Strony

poniedziałek, 27 listopada 2017

Poskromienie złośnicy, czyli dwójka laików baletowych gawędzi

Efektem niedzielnego popołudnia jest recenzja trochę wyjątkowa, ale zobaczcie zresztą sami:

M-aG-a: Uważam się za szczęściarę. Widziałam najlepszy tradycyjny balet świata siedząc w fotelu kina Praha. Byłam zachwycona! Choć znów taką wielką znawczynią baletu nie jestem … po prostu lubię. A Ty jak odebrałeś ten spektakl, bo mocno się wahałeś?
R: Nie tylko nie jestem znawcą, ale powiedziałbym nawet więcej: nie rozumiem, nie czuję, nudzi mnie to. Może po prostu nigdy nikt mnie wcześniej do baletu nie przekonał, nie dał mi szansy przeżyć tego tak jak się to powinno odbierać, nikt nie wytłumaczył na co zwracać uwagę. Zwykle więc siedzę i po 10 minutach nudzę się przeraźliwie.

M-aG-a: „Jak oni tak ładnie przebierają nóżkami” – powiedział pewien bliski mi pan zaciągnięty siłą do Teatru Wielkiego na „Wieczór baletowy”. Dawno, dawno temu. Teraz sam mnie wyciąga na spektakle baletowe. Myślę, że można się rozsmakować w pięknie ich gestów, nauczyć się je „czytać”.

R: Z ciekawości kiedyś podjąłem już próbę i w ramach cyklu pokazów Na żywo w kinach z baletem, wybrałem się na "Jezioro Łabędzie". Myślę sobie: w końcu klasyka, więc pewnie będzie to co najlepsze, no i wykonanie Teatru Bolszoj z Moskwy - w końcu najlepsi z najlepszych. I niestety wynudziłem się bardzo. Oczywiście niektóre fragmenty robiły na mnie wrażenie, ale w pewnym momencie zamieniało się to dla mnie w serię popisów, z których jeden był podobny do drugiego. 
M-aG-a: Dla takich jak my, w sumie laików baletowych, ta prelekcja przed spektaklem Baletu Bolszoj bardzo się przydała. I trzeba oddać wyrazy szacunku za sposób i wiedzę prelegentce, mówiła z taką pasją, aż miło było słuchać. Ja zwróciłam uwagę na to, że to będzie właściwie dla Baletu Bolszoj premiera w tańcu nowoczesnym. Oni są mistrzami świata w tańcu tradycyjnym….
R: Rzeczywiście - dzięki temu wprowadzeniu, trochę inaczej od razu człowiek był nastawiony na to co oglądał. Ciekawe to było. I powiedzmy, że zastąpiło nam trochę wywiady z artystami i twórcami, które były pokazywane na początki i w przerwie, a które niestety nie były tłumaczone na polski (może warto?). Taka dawka informacji o samej treści sztuki, kulisach jego powstawania, bardzo się przydała. I na koniec było jeszcze o muzyce do spektaklu, wykorzystaniu w ciekawy sposób kompozycji Szostakowicza (w większości wykorzystano muzykę do filmów)... 

MaGa: Wiesz, ja myślę, że muzykę kompozytorów rosyjskich jesteśmy w stanie gdzieś tam w głębi swojego jestestwa rozpoznać. Ja rozpoznawałam („Dusza Słowianki nie jest zła …”). Ale scena końcowa muzycznie była bardzo sympatycznym zaskoczeniem. Jean-Christophe Maillot jest francuskim artystą i ta końcowa scena „herbatki” była uroczym akcentem w stronę ojczyzny choreografa. Nie sądzisz?
 
R: O tak. Ale prawdę mówiąc nawet wcześniejsze, mniej "przebojowe" fragmenty muzyczne, w jego ujęciu też wcale nie miały takiej ogromnej ciężkości, z jaką kojarzył mi się Szostakowicz. Cudownie komponowały się z opowiadaną historią, a w niej oprócz wątków bardziej dramatycznych, mam wrażenie dominowały jednak ciut lżejsze tony. W końcu to komedia, a w tej wersji ma ona w sobie bardzo dużo zabawy, humoru, nawet frywolności, z czym do tej pory balet raczej się nie kojarzył.
MaGa: Mówiłeś, że byłeś wcześniej na „Jeziorze Łabędzim”… to był taniec tradycyjny… To który taniec jest ci bliższy? Zwróć uwagę, że nie pytam, który bardziej ci się podoba tylko jest ci bliższy … Przyjmuję, że już cię balet ma we władaniu.
R: Nie potrafię powiedzieć, czy balet po tym jednym razie pokochałem, ale przyznaję - w takiej wersji bardzo mi się on podobał. Powiedziałbym, że bliższy jest musicalowi poprzez to, że nie ma tylu popisów, taniec opowiada jakąś historię. Ruch ma to klasyczne piękno, ale to zupełnie inaczej się odbiera.
MaGa: Tak myślałam. Nie dla was panowie te drobne kroczki, popisy solistów, piruety … te ramiona wyciągnięte do ukochanego, te skromne patrzenie w oczy. Nie dla was te tiule … Wy wolicie mocne akcenty, twardą rękę (śmiech). A w „Poskromieniu złośnicy” to było. Podobało się?
R: Tu nawet nie chodzi o tę twardą rękę, ale o to, że każda postać ma tu jakiś swój charakter, specyficzny styl.  W klasycznym balecie wszystko wydaje się prawie identyczne. Odpowiadając na Twoje pytanie: tak, bardzo mi się podobało.
MaGa: Mnie też (śmiech). A zauważyłeś jak jedna z tancerek (chyba Bianka) wymachem ręki za siebie przyłożyła partnerowi w policzek? A on nawet nie drgnął i tańczył dalej z uśmiechem na ustach. Na scenie w teatrze zapewne nie dostrzeglibyśmy tego, a tak: oglądanie tancerzy w kinie i wszystko jak na dłoni…. Zbliżenia jednak oddają ogrom wysiłku włożonego w każdy ruch … widziałeś te spocone twarze?
R: To doświadczenie nie tylko z pokazów baletowych, ale z większości pokazów realizowanych w ramach cyklu Na żywo w kinach. Kocham je nie tylko za możliwość oglądania czegoś bardzo ciekawego z najlepszych scen świata, ale za to, że mogę odbierać je w tak wyjątkowy sposób, na dużym zbliżeniu, czasem zaglądając za kulisy, widząc nie tylko każdy ruch, ale i mimikę, każde spojrzenie...
MaGa: Dla mnie taniec nowoczesny w balecie jest nowością. Pewna „kanciastość” ruchów jest tak różna od romantyki tańca klasycznego, ale bardzo mi się podoba. W „Poskromieniu złośnicy” było sporo miejsca na takie popisy: ojciec, który musi rozdzielać awanturujące się córki, męczyć się z adoratorami Bianki, tępić agresywne zachowania tytułowej złośnicy – Kasi. No i oczywiście Petruchio – pogromca, początkowo udawanie wulgarny, następnie lekceważący narzeczoną, później uczący żonę pokory a na koniec kochający i czuły … można było wybierać. A Kasia też nie była „przytulanką”. I jeszcze dodana postać Gospodyni – ta też była osobą zdecydowaną… Miał choreograf pole do popisu, oj miał. I wykorzystał. Która scena najbardziej ci się podobała?

R: Na pewno sporo tu było dla mnie rzeczy, których z baletem dotąd nie kojarzyłem: dowcipu, zabawy, przemocy, granych trochę jak w musicalach, popisywania się (Wiaczesław Łopatin jako Gremio), niczym na dyskotece. Ale oprócz tych scen bardziej zabawnych, grupowych, chyba największe wrażenie robiły na mnie duety, tak ciekawie i tak różnie zagrane emocje, przyciąganie się i odpychanie. Cztery pary i każda inna.
MaGa: A mnie jak rozzłoszczony Petruchio (Władisław Łantratow) niesie Katarzynę (Jekaterina Krysanowa) na wyciągniętej w górę ręce opartej o jej podbródek. Wow! Nigdy tego w balecie nie widziałam. Zresztą w takich zbliżeniach to dopiero widać kunszt każdego ruchu … maestria. Co tu dużo mówić – jestem zachwycona. A jacy oni oboje śliczni … i prywatnie i na scenie. Och!

R: Na pewno ta para robiła największe wrażenie, mieli najwięcej z różnych "nastrojów" do pokazania. Wizerunkowo też bardzo fajnie dobrani. On trochę szorstki, dziki, a ona również charakterna, ukrywająca swoją wrażliwość pod maską złośliwości.
MaGa: To pogadaliśmy jak laik z laikiem … To co, idziemy na „Dziadka do orzechów”? Słuchaj, to taka piękna bajka … i piękna muzyka … i taka na czasie, bo zaraz „Boże Narodzenie”. No, zabierz mnie ze sobą! Bo sama pójdę! Słuchaj, byłam na tym niedawno w Teatrze Wielkim, całą rodziną, byliśmy zachwyceni. Będę miała porównanie.
R: Sprawdzam kalendarz i terminy innych pokazów. Będę próbował delikatnie sondować znawców, co jeszcze polecili by takiego "ożywiającego klasykę". Może nową inscenizację Romea i Julii ze sceny moskiewskiej?
MaGa: To co powiemy innym laikom baletowym? (śmiech). Może: „Balet nie boli, a jest taki piękny… Spróbujcie w szarość dnia codziennego wprowadzić trochę delikatnego tiulu i łagodnego dotyku … oni tak ładnie przebierają nóżkami …” (śmiech).
R: Mogę powiedzieć, że tym przedstawieniem przełamany został mój opór, więc jeżeli ktoś chce spróbować baletu, to właśnie "Poskromienie złośnicy" może być dobre na początek.
***
Nie poruszyliśmy w tej rozmowie ani fabuły (ale komedię Szekspira chyba mniej więcej wszyscy kojarzą), ani scenografii (wcale nie rozdmuchana z czym kojarzył mi się balet, dość prosta, ograniczona do schodów, które po prostu przesuwano na naszych oczach i geometrycznych brył), ani wielu innych detali. Czy one są istotne? Pewnie dla znawców i smakoszy. Dla przeciętnego widza jakim się czuję, najważniejsze było to, że przez dwie godziny absolutnie się nie nudziłem, bawiłem się opowiadaną historią i radowałem oczy i serce tym jak można to wszystko opowiedzieć tańcem. Oglądałem zdumiony, zachwycony, pełen podziwu. Muzyka Szostakowicza i balet, będący połączeniem bardziej współczesnej choreografii i klasycznych umiejętności tego zespołu (które są naprawdę zachwycające) to dla mnie strzał w 10.

Cały repertuar sezonu 2017/18 Bolshoi Live znajdziecie na stronie nażywowkinach.pl

Poskromienie złośnicy - balet w dwóch aktach
Premiera: 4/07/2014
Realizatorzy:
Choreografia: Jean-Christophe Maillot
Muzyka: Dymitrij Szostakowicz
Dyrygent: Igor Dronow
Scenografia: Ernest Pignon-Ernest
Kostiumy: Augustin Maillot
Światła i projekcje wideo: Dominique Drillot

Obsada
Katarzyna: Jekaterina Krysanowa
Petruchio: Władisław Łantratow
Bianka: Olga Smirnowa
Lucentio: Siemion Czudin
Hortensjo: Igor Cwirko
Gremio: Wiaczesław Łopatin
Wdowa: Julia Gribienszczikowa
Baptista: Artiem Bieliakow
Gospodyni: Anna Tichomirowa
Sługa Grumio: Georgij Gusiew
Soliści, koryfeje i zespół baletowy Teatru Bolszoj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz