Strony

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Zaklęte rewiry, czyli metafora naszych czasów


Robert: Zarówno powieść „Zaklęte rewiry” Henryka Worcella, jak i słynna ekranizacja z Markiem Kondratem i Romanem Wilhelmim, dziś są już trochę zapomniane, szczególnie przez młode pokolenie. Cóż może im powiedzieć ciekawego o mechanizmach świata i kondycji ludzkiej historia z lat 30? Trzeba jednak powiedzieć, że Adam Sajnuk miał nosa, bo jego spektakl jest nie tylko żywy, pełen ciekawych pomysłów scenicznych, ale zmusza do refleksji, pokazuje pewne rzeczy, które aż tak bardzo w dzisiejszym świecie się nie zmieniły. Wchodzisz w tryby pewnej machiny/instytucji, uczysz się i powoli pozbywasz się ideałów, złudzeń, stajesz się kimś innym, kim nie chciałbyś być. Awans oznacza większe pieniądze, możliwości, ale czy oznacza że jesteś bardziej szczęśliwy...



MaGa: Czyli, wypisz wymaluj, współczesna korporacja. Cieszę się, że i Tobie się podobało, bo już myślałam, że staję się nieobiektywna (zaczynam chodzić „na Sajnuka”, a Mariusza Drężka baaardzo lubię). Mnie się spektakl bardzo podobał, miał tempo, dynamikę, nerw, muzykę na żywo i ciekawą scenografię…
Robert: Jesteśmy zaskakiwani już od samego wejścia, gdy widzimy, że publiczność może siadać nie tylko na widowni, ale i przy stolikach ustawionych na scenie. Stajemy się nie tylko obserwatorami, ale i w pewien sposób uczestnikami tej historii, gośćmi w restauracji „Pacyfik”. I ten pomysł sceniczny, dość prosty, ale genialny będzie budował całą atmosferę, mimo pewnych uproszczeń bardzo realistyczną. Oto świat ludzi „na zmywaku”, uczniów, barmanów, kelnerów i wreszcie, na szczycie drabiny - szefów sali. W latach 20 czy 30 dla wielu ludzi był to szczyt marzeń, by przejść taką drogę od zera na sam szczyt. Bezrobocie sprawiało, że można było zaciskając zęby wiele znieść, by po paru latach samemu stać się podobnym potworem dla nowicjuszy... Bo tak trzeba? Bo inaczej się nie da?
MaGa: A nie odnosisz wrażenia, że ten spektakl to metafora naszych czasów? To zaplecze restauracji „Pacyfik” to niemal współczesna korporacja, a w niej zawiści, pęd do zaszczytów, wyścig szczurów…

Robert: Dokładnie tak. Oczywiście można powiedzieć, że dziś jest tyle alternatyw, nie jest się skazanym na takie niewolnictwo, a mimo wszystko wielu ludzi wchodzi w podobne tryby, licząc na to, że wysiłek i niedogodności kiedyś zaprocentują. Mamieni mamoną i kolejnymi szczeblami kariery, przywilejami, potrafią zapomnieć o swoim życiu prywatnym.
MaGa: … o swoich ideałach, wartościach wyniesionych z domu. Przychodzi do pracy chłopak naiwny, ma swoje marzenia, chce uczciwie pracować, wspinać się po szczeblach kariery, a napotyka… szefa w typie „chłopka-roztropka”, szuję i sadystę albo ludzi, którzy lubią upokarzać innych.
Robert: Gdy ma się głowie duet aktorski: Kondrat - Wilhelmi, człowiek ma bardzo duże oczekiwania, muszę jednak przyznać, że zarówno Mateusz Banasiuk (młody Boryczko), jak i grający Fornalskiego, czyli jego "opiekuna" świetny Mariusz Drężek, nie tylko podołali tym rolom, ale i wypełnili je jakimiś swoimi barwami. Fornalski przeraża tym, że potrafi być tak zimny i obojętny zadając ból, a Boryczko jest zaskakująco spokojny, znosząc wszystko to na co jest skazany.
MaGa: Uważam, że obaj spisali się świetnie. Ja wiem, że takie historie są obecnie odbierane jako naiwniutkie, od jakiegoś czasu na kilku scenach można trafić podobne tematy, ale przyznasz, że to co się dzieje na TEJ scenie, to jednak jest mocno odmienne, dynamiczne, mocne.
Robert: Podobały mi się nie tylko wszystkie, prawie rewiowe sceny zbiorowe (brawa!), ale i różne indywidualne wejścia poszczególnych członków zespołu kelnerskiego, opowiadających swoje własne historie. Wtedy zaczynało się dostrzegać nie tylko uniform, profesjonalizm, czy jakieś wady (chciwość), ale po prostu człowieka, który w tym dość zamkniętym środowisku tkwi od lat i nie widzi dla siebie innej drogi. Gnie się w pas przed klientem, dumę musi nie raz schować w kieszeń, ale potrafi też na różne sposoby odreagować swoje frustracje, czasem po prostu na młodszych, którzy dopiero uczą się zawodu.
MaGa: Smutne jest to, że czasy niby inne, a świat jakby w ogóle się nie zmienia. Zmieniają się kostiumy, sceneria, a postawy ludzkie jakby nie dawały się zmienić przez wieki. Zawsze ktoś chce być panem i pomiatać innymi, ktoś chce poprawiać swoje ego upokarzając, ktoś musi weryfikować swoje postawy, musi robić coś wbrew sobie, przymykać oczy na świństwa. Oto nasze ludzkie prawdziwe oblicze! A mówią, że człowiek to brzmi dumnie…
Robert: Warto podkreślić, że udało się tu wychwycić pewne mechanizmy jakie po prostu mogą się pojawiać w zamkniętych grupach (przecież nie tylko pracują, ale i mieszkają w restauracji), gdzie nie ma jakiejś kontroli i zwyczaje, nawet naganne, wprowadzane przez pojedyncze jednostki, po pewnym czasie stają się regułami, którym trudno się przeciwstawić. Chcesz być z nami, to nie wyłamuj się, rób to co my, bo tak jest najlepiej. Jeżeli nie, to prędzej czy później odejdziesz, bo nie damy ci żyć. Władza, dominacja i z drugiej strony pokora, ślepe posłuszeństwo i przymykanie oczu nawet na nieprawidłowości. Co gorsza z nadzieją, że jak już osiągnę szczyt, też będę mógł robić tak samo.
MaGa: Optymizmem napawa fakt, że jednak młody doszedł do czegoś, praca nad sobą dała efekty – zdał egzamin na kelnera. I wiedział, w jakim momencie powiedzieć: - „Nie! Ta praca zrobi ze mnie świnię, jeśli pozwolę sobie myśleć tylko o pieniądzach”. Dojrzewanie to także błędy, Romek Boryczko (Mateusz Banasiuk) także je popełnia. W ferworze walki o zasługi, w rywalizacji, potrafi zdeptać przyjaźń, zagrać nie fair, kiedy jednak podnosi rękę na przyjaciela, a następnie sam zostaje upokorzony – odchodzi.
Robert: Ten wątek inicjacyjny jest tu mocno uwypuklony. Wydaje nam się, że bohater będzie wygrany gdy już osiągnie swój cel, gdy będzie mógł spojrzeć swojemu prześladowcy w twarz, bo będą sobie równi, może gdy dokona zemsty, ale czy spodziewaliśmy się, że okaże większą dojrzałość? Dla kogoś kto nie zna filmu czy powieści, może to być zaskoczenie.
MaGa: Co by nie mówić – spektakl świetny. I to rozwiązanie ze stolikami… na dobrą sprawę nie wiadomo kto przy nich siedzi: widz czy podstawiony aktor.
Robert: Kilka rzeczy grało mi tu średnio, muzyka na żywo nie do końca została wykorzystana, ale na pewno "Zaklęte rewiry" zaliczam do spektakli nie tylko udanych, ale tych wyjątkowych, o których się nie zapomina i chciałoby się zobaczyć je jeszcze niejeden raz. Sporo tu przemocy, jest trochę humoru, ale wychodzi się raczej nie z uśmiechem na twarzy, a z goryczą w sercu. Kto wie, może to i lepiej, bo jesteśmy bliżej prawdziwego życia.
MaGa: Polecam go obejrzeć – warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz