Strony
▼
piątek, 12 stycznia 2018
Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietlana Aleksijewicz, czyli bo tak było trzeba
Niedługo biegnę na spotkanie DKK na temat tej książki, więc nie wiem czy dziś będzie czas na pisanie - na wieczór już zapowiada się wieczór przy planszówkach :) A raczej noc.
Niech zawiśnie więc zajawka. A jutro wypełni się ją treścią. Czytaliście? Po drugiej pozycji tej autorki (możecie zawsze sprawdzać zakładkę przeczytane), bardzo nie zaskoczyła, ale na pewno uruchamia dużo refleksji.
***
Po czterdziestu latach od wojny niektórzy nie chcą pamiętać, nie chcą mówić, nie chcą pamiętać. To zbyt bolesne, wciąż w nich tkwi. Nie tylko to wszystko co działo się na wojnie, ale może również i to co działo się po niej - jak niewiele wtedy myślano o tym jak pomóc tym, którzy przeżyli. Ważne było jedynie zwycięstwo.
Najbardziej poruszające u Aleksijewicz jest to, że odkryła dla świata opowieści kobiet, tak bardzo różniące się od tego jak wspominają czas wojny mężczyźni. Nie ma tu specjalnie miejsca na bohaterstwo, wielkie bitwy, strategię, podkreślanie swoich zasług. Jest za to sporo wydawałoby się mało istotnych detali, które stawały się jakimś ważnym symbolem dla tamtego czasu. Jest miejsce na poświęcenie, strach, współczucie (nawet dla wroga), miłość. Kobiety uczestniczyły w tej wojnie nie tylko w rolach do których mężczyźni je przeznaczali (np. jako pielęgniarki), można znaleźć tu wspomnienia tych, które służyły jako snajperki, piloci, dowodzące działem, czołgistki... Tak wiele poruszających słów. Jak żywe stają na nowo przed nimi tysiące ofiar, ranni, bardzo trudne warunki sanitarne, to jak były traktowane na pierwszej linii frontu przez mężczyzn.
Nawet jeżeli któraś wspomni o tym, iż początkowa klęska była wynikiem błędu władz, to wiara w Stalina, w sens mobilizacji i ofiary dla ojczyzny wciąż jest w nich żywy. Tak było trzeba. Nawet jeżeli potem zapomniano trochę o nich, a w swoich środowiskach wycierpiały niemało. Mało kto widział w nich bowiem bohaterki, a raczej ciągnęła się z nimi fama "tych co na froncie z mężczyznami...". Czy jest w nich duma? Raczej z tego, że przeżyły, że mimo wszystko jakoś poukładały sobie życie po wojnie. Bo łatwo nie było. Szły do walki na ochotnika, często jako kilkunastoletnie dziewczyny. Wracały z duszą tak poranioną, jakby przeżyły już całe życie.
Tyle świadectw, jedne krótsze, inne dłuższe. Czasem jakiś wybrany przebłysk, jedna scena, innym razem długa opowieść o motywacji, o emocjach, o różnych doświadczeniach. Lektura niełatwa, może trochę chaotyczna, ale na pewno ciekawa i pozostawiająca po sobie sporo refleksji. Wiele bowiem jest tu poruszonych spraw, o których zwykle w kontekście wojny się nie myśli.
Bardzo poruszająca lektura. Czytałam i się wzruszałam.
OdpowiedzUsuń