Strony

czwartek, 14 listopada 2019

Zombie fest - Dariusz Dusza, czyli witajcie w Truposzewie

Wczoraj Kazik Staszewski i Kult, to dziś drugi dinozaur sceny alternatywnej. Nie wiadomo czy bardziej znany z własnej działalności muzycznej (Śmierć Kliniczna, Absurd, Redakcja), czy z tekstów, które pisze dla innych (Shakin' Dudi, Dżem, Bracia i wielu innych) Dariusz Dusza zaprasza nas w podróż do połowy lat 80, gdy on i jego wielu kolegów debiutowało na scenie. Jarocin, nagrywanie koncertów na kasety, wysyp zespołów, które szukały miejsc do grania, nawet gdy specjalnie nie mieli na czym, ani też nie umieli za bardzo. Liczył się ten zew wolności jaki wiązał się z muzyką, protest w którym była wściekłość na otaczającą rzeczywistość, której starzy nie rozumieli. A młodzi za to świetnie odnajdywali się w tych tekstach i to niezależnie od tego czy pochodzili z dobrych domów, czy też z szarości bloków i pensji, która na nic nie wystarczała.
Pierwsze koncerty, wyjazdy z namiotem na festiwal, urywanie się z domu, nastoletnie miłości, fascynacje, tanie wina i inne, nie mniej skuteczne sposoby na zmienianie sobie nastroju :) PRL był szary i smutny, a oni potrafili stworzyć sobie przestrzeń pełną kolorów i wolności. Tylko zaraz, co w tym wszystkim robią zombie?


Przygotowania do koncertu młodych chłopaków z punkowej grupy Pokój 101, pierwsze dni festiwalowych koncertów w Truposzewie szybko zostają bowiem przerwane przez apokalipsę, która ogarnia z czasem całe miasto i okolice. Jakiś wirus, który wydostaje się z laboratorium zmienia ludzi w żywe trupy, które myślą tylko o jednym: gryźć, szarpać, połykać... Mięso!!! Nieważne czy to niedożywiony hippis, niedomyty punk, umalowana metalówa, czy upalony regał - każdy może paść ofiarą pożarcia. A po dłuższej chwili sam zmieni się w zombie. Takiej sile nie zdoła się przeciwstawić nawet ZOMO. Ludzie nie spodziewali się czegoś takiego, okazali się zupełnie bezradni, a zanim zorientowano się w sytuacji, jedynym co pozostało władzy do zrobienia, to otoczenie kordonem całej okolicy i strzelanie do wszystkiego co się rusza. Co prawda z daleka nie widać, czy to przypadkiem nie jakiś ocalały, ale lepiej nie ryzykować.
Trochę to wszystko groteskowe, bo wszystkie pełne grozy sytuacje i przygody bohaterów, autor zmieszał z komentarzami postaci - od profesora, aż po lokalnych "przedsiębiorców" - które opowiadają o tamtych wydarzeniach z różnego punktu widzenia, a w nich jako żywo odbija się cały absurd tamtego systemu, wiecznych niedoborów, niedoróbek i olewania, ale i współczesnej nam degrengolady medialnej, kulturowej i społecznej. Wtedy władza wyciszyła wszystko, ukrywając tamte wydarzenia na długie lata, zmuszając ludzi do milczenia, a dziś gdy już wolno o tym opowiadać, wcale nie jest lepiej, bo co 10 rodaków, to 10 opinii. Jedni chcą robić muzea i zarabiać na tragedii, inni robią z siebie męczenników, obwiniając zombie o wszystkie swoje późniejsze porażki, a są i tacy, którzy chcą ich bronić, uznając ich za ofiary komunistycznej propagandy.
Mimo dość sporej dawki makabry, niejeden raz można uśmiechnąć się przy lekturze. Zarówno przy różnych sytuacjach, które mojemu pokoleniu wydają się bardzo znajome, jak i przy pełnych czarnego humoru opisach konfrontacji ludzi z żywymi trupami.
Pomysł zaiste bardzo oryginalny.

Więcej o książce tu

1 komentarz:

  1. Czasy "mroczne" ale jak wspaniałe tanie wino, śpiew ogniska, ucieczka przed milicją - idealne dzieciństwo mimo wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń