Strony

sobota, 21 marca 2020

3 razy wielokrotność morderstwa, czyli Kartoteka 64, Podły, okrutny zły i Podwójne morderstwo: Cisza Białego Miasta

Powoli przychodzi czas na porządki i zaległości, ale będę dorzucał do nich również nowe rzeczy. Właśnie skończyłem lekturę trzeciego tomu Ciszy Białego Miasta, więc o niej może jutro, a dziś o wersji filmowej części pierwszej i o jeszcze dwóch tytułach, w których mordercę wcale nie jest łatwo wskazać i schwytać.

Zacznijmy od czegoś skandynawskiego. Nie znam powieści Jussiego Adlera-Olsena, ale poszukuję i być jeszcze w tym roku powrócę w te rejony. Dawno już nie czytałem nic z kryminałów skandynawskich (chyba że Islandia też się liczy). "Kartoteka 64" jak to zwykle bywa w produkcjach z północy (np. u Mankella) ma ciekawy wątek społeczny - chodzi bowiem o fragment historii, o którym dziś niechętnie się wspomina. Eugeniką fascynowali się nie tylko hitlerowcy, wielu lekarzy i polityków uważało, że to świetna metoda na stworzenie silnego i szczęśliwego społeczeństwa. Może nie trzeba iść tak daleko, by zabijać, ale przecież sterylizacja sprawi, że to co "upośledzone" ich zdaniem i niepełnowartościowe nie będzie przekazywane dalej. Szwecja, Dania dość długo prowadziły takie działania i nikt nie pytał o zgodę samych zainteresowanych. Niestety nadużycia były dość częste, bo łatwo oskarżyć kogoś o rozwiązłość, niemoralne prowadzenie i niedostosowanie społeczne.


Właśnie wokół takiej sprawy prowadzone jest śledztwo w "Kartotece 64". Departament Q zajmujący się dziwnymi sprawami otrzymuje do rozwiązania zagadkę zmumifikowanych ciał znalezionych w jednym z mieszkań - wszystkie były jakoś związane z prowadzonym na jednej z wysp ośrodku dla młodych dziewcząt. Zemsta? A może próba wskazania, że takie działania wciąż są prowadzone, tylko że obecnie na imigrantach?
photo.title
Przeszłość przeplata się ze współczesnym śledztwem i o ile dzieje się w nim całkiem sporo, to chyba właśnie wątek historyczny jest najciekawszy. Komisarz Carl Mørck - trochę zamknięty w sobie, odpychający innych i jego asystent Assad (imigrant z aspiracjami kariery w policji) są parą ciekawą (w zespole jest jeszcze młoda kobieta) i dość sympatyczną, można mieć jedynie nadzieję, że w telewizji pojawią się kolejne odsłony ich śledztw (Duńczycy zrobili już chyba 4).
Może nie jest to nic specjalnie odkrywczego, ale sprawdza się jako seans na jeden wieczór.
Szczególnie gdy porówna się to z produkcją hiszpańską Podwójne morderstwo - Cisza Białego Miasta" (Netflix). Ja nie wiem jak można tak dobry materiał powieściowy tak spłaszczyć. Ani aktorzy nie mają jakiejś wielkiej charyzmy, ani scenariusz nie ma napięcia takiego jakie się odczuwało przy oryginale. Sprawcę poznajemy zbyt szybko, różne elementy, które wydają się fajnie mogłyby zagrać, budować jakiś klimat, w połączeniu sprawiają wrażenie mało ciekawej papki.
Kto czytał powieść znajdzie większość ważnych fragmentów, tylko co z tego. Za szybko? Zbyt płytko? Oby kolejne części wziął na warsztat ktoś inny.
Nawet historyczne elementy, piękno regionu, jego specyfika gdzieś umykają w tym obrazie. Procesja, zabytki, zwyczaje, symbolika - najwyraźniej ktoś uznał, że po co to wszystko tłumaczyć albo się na tym skupiać. To pod tym względem już film o Kodzie Da Vinci był ciekawszy. Tym razem rozczarowanie.

A trzeci film do opisania z całej pakietu najciekawszy jest troszkę inny. Nie jest typowym kryminałem, to raczej dramat, choć opowiada o śledztwie, procesie seryjnego mordercy. Nie byle jakiego, bo jednego z tych, którzy zmienili również historię popkultury. Ted Bundy mordował młode kobiety w wielu miastach i stanach, przez długi czas wymykał się organom ścigania. Dlaczego? Ano dlatego, że odbiegał swoim zachowaniem od stereotypowego obrazu psychopaty - samotnika, dziwaka. Przystojny, inteligentny, uroczy, wygadany sympatyczny...
Zac Efron dostał rolę życia (póki co). Chwilami jest prawie komiczny, ale przez skórę czujemy, że jest w nim coś groźnego, to jak manipuluje ludźmi przeraża.
photo.title

Z jednej strony wiemy, że ten facet coś ukrywa, z drugiej nie widzimy dowodów na to co zrobił, a jest tak przekonujący gdy wszystkiemu zaprzecza. Sam broni się przed sądem, ucieka z więzienia i prowadzi kampanię medialną, że stał się kozłem ofiarnym dla policji i władz, które nie potrafią schwytać prawdziwego sprawcy. Potrafi też być czuły, wrażliwy i owinąć wokół swojego palca kobiety. Tak naprawdę jego jedna z ukochanych - Liz, która doniosła na niego policji, do końca mając wątpliwości czy czyni to słusznie jest w tym filmie równie ważna jak on sam. Zmaganie się z niepewnością, odbieranie kolejnych telefonów, słuchanie zapewnień... A może się pomyliłam? Jak będę mogła z tym żyć?

To nie jest tak, że film jakoś gloryfikuje postać Bundy'ego, choć na pewno niewiele mówi o jego ofiarach, skupiając się na nim samym. To raczej próba pokazania i zrozumienia pewnego fenomenu, odpowiedzi na pytanie: czy morderca może uwodzić i fascynować? Ten przykład pokazuje, że niestety może tak być. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz