Strony

piątek, 17 stycznia 2020

1917, czyli droga przez piekło

Pora chyba powoli nadrabiać zaległości i zbierać swoje typy po nominacjach do Oscarów. Dziś, przedpremierowo o jednej z produkcji, które mogą być jednym z pewniaków. W końcu Akademia lubi takie obrazy - niezbyt skomplikowane, bez wielkiego eksperymentowania, z nutką dramatyzmu...
Taki obraz wojny, bez wielkich scen bitewnych, nawet czasem bez namacalnej obecności wroga, ale z namacalną obecnością śmierci, już znamy, Sam Mendes do tego dokłada jeszcze ciekawy pomysł na zdjęcia, kręcone długimi ujęciami. I to właśnie zdjęcia są moim zdaniem najmocniejszą stroną tego filmu.
Fabuła nie jest skomplikowana, a powiedziałbym nawet, że dokonano w niej trochę uproszczeń i błędów, które mogą psuć przyjemność z oglądania. Oto dwóch młodych żołnierzy dostaje misję, by przedostać się przez linię wroga, by powstrzymać od ataku duży oddział brytyjskich żołnierzy - jeżeli nie dotrą do nich do świtu, tamci zostaną wciągnięci w pułapkę. Gra idzie o życie 1600 ludzi, a wszystko zależy od dwójki zdeterminowanych młokosów.



Przyzwyczajeni jesteśmy do takich obrazów z II wojny światowej, ale czym różni się jedna od drugiej? Bród, błoto, głód, strach, są takie same. I traktowanie ludzi jako mięsa armatniego również. Dowódca chce mieć sukces, a koszt jest sprawą drugorzędną. Mendes zrobił film jak na historię wojenną raczej kameralny, chwilami nawet klaustrofobiczny, ale czuje się w nim emocje. Miał w tym też osobistą motywację - ta historia została opowiedziana przez jego dziadka. Przez dwie godziny obserwujemy zmagania człowieka z misją, która wydaje się samobójcza.
To wędrówka przez gnijące trupy, leje po pociskach, zasieki, ruiny i pustkowia, między szczury, przez ziemię, która miesiącami była strefą działań wojennych, gdzie nie ma już prawie nic żywego. Na czas seansu to jest centrum świata, na którym się skupiamy i nic innego nie jest ważne. Może i to jakiś niewielki wycinek frontu, ale dla nas i dla bohaterów nie istnieje nic innego.
Dwa, może trzy ujęcia i kamera, która śledzi ich całą drogę. To naprawdę robi wrażenie. Detale, realizm prawie w 100% (czepiałbym się drobnych rzeczy jak np. brak straży w lesie, czy szpital polowy tuż przy okopach). Mimo wszystko jestem pod dużym wrażeniem. Do tego ta muzyka Newmana trzymająca za gardło.
Wizualna perełka, ale raczej z tych mało przyjemnych.



1 komentarz:

  1. Filmu nie oglądałam i właściwie o nim nawet nie słyszałam, ale co poradzić: taka ze mnie kinomanka, jak z koziej... wiadomo co. ;) Za filmami wojennymi nie przepadam, wolę te sci-fi albo fantastyczne.

    www.pomistrzowsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń