych odwołań i skojarzeń, a jednocześnie oryginalna.
Skojarzenie jakie miałem (i pojawiło się dość szybko) - oto Vonnegut
stworzył coś bez kosmitów (choć jest i taka scena tutaj). To właśnie ten
poziom humoru i absurdu, w którym ci, którzy spróbują się zanurzyć,
odkrywają ze zdumieniem ile w tym jest prawdy o świecie nas otaczającym,
gorzkiej refleksji o ludzkiej kondycji.
O czym pisze Salman Rushdie?
A o czym nie pisze... Ukłon w stronę Cervantesa i odwołanie do jego słynnej powieści jest okazją do pokazania równie szalonej podróży do ukochanej, by poprzez kolejne próby udowodnić jej swoją miłość. Ta znowu służy pokazaniu Ameryki i jej mieszkańców z różnymi ich wadami, jak choćby uzależnienie od telewizji, od leków, rasizmu, konsumpcjonizmu. Ta konstrukcja jest jednak piętrowa i na samym jej spodzie (lub szczycie jak ktoś woli się wspinać niż schodzić w głąb) jest sam autor, z różnymi swoimi refleksjami na temat roli swojego pisania, kreowania światów, osób, emocji, które nagle na oczach czytelnika zaczynają żyć własnym życiem.
O czym pisze Salman Rushdie?
A o czym nie pisze... Ukłon w stronę Cervantesa i odwołanie do jego słynnej powieści jest okazją do pokazania równie szalonej podróży do ukochanej, by poprzez kolejne próby udowodnić jej swoją miłość. Ta znowu służy pokazaniu Ameryki i jej mieszkańców z różnymi ich wadami, jak choćby uzależnienie od telewizji, od leków, rasizmu, konsumpcjonizmu. Ta konstrukcja jest jednak piętrowa i na samym jej spodzie (lub szczycie jak ktoś woli się wspinać niż schodzić w głąb) jest sam autor, z różnymi swoimi refleksjami na temat roli swojego pisania, kreowania światów, osób, emocji, które nagle na oczach czytelnika zaczynają żyć własnym życiem.
Plan na życie, czyli Gospodynie nie istnieją i Gość
Nawet wydawałoby się banalne filmy, mogą czasem przynieść ciekawe obserwacje co do priorytetów życiowych jakie lansuje się lub też jakie obserwuje się w różnych krajach. Można oczywiście się spierać, że to samo życie, a zdrada czy rozstanie się nie powinny być potępiane, gdy się bierze pod lupę ilość tego typu wątków naprawdę pojawia się pytanie co było pierwsze: jajko czy kura. To obraz rzeczywistości, czy jednak również jej kreowanie...
Gość. Produkcja włoska, pokazująca niedojrzałość włoskich (czy tylko?) facetów, ich przywiązanie do mam, ale generalnie też trudną sytuację wielu związków w dzisiejszym świecie. Gdy człowiek przyzwyczaja się trochę do jakiegoś stanu, powoli opadają emocje, a to co piękne normalnieje, może pojawia się poczucie nudy, nagle wszystko co nowe wydawać się będzie takie ekscytujące. I co z tym się zrobi świadczy w dużej mierze o dojrzałości.
Gość. Produkcja włoska, pokazująca niedojrzałość włoskich (czy tylko?) facetów, ich przywiązanie do mam, ale generalnie też trudną sytuację wielu związków w dzisiejszym świecie. Gdy człowiek przyzwyczaja się trochę do jakiegoś stanu, powoli opadają emocje, a to co piękne normalnieje, może pojawia się poczucie nudy, nagle wszystko co nowe wydawać się będzie takie ekscytujące. I co z tym się zrobi świadczy w dużej mierze o dojrzałości.
sobota, 18 lipca 2020
Córka nieboszczyka - Joanna Jodełka, czyli co mają pszczoły do masonów
Nowy cykl komediowo-kryminalny, czyli Siostry Raj. Przyjemne, wakacyjne, ma potencjał, choć jak to często się zdarza w tym gatunku, raczej komediowy, niż kryminalny. Niby są trupy, podejrzenie morderstwa, jakieś podejrzenia, bardziej ciekawiło mnie jednak to jak bohaterka poradzi sobie w nowej sytuacji ze wszystkimi problemami jakie walą się jej na głowę, niż to do czego doprowadzi ją śledztwo. Może po prostu za dużo tych wszystkich podejrzeń, o kradzież, o niecne zamiary, o ukrywanie prawdy, o chciwość, o zatajanie przeszłości i wreszcie o morderstwo.
Bohaterkami są siostry, ale co ważne: przyrodnie, bo też iskrzenie między nimi będzie tu ważnym punktem fabuły. Dotąd się nie znały, choć Angelina wiedziała, że jest ma rodzeństwo, a ona sama jest owocem przygody, o którym być może nawet jej ojciec nie wiedział.
Teraz w każdym razie pojawia się na horyzoncie i oczekuje, że otrzyma jaką część majątku po zmarłym tatusiu, czym budzi niezłą rewolucję - zgrozę u dalszej rodziny i szok u swojej siostry Tycjany. Wyobraźcie sobie, gdyby ktoś wprowadził się do waszego domu i zapowiedział, że nie odejdzie dopóki nie dostanie połowy majątku...
Bohaterkami są siostry, ale co ważne: przyrodnie, bo też iskrzenie między nimi będzie tu ważnym punktem fabuły. Dotąd się nie znały, choć Angelina wiedziała, że jest ma rodzeństwo, a ona sama jest owocem przygody, o którym być może nawet jej ojciec nie wiedział.
Teraz w każdym razie pojawia się na horyzoncie i oczekuje, że otrzyma jaką część majątku po zmarłym tatusiu, czym budzi niezłą rewolucję - zgrozę u dalszej rodziny i szok u swojej siostry Tycjany. Wyobraźcie sobie, gdyby ktoś wprowadził się do waszego domu i zapowiedział, że nie odejdzie dopóki nie dostanie połowy majątku...
piątek, 17 lipca 2020
Quiz, czyli któż by nie chciał zostać milionerem
Trzyodcinkowy serial HBO może nie porywa dramatyzmem, ale to naprawdę ciekawa historia i żeby było śmieszniej, wcale nie taka oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Skandal związany z brytyjską edycją Milionerów (to tam wymyślono ten format) skończył się procesem, bo stacja telewizyjna nie chciała wypuścić z rąk miliona funtów. Czy mieli powody, by oskarżyć właśnie tego człowieka? Wszak już wcześniej mieli podejrzenia i przeczuwali jakieś ataki na program, próby oszustwa. Może to właśnie ich przeczulenie na dziwne zachowania, spowodowało, że do swoich teorii dopasowali detale, być może wcale ze sobą nie związane.
W małżeństwie Charlesa i Diane, to przecież ona była pasjonatką quizów i świetnie radziła sobie w takich zabawach, a jej mąż był raczej cichy, średnio ogarniał różne dziedziny wiedzy, skupiony na praktycznych sprawach przydatnych mu w życiu. Skąd więc wygrana miliona funtów?
Skandal związany z brytyjską edycją Milionerów (to tam wymyślono ten format) skończył się procesem, bo stacja telewizyjna nie chciała wypuścić z rąk miliona funtów. Czy mieli powody, by oskarżyć właśnie tego człowieka? Wszak już wcześniej mieli podejrzenia i przeczuwali jakieś ataki na program, próby oszustwa. Może to właśnie ich przeczulenie na dziwne zachowania, spowodowało, że do swoich teorii dopasowali detale, być może wcale ze sobą nie związane.
W małżeństwie Charlesa i Diane, to przecież ona była pasjonatką quizów i świetnie radziła sobie w takich zabawach, a jej mąż był raczej cichy, średnio ogarniał różne dziedziny wiedzy, skupiony na praktycznych sprawach przydatnych mu w życiu. Skąd więc wygrana miliona funtów?
czwartek, 16 lipca 2020
Wierzymy w wolność, czyli pisarze dla Amnesty International
Opowiadania nigdy nie wydawały mi się na tyle istotne, by każdemu z nich poświęcać osobne notki, tym razem jednak jest szczególna okazja. Nie chodzi nawet o jedno opowiadanie, a o pewną ideę, która połączyła różnych pisarzy. Tą ideą są prawda człowieka. Z okazji 30 lat działania Amnesty International w Polsce przygotowano projekt "Wierzymy w wolność", w ramach którego publikowane będą opowiadania, które poświęcone są właśnie prawom człowieka. Do projektu (tu więcej informacji) zaproszono m.in. Remigiusza Grzelę, Wojciecha Kuczoka, Wojciecha Tochmana, Ingę Iwasiów. Opowiadania będą udostępniane bezpłatnie dla wszystkich, którzy zarejestrują swój adres mailowy na stronie projektu. Do dziś pojawiły się dwa teksty napisane przez Ludwikę Włodek oraz Sylwię Chutnik. I dziś właśnie kilka słów o nich, najwyżej do tej notki będę dopisywał kolejne informacje o innych opowiadaniach, mocno namawiając Was żebyście zainteresowali się tym projektem.
Sztokholm, czyli nie chcę twojej krzywdy
Syndrom sztokholmski - chyba wszyscy wiedzą co to pojęcie oznacza. Ale czy znacie historię, od którego to pojęcie się wzięło?
No to zobaczcie. Oczywiście film przedstawia wersję nie tyle dokumentalną, co fabularyzowaną i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że sami twórcy też ulegli pewnej dziwnej sympatii do oprychów, w złym świetle przedstawiając raczej policję i zarządzających akcją. Chwilami cała historia i te postacie są nie tyle dramatyczne, co komediowe, a przecież na pewno nikomu nie było w tej sytuacji do śmiechu.
No to zobaczcie. Oczywiście film przedstawia wersję nie tyle dokumentalną, co fabularyzowaną i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że sami twórcy też ulegli pewnej dziwnej sympatii do oprychów, w złym świetle przedstawiając raczej policję i zarządzających akcją. Chwilami cała historia i te postacie są nie tyle dramatyczne, co komediowe, a przecież na pewno nikomu nie było w tej sytuacji do śmiechu.
środa, 15 lipca 2020
Kwestia ceny - Zygmunt Miłoszewski, czyli uszczęśliwić ludzkość
Ile to już czasu minęło od "Bezcennego"? Aż myślę czy nie wrócić do tej
lektury, może wtedy "Kwestia ceny" smakowałaby jeszcze lepiej? Na pewno
jest to nowa odsłona, nowa historia, ale jednak powrót do tych samych
bohaterów - dużo już starszych, w innym miejscu, jednak wspomnienia są
tu istotne. Nie tylko dla nas, żebyśmy mogli zobaczyć w nich tą iskrę
jaka była wtedy, jak się okazuje autor zadbał o to, żeby te wspomnienia
były istotne również dla nich.
Historyczka sztuki prof. Zofia Lorentz wydawałoby się, że zapomniała o tych wszystkich ekscytujących i sensacyjnych wydarzeniach, dzięki którym zdobyła sławę. Dziś jest żoną, mamą, dyrektorką muzeum. Ups. Nie no, właśnie straciła tą posadę, bo jakiemuś urzędasowi nie spodobały się zdjęcia z kobietą jedzącą banany (pamiętacie?)...
Chyba jednak trochę tęskni za przygodą, za wyzwaniem. Może to dlatego, że w domu czeka na nią ukochany mężczyzna, który powoli traci pamięć? Czym jest miłość po latach, gdy zabierzemy wszystkie wspomnienia, te drobiazgi, które ją budowały przez lata?
Historyczka sztuki prof. Zofia Lorentz wydawałoby się, że zapomniała o tych wszystkich ekscytujących i sensacyjnych wydarzeniach, dzięki którym zdobyła sławę. Dziś jest żoną, mamą, dyrektorką muzeum. Ups. Nie no, właśnie straciła tą posadę, bo jakiemuś urzędasowi nie spodobały się zdjęcia z kobietą jedzącą banany (pamiętacie?)...
Chyba jednak trochę tęskni za przygodą, za wyzwaniem. Może to dlatego, że w domu czeka na nią ukochany mężczyzna, który powoli traci pamięć? Czym jest miłość po latach, gdy zabierzemy wszystkie wspomnienia, te drobiazgi, które ją budowały przez lata?
poniedziałek, 13 lipca 2020
To wiem na pewno, czyli ile można znieść
I jeszcze jedna rzecz filmowa, choć ostatnio więcej czytam niż oglądam. Serial HBO zaciekawił mnie zwiastunem, spodziewałem się chyba czegoś w stylu Olive Kitteridge, ale wbił mnie w ziemię dużo bardziej niż tamten. I choć nie będę go wspominał ani jako seans miły, ani jako film tak dobry jak tamten, to pod względem scenariusza i gry aktorskiej zrobił duże wrażenie. Nie ma w nim elementów, które by jakoś przyciągały publikę - bohatera trudno polubić, rzecz jest dość dołująca, ale bez wielkich, dramatycznych zwrotów akcji. Historia się rozwija powoli i dołuje coraz bardziej. Ile można znieść bólu, ile można nosić w sobie złości wobec świata, goryczy i bezradności.
sobota, 11 lipca 2020
Zdeterminowane kobiety, czyli Rdza i Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia
Dwa ciekawe obrazy, dwa różne kraje i spojrzenie na sytuację kobiet. W pierwszym przypadku może dość mało oryginalne, a mimo to poruszające - oto młoda dziewczyna zrywa z chłopakiem, okazuje się jednak, że intymne filmy z ich spotkań trafiają do sieci. To co wydawało się przygodą, czymś intymnym, nagle staje się zbrukane i sprowadzone do pornografii. I nie interesuje nikogo fakt iż to ją okradziono, że ktoś złamał prawo, cała szkoła mówi tylko o niej i w to jak najgorzej.
piątek, 10 lipca 2020
Czy makabra może bawić, czyli Wieczór gier oraz Zabawa w pochowanego
Pierwsza z produkcji z założenia jest komedią, choć różne psikusy jakie robią sobie wzajemnie bohaterowie mogą przypominać kino sensacyjne lub thriller. Oto szóstka przyjaciół uwielbiająca rywalizację i przeróżnego rodzaju gry - im bardziej zakręcone wyzwanie tym lepiej, a potem robi się wszystko, by wygrać. Gdy wkręt, który miał być żartobliwą niespodzianką, zmienia się w dość makabryczną historię, jakoś będą musieli się z tego wszyscy wyplątać. A przy okazji postarać się, by nie stracić do siebie resztek sympatii.
czwartek, 9 lipca 2020
Delta - Mumford&Sons, czyli coś zostało utracone
To nie jest tekst sponsorowany, choć wspomnę w nim o pewnej usłudze, z góry uprzedzam. Chodzi o Empik Music. Zaczynam zabawę :) Skoro dostałem od Empik GO pół roku za darmo, nie zaszkodzi spróbować. Dotąd używałem Deezera, ale na komórkę niestety nie da się tam słuchać płyt w całości, Spotify jakoś nigdy nie przypadło mi do gustu, no to spróbujmy z czymś nowym.
Na razie preferencje ustawione na Alternatywę, ale to co mi się pokazało jako rekomendacje raczej rozczarowuje - to poprock i rzeczy, które mnie mało satysfakcjonują. Cóż, będę szukał dalej.
Na plus na pewno dość łatwa nawigacja, no i teksty! Tak - słuchając jakiegoś numeru można śledzić go na bieżąco!
Może wreszcie na blogu pojawi się ciut więcej muzyki.
Na pierwszy ogień Mumford&Sons. Ucieszyłem się, bo wydawało mi się, że jeszcze o nich nie pisałem, a tu proszę - notka z 2013, gdzie napisałem o nich jako o knajpianym zestawie wędrownych grajków. Ich krążek z ubiegłego roku pokazuje kierunek w jakim zdążają, jak bardzo się zmienili. I wypadałoby powiedzieć: trochę szkoda.
Na razie preferencje ustawione na Alternatywę, ale to co mi się pokazało jako rekomendacje raczej rozczarowuje - to poprock i rzeczy, które mnie mało satysfakcjonują. Cóż, będę szukał dalej.
Na plus na pewno dość łatwa nawigacja, no i teksty! Tak - słuchając jakiegoś numeru można śledzić go na bieżąco!
Może wreszcie na blogu pojawi się ciut więcej muzyki.
Na pierwszy ogień Mumford&Sons. Ucieszyłem się, bo wydawało mi się, że jeszcze o nich nie pisałem, a tu proszę - notka z 2013, gdzie napisałem o nich jako o knajpianym zestawie wędrownych grajków. Ich krążek z ubiegłego roku pokazuje kierunek w jakim zdążają, jak bardzo się zmienili. I wypadałoby powiedzieć: trochę szkoda.
środa, 8 lipca 2020
Im dziwniej, tym lepiej, czyli Koko-di Koko-da, Trainspotting 2, Wojna polsko-ruska
Trudno się oderwać od nowego Miłoszewskiego, a tu kolejne nowości kuszą (dziś wyszła Nadzieja z opowiadaniami m.in. Krall, Tokarczuk, Myśliwskiego). Dziś więc krótko.
Trzy filmy, ale ponieważ każdy z nich mnie tak zaskoczył, że nie wiem co o nich powiedzieć, nie będę musiał się rozpisywać. Pod hasłem: dziwne pewnie mógłbym więcej wrzucić ze starszych rzeczy, które widziałem, ale łapię się na tym, że jak przez kilka miesięcy nie zrobiłem notki, to potem już niewiele poza samym opisem można napisać i sporo szkiców z tytułami odpada. Mówi się trudno. Jak się odkłada porządki, potem zostaje żal i wyrzucanie.
"Koko di, koko da" jest jedną z bardzie oryginalnych rzeczy jakie ostatnimi miesiącami widziałem. Spodziewałem się horroru, a dostałem... No właśnie. Cóż to jest? Dramat psychologiczny, w którym widzimy wizualizację lęków i frustracji rodziców, którzy stracili dziecko?
Trzy filmy, ale ponieważ każdy z nich mnie tak zaskoczył, że nie wiem co o nich powiedzieć, nie będę musiał się rozpisywać. Pod hasłem: dziwne pewnie mógłbym więcej wrzucić ze starszych rzeczy, które widziałem, ale łapię się na tym, że jak przez kilka miesięcy nie zrobiłem notki, to potem już niewiele poza samym opisem można napisać i sporo szkiców z tytułami odpada. Mówi się trudno. Jak się odkłada porządki, potem zostaje żal i wyrzucanie.
"Koko di, koko da" jest jedną z bardzie oryginalnych rzeczy jakie ostatnimi miesiącami widziałem. Spodziewałem się horroru, a dostałem... No właśnie. Cóż to jest? Dramat psychologiczny, w którym widzimy wizualizację lęków i frustracji rodziców, którzy stracili dziecko?
wtorek, 7 lipca 2020
Dziewczyna, którą znałaś, czyli same sobie winne?
Jakoś dziwnie dużo u mnie okładek z kolorem niebieskim ostatnio. Podświadoma tęsknota za wodą?
Dzisiejszy tytuł kończy serię lekkich, na najbliższe dni będę miał ciut bardziej ambitne lektury, ale ze stosu wyciągam kolejne kryminały i thrillery. W wakacje takie odmóżdżacze fajnie działają. Pod warunkiem oczywiście, że wciągną. Niestety z tym tytułem tak nie było. Dawno się tak nie wynudziłem, a przecież jeżeli coś kojarzone było w reklamach z dość przeciętną "Dziewczyną z pociągu", powinienem przewidzieć, że będzie raczej gorzej niż lepiej. Tak jak u nas masowo sprzedają się erotyki i romansidła, których wartość literacka jest delikatnie mówiąc niewielka, tak chyba za oceanem masowo w ten sposób produkuje się również thrillery. Najlepiej o kobietach. I napisane przez kobietę. Potem można już sprzedać prawa do innych krajów z etykietą bestseller, bo przecież Stany to duży kraj, tam milion to tyle co nic.
Ten tytuł mnie nie tylko wynudził, ale powiem, że nawet wkurzył. Dawno nie czytałem nic co by mi podniosło w ten sposób ciśnienie - kobieta pisze o innych kobietach w ten sposób? Przecież to okropne.
Dzisiejszy tytuł kończy serię lekkich, na najbliższe dni będę miał ciut bardziej ambitne lektury, ale ze stosu wyciągam kolejne kryminały i thrillery. W wakacje takie odmóżdżacze fajnie działają. Pod warunkiem oczywiście, że wciągną. Niestety z tym tytułem tak nie było. Dawno się tak nie wynudziłem, a przecież jeżeli coś kojarzone było w reklamach z dość przeciętną "Dziewczyną z pociągu", powinienem przewidzieć, że będzie raczej gorzej niż lepiej. Tak jak u nas masowo sprzedają się erotyki i romansidła, których wartość literacka jest delikatnie mówiąc niewielka, tak chyba za oceanem masowo w ten sposób produkuje się również thrillery. Najlepiej o kobietach. I napisane przez kobietę. Potem można już sprzedać prawa do innych krajów z etykietą bestseller, bo przecież Stany to duży kraj, tam milion to tyle co nic.
Ten tytuł mnie nie tylko wynudził, ale powiem, że nawet wkurzył. Dawno nie czytałem nic co by mi podniosło w ten sposób ciśnienie - kobieta pisze o innych kobietach w ten sposób? Przecież to okropne.
poniedziałek, 6 lipca 2020
Młokos i diabeł/Cierpienie złamanego serca - Boris Akunin, czyli nie tylko Fandorin
Jako fan Erasta Fandorina i siostry Pelagii do autora tych serii mam stosunek gdzieś pomiędzy uwielbieniem i fanatyzmem, co zwykle skutkuje tym, że jak mam okazję sięgać po jakiś jego nowy/stary tytuł, robię to odrzucając inne nie mniej kuszące. Niektóre z jego książek czytałem po kilka razy! Ale oto odkryłem cykl, który jeszcze nie jest mi znany: "Bruderszaft ze śmiercią" to cykl 10 mini historii (wydawanych zwykle w tomach po dwie) osadzonych w czasach I wojny światowej i opowiadających o rywalizacji między wywiadami rosyjskim i niemieckim.
Mimo, że to nie Fandorin, którego tak polubiłem, z ciekawością sięgnąłem po pierwszy tom i już chciałbym, prawdę mówiąc, czytać kolejne. To co u Akunina zawsze stanowiło mocną stronę, czyli wartka akcja, odrobina humoru, wyraziste postacie,
barwnie opisane realia życia na początku XX wieku, znajdziecie również i w tym cyklu. Walka między wywiadami mocarstw, które właśnie rozpoczynają wojnę, okazuje się nie mniej intrygująca jak i sprawy kryminalne. A i bohaterów zaczynam lubić.
Mimo, że to nie Fandorin, którego tak polubiłem, z ciekawością sięgnąłem po pierwszy tom i już chciałbym, prawdę mówiąc, czytać kolejne. To co u Akunina zawsze stanowiło mocną stronę, czyli wartka akcja, odrobina humoru, wyraziste postacie,
barwnie opisane realia życia na początku XX wieku, znajdziecie również i w tym cyklu. Walka między wywiadami mocarstw, które właśnie rozpoczynają wojnę, okazuje się nie mniej intrygująca jak i sprawy kryminalne. A i bohaterów zaczynam lubić.
niedziela, 5 lipca 2020
Zombie na celowniku, czyli Truposze nie umierają i Zombieland: Kulki w łeb
Jarmush tworzy filmy według swojego pomysłu i nie przejmuje się masowymi upodobaniami. Chyba niewielu reżyserów wybaczono, by takie kpiny z zombie, z taką obsadą aktorską. Przecież żywe trupy to u nas raczej kino kategorii B, no chyba że raz na jakiś czas trafi się niezły horror (np. z Azji). Jak poważnie podejść do takiego tematu? A tu proszę - niby cały czas jest kpina z gatunku, a jednocześnie wcale nie zrobiono tego według schematu - żadnego przyspieszania akcji, epatowania przemocą, grozy, gonitw. Zombie snują się po mieście, zabijają, a ludzie przyjmują to z dziwnym spokojem i fatalizmem. Skoro sami naruszyliśmy prawa natury, chyba można się spodziewać konsekwencji. A te są zadziwiające i znane jedynie tym, którzy uwielbiają popkulturowe smaczki rodem z kiepskiego kina i komiksów. Kilku nerdów jednak nie pokona armii żywych trupów, trzeba być bowiem bez serca by walczyć z tłumem, w którym widzisz np. przyjaciół lub członków rodziny.
sobota, 4 lipca 2020
Tyko trzy dni, czyli magicznego Podlasia chciałoby się więcej
Oj dawno nie było u mnie notek z fotkami z różnych wypadów krajoznawczych. To nie znaczy, że wyjazdów nie było (choć wiadomo, że ostatnio było ich mniej), to raczej kwestia czasu i pomysłu. Moje opisy tzw. trzydniówek to w zamierzeniu było zaproszenie do ruszenia się z domu i doświadczenie tego, że nawet w niedalekiej okolicy można odkryć coś fajnego. Jak wyszukacie etykietę podróże powinny się wyświetlić wpisy tego typu (Sandomierz, Ojców, Kraków, Łódź, Wrocław, okolice Gniezna itp.).
Nie pisałem o wszystkich wyjazdach - te służbowe choć wcale nie tak rzadkie, to zwykle niewiele czasu na zwiedzanie, bo ten jest tylko przed zajęciami i późno po nich, te zagraniczne chyba nie zaskoczą tych, którzy sięgają po jakikolwiek przewodnik... Pozostaje masa zdjęć (zwykle na profilu prywatnym na FB), wspomnień, ale bardziej takich osobistych, wrażeń, knajpek, spacerów na ślepo, czasem ludzi, a czasem po prostu miejsc... Gdyby tak tego byłoby więcej z jednego miejsca można by się pokusić o coś takiego jak Mariusz Szczygieł - przewodnik subiektywny. Ale że zwykle jest króciutko i z ograniczonym budżetem, to i nie próbuję udawać, że jakieś miasto czy region znam.
Tym razem jednak stwierdziłem, że trochę dla siebie, a trochę być może dla innych ku inspiracji, notka powstanie. Znajoma dała klucze do działki i kierunek Białystok...
Nie pisałem o wszystkich wyjazdach - te służbowe choć wcale nie tak rzadkie, to zwykle niewiele czasu na zwiedzanie, bo ten jest tylko przed zajęciami i późno po nich, te zagraniczne chyba nie zaskoczą tych, którzy sięgają po jakikolwiek przewodnik... Pozostaje masa zdjęć (zwykle na profilu prywatnym na FB), wspomnień, ale bardziej takich osobistych, wrażeń, knajpek, spacerów na ślepo, czasem ludzi, a czasem po prostu miejsc... Gdyby tak tego byłoby więcej z jednego miejsca można by się pokusić o coś takiego jak Mariusz Szczygieł - przewodnik subiektywny. Ale że zwykle jest króciutko i z ograniczonym budżetem, to i nie próbuję udawać, że jakieś miasto czy region znam.
Tym razem jednak stwierdziłem, że trochę dla siebie, a trochę być może dla innych ku inspiracji, notka powstanie. Znajoma dała klucze do działki i kierunek Białystok...
piątek, 3 lipca 2020
Dziewczyna z daleka - Magdalena Knedler, czyli pod rozwagę
Spowiedź niemal stuletniej Nataszy powinna być lekturą obowiązkową. Tylko to się nie uda, bo autorka wprowadziła do tej dwutorowej opowieści takich bohaterów współczesnych, że ręce opadają. Długo się zastanawiałam czy tę książkę rekomendować… z jednej strony przepiękna, choć tragiczna, opowieść bardzo starej kobiety, która wiele przeszła, stoi nad grobem i chce nareszcie wyznać prawdę, której ukrywanie zniszczyło jej duszę, z drugiej – bohaterowie współcześni, zupełnie jak wydmuszki. A muszą być, bo w rękach jednego z nich znajduje się istotna część historii, nie ma więc jak ich ominąć.
Na początku była miłość. Przystojny polski szlachcic zakochał się w pięknej Niemce i przywiózł ją do swojego majątku pod Wilnem, które wtedy leżało w granicach RP. Ona szybko uczyła się polskiego, asymilowała z sąsiadami, dbała o majątek i jego pracowników. Z tego związku urodziła się Natalia, dziewczę rezolutne, skore bardziej do biegania po polach niż do nauki. Kiedy zaczęto podejrzewać wybuch wojny, miała lat niespełna osiemnaście.
Jedna krew - Stefan Darda, czyli wydawało się, że tak trzeba
Cierp duszo, skoro wzięłaś na trzydniowy wyjazd lekturę, którą połknęłaś w jeden dzień. Cierp. A przecież mogłeś się tego człowieku spodziewać, bo znasz już kilka powieści tego autora i wiesz, że Darda potrafi wciągnąć w opowieść. Mimo niepokoju jaki budzi się w trakcie czytania (oj potrafi budować klimat), nie masz ochoty przerywać.
Co prawda wciąż nie mogę wybaczyć autorowi rozpoczynanie cyklu, a potem zajmowanie się odrębnymi historiami (bo tak należałoby to potraktować), może jednak następna książka pojawi się wkrótce (trzymam kciuki).
Jedna krew nie jest związana z poprzednimi seriami (Czarny wygon, Dom na Wyrębach), ale można dostrzec pewne podobieństwa. Oto lokalna legenda, jakieś wierzenia ludowe, przesądy, kompletnie niezrozumiałe dla innych i być może nawet zapominane współcześnie przez najmłodsze pokolenia, wbrew pozorom jednak dziadkowie wiedzieli co robią, by uchronić się przed złem. Możemy się wzdrygać z przerażaniem, próbować szukać naukowych wyjaśnień tego co naszym zdaniem byłoby wyjaśnieniem ich obaw, czy aby na pewno jesteśmy od nich mądrzejsi i nie popełniamy ich błędów?
Co prawda wciąż nie mogę wybaczyć autorowi rozpoczynanie cyklu, a potem zajmowanie się odrębnymi historiami (bo tak należałoby to potraktować), może jednak następna książka pojawi się wkrótce (trzymam kciuki).
Jedna krew nie jest związana z poprzednimi seriami (Czarny wygon, Dom na Wyrębach), ale można dostrzec pewne podobieństwa. Oto lokalna legenda, jakieś wierzenia ludowe, przesądy, kompletnie niezrozumiałe dla innych i być może nawet zapominane współcześnie przez najmłodsze pokolenia, wbrew pozorom jednak dziadkowie wiedzieli co robią, by uchronić się przed złem. Możemy się wzdrygać z przerażaniem, próbować szukać naukowych wyjaśnień tego co naszym zdaniem byłoby wyjaśnieniem ich obaw, czy aby na pewno jesteśmy od nich mądrzejsi i nie popełniamy ich błędów?
czwartek, 2 lipca 2020
Lily, czyli znikający trup
Gdyby Machalica słuchał Jandy… nie byłoby zabawy.
Jednak po kolei. Tęskniąca za teatrem „na żywo”, wynudzona bezczynnością w okresie izolacji zachowałam się trochę jak pies spuszczony z łańcucha… pobiegłam na spektakl, który pierwszy wpadł mi w oczy, czyli właśnie „Lily” w OCH-Teatrze. To komedia kryminalna autorstwa Jacka Popplewella. Komedia kryminalna to według mnie czyli najtrudniejsza komedia do wystawienia na scenie, bo musi mieć tempo, charakterystycznych bohaterów, napięcie i oczywiście – śmieszyć. I to wszystko w „Lily” jest.
Jednak po kolei. Tęskniąca za teatrem „na żywo”, wynudzona bezczynnością w okresie izolacji zachowałam się trochę jak pies spuszczony z łańcucha… pobiegłam na spektakl, który pierwszy wpadł mi w oczy, czyli właśnie „Lily” w OCH-Teatrze. To komedia kryminalna autorstwa Jacka Popplewella. Komedia kryminalna to według mnie czyli najtrudniejsza komedia do wystawienia na scenie, bo musi mieć tempo, charakterystycznych bohaterów, napięcie i oczywiście – śmieszyć. I to wszystko w „Lily” jest.