Strony

wtorek, 14 listopada 2017

Kroniki Times Square czyli jaka to ciężka praca

HBO po Vinylu, nadal jakoś krąży tematycznie wokół lat 70, tym razem jednak widz wciągnięty jest nie w świat muzyki, ale w zupełnie inny biznes. 
I w zaznaczeniu, że to serial dla widzów dorosłych nie chodzi tym razem o sceny, nagość, przemoc i krew, bo jest tego niewiele, ale raczej o samą tematykę. Co z tego, że nie pokazuje się jak "pracują" panie, skoro wszystko wokół tego się kręci. 
Nie spodziewajcie się raczej sensacji, jakiegoś wielkiego podniecenia, bo też przemysł porno, praca prostytutek oglądana "zza kulis" niewiele z tego ma w sobie. Choćby panie opowiadały uśmiechnięte jak bardzo to lubią, wcale nie zawsze jest wesoło, mechaniczny seks jest wyprany z emocji tak bardzo, że nawet do kamery czasem ciężko o uśmiech i udawanie zadowolenia. Ważne są jedynie pieniądze, bo to sposób na przeżycie.
 
Oj gorzkie to obrazki. Od sutenerów, którego "opieka" sprowadza się raczej do wyzysku i grona kobitek, w którym mogą sami przebierać, przez smutnych panów, którzy kłócą się o parę dolców, bo nie są zadowoleni z usługi, policjantów, którzy przymykają oko na to się dzieje w dzielnicy, aż po mafię, która wyczuła, że to co kiedyś było zakazane, lada chwila może okazać się całkiem legalnym interesem, w którym mogą wyprać pieniądze.
Czego tu nie ma. Uliczne panienki, brudne hoteliki, salony dla vipów, młode i naiwne dziewczyny, którym wielkie miasto wydawało się obietnicą kariery modelki, i te starsze i otyłe panie, którym jest już wszystko jedno. Kluby dla gejów, pierwsze filmy pornograficzne w Stanach, kina z kabinkami, narkotyki, korupcja... Inne oblicze Nowego Jorku. Udało się fajnie uchwycić atmosferę ulicy i środowiska, które żyło z handlowania kobiecymi wdziękami, powolne zapominanie o jakichkolwiek zasadach gry, o dziewczynach. Ich rola w całym interesie miała być drugorzędna, miały się cieszyć z ochłapów jakimi podzielą się z nimi mężczyźni. 
Nie ma jednego bohatera, postaci jest całkiem sporo, obserwujemy kolejne wątki, powoli wciągając się losy tych ludzi, kibicujemy im, żeby nie stracili resztek swojej godności, żeby nie przegrali zupełnie. Niewielu  z nich wierzy, że jakoś radykalnie uda im się zmienić życie, zacząć coś od nowa. Ale może przynajmniej uda się pozostać kimś normalnym, z resztkami empatii? Ten styl opowiadania historii przypomina m.in. mój ukochany The Wire i za tym serialem zdaje się, że stoją ci sami ludzie. Mamy więc do czynienia z serialem, który niby opowiada jakąś historię, ale chwilami mocno przypomina to po prostu jakiś paradokument, w którym ktoś próbuje odtworzyć autentyczne wydarzenia. Mocne (również w dialogach!) i ciekawe. I wcale nie tak wulgarne i sensacyjne, jak by można oczekiwać. Gorzkie i realistyczne.
W rolach głównych m.in. James Franco (w podwójnej roli).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz