Strony

sobota, 27 czerwca 2020

Niewiarygodne, czyli taka kara to ja rozumiem

Z Netflixem wciąż jakoś "nie chwyciło" tak jak to reklamowali mi inni. Wybieram sobie kilka rzeczy, ale oglądam powoli, nie mam zamiaru robić sobie maratonów. "Niewiarygodne" jednak oceniam dość dobrze - nawet nie tyle jako kryminał, czy też thriller kryminalny, ale trochę za coś innego.
Nie chodzi tu przecież o jakieś spektakularne tempo, trzymanie w napięciu itp. Akcja rozwija się dość wolno, a twórcom chyba nie zależało na tym, by trzymać widza za gardło. Starają się dość wiernie odtworzyć pewną autentyczną historię oraz zwrócić dzięki temu uwagę na pewne sprawy. Sam tytuł można interpretować dwuznacznie - sama opowieść jest trudna do uwierzenia, ale i chodzi o drugi aspekt - o to, że czasem ofiara jakiegoś przestępstwa (tu akurat gwałtu), ze względu na jakieś okoliczności, może przeszłość, może rozbicie psychiczne i nieskładne zeznania, uznana zostaje za niewiarygodną. Czy może być coś gorszego? Zostać skrzywdzonym i to dwukrotnie, bo zamiast dostać wsparcie, zostajesz sama, zarzuca ci się kłamstwa, nie jesteś rozumiana...



W tym przypadku chodziło o młodziutką dziewczynę, ale która przez różne kłopoty jakie wcześniej sprawiała, nie miała jakoś zbyt wiele wsparcia w swoich opiekunach. Jej postać będzie przewijać się przez wszystkie odcinki, byśmy jeszcze mocniej zrozumieli jej samotność, ból, że została z tym wszystkim co się wydarzyło sama.
I to jest właśnie dla mnie ciekawy i mocny aspekt tego serialu. Pokazano nie tylko poszukiwania sprawcy licznych gwałtów, seryjnego sprawcę, który przemieszczał się między stanami i świetnie potrafił ukrywać dowody, które mogłyby sprawić, iż policja go złapie. Dochodzenie to jedna kwestia. Jest ciekawe. Ale czy nadzwyczajne? Drugą, dla mnie dużo ciekawszą, było pokazanie jak trudno żyje się po czymś takim ofiarom. Jak trudno otworzyć się przed kimś, ile w nich wciąż jest strachu, barier przed relacjami, jak przez lata żyje się w cieniu traumy. Przeżyłaś - w końcu gwałt to nie koniec świata, ktoś mógłby powiedzieć, a dla nich to naprawdę w pewien sposób koniec świata i niełatwo to zmienić.
Może świadomość, że ktoś spędzi za taki czyn nie rok, nie dwa, ale dożywocie (w sumie to taki efekt ponad 300 lat więzienia), sprawi, że uda się trochę głębiej odetchnąć. Bo nikt przez tego konkretnego faceta już nie zostanie skrzywdzony. I taka kara to ja rozumiem.
Serial pokazuje nam tryby machiny, która zajmuje się takimi sprawami i to jak dużo zależy od osoby, która udzieli tego wsparcia w pierwszym kontakcie. Rzadko kiedy tak dużo uwagi poświęca się ofiarom i za to dla twórców serialu duże brawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz