Początek trasy It's Dark Tour wypełnił Torwar dwa razy. I choć nie znaliśmy z córą tekstów, żadnego numeru w całości, bawiliśmy się kapitalnie. Trzeba docenić nie tylko oprawę wizualną, ale to ile energii wkładają obaj panowie w to co robią, w kontakt z publiką. Wcale nie idąc na łatwiznę. Pewnie mogliby zapełnić dwie godziny jedynie tanecznymi kawałkami i zaproponować imprezę w stylu techno, pewnie zadowalając wielu. A tu od początku zapraszają nas do przestrzeni, która jest ich własna, w której jest miejsce na mocne, szybkie, zapętlone bity, ale i coś dużo bardziej do słuchania, do przeżywania. Zaczęli właśnie od jednego z takich wolnych, przeszywających wokalem i wibracjami numerów pokazując, że nie chcą być postrzegani jedynie jako ci od szybkich rytmów.
Tych drugich jednak też nie zabrakło. I choć to naprawdę nie moja bajka, uczestniczyłem w tym z ogromną przyjemnością, w którymś momencie dając się nawet poderwać razem z całą salą do góry (a pisałem już nie raz, że z moimi kilogramami to wcale nie takie łatwe). Kuba Tracz więcej chyba tańczył i pokazywał jak przeżywa tą muzę niż grał, ale rozumiem że taka to już muza, że sporo się programuje wcześniej, potem jedynie dokładając jakieś wstawki na żywo (np. na gitarze). Nie lubię takich rzeczy, ale tu jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Wystarczyło żeby Igo otworzył usta i reszta przestawała być ważna. Jejku jaki on ma głos, jaką charyzmę...
Powiedziałbym, że to raczej wokal pasujący do muzyki rockowej z tą chrypką, ale on genialnie przechodzi od delikatnego śpiewania do krzyku. Nie pasuje do końca do tej muzy, to właśnie jednak stanowi o ich oryginalności, ich fenomenie, sprawia że ta elektroniczna muza nagle nabiera charakteru i duszy. Ciarki chodzą.
A do tego jeszcze oprawa multimedialna, światła, wizualizacje. To naprawdę robi wrażenie, choć mnie trochę drażniło gdy scena została zasłonięta na długie minuty i muzycy produkowali się jakby za kurtyną ekranów.
Obaj panowie mają świetny kontakt z publiką i sprawili, że skakaliśmy, bujaliśmy się zasłuchani, poddaliśmy się tej magii. A gdy na bis zaprosili na scenę Krzysztofa Zalewskiego tu już zapanowało istne szaleństwo. Świetnie spotkanie, ukłon wobec jego repertuaru i energetyczne wspólne wykonanie ich numeru to była wisienka na torcie.
Zastanawialiśmy się z Magdą oglądając filmiki z ich kameralnych koncertów czy nie bardziej psują właśnie do takich przestrzeni, gdzie jeszcze bawią się urozmaiceniami swojej muzy (np. o kwartet smyczkowy), ale wczoraj udowodnili, że we dwóch potrafią zrobić świetne widowisko na dużej sali, porwać ludzi do zabawy. Pot lał się z nich i z nas.
Przyczepiłbym się jedynie do samej organizacji - długie czekanie na koncert, brak supportu, opóźnienia to nie jest coś co się lubi. Trudno jednak powiedzieć czy wynika to z winy muzyków, czy jednak samego miejsca koncertu.
Na trasie kolejne miasta, polecam więc koncerty Waszej uwadze. Nawet jeżeli jak ja nie lubicie zbytnio elektronicznej muzyki do tańca. Igo sprawia, że nabiera ona innego wymiaru i zaczyna się lubić to co wyczynia za konsoletą Kuba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz