Strony

wtorek, 11 lipca 2017

Komiksy - superbohater PRL, czyli moja młodość

 Dziś jakby trochę na nowo odkrywam komiksy, dzięki znajomemu, który podsuwa mi smakowite kąski (zobaczcie w zakładce przeczytane na samym końcu), ale przecież moje dzieciństwo było nimi wypełnione. Kapitan Żbik, Kleks, Kajko i Kokosz, Tytus i cała masa innych bohaterów, czasopisma takie jak Świat Młodych... Dla mojego pokolenia był to sposób na ucieczkę w świat wyobraźni, inspiracja do tego by samemu zacząć coś rysować (mam takich znajomych).
Z jakąś radością zasiadłem przed telewizorem, by obejrzeć na Canal+ Discovery pierwszy odcinek serialu o twórcach komiksów z PRL. Piszę na gorąco, bo jeszcze w tym tygodniu do upolowania jest pierwszy odcinek, opowiadający o twórcy Tytusa, Romka i A'Tomka, czyli Papcia Chmiela. A potem co tydzień, jeszcze dziewięć części tego serialu dokumentalnego. Cudowna sprawa.
Nie tylko dla tych, którzy będą przypominać sobie komiksy ze swojego dzieciństwa (ja uzbierałem sobie wszystkie stare tomy Tytusa, by mieć je na półce), ale i dla tych, którzy ich nie znają, zaczytują się w zupełnie innych zeszytach, bardziej współczesnych, może brutalnych, dopracowanych graficznie... Tyle, że większość rysujących komiksy w Polsce wychowała się właśnie na tym co możecie zobaczyć w tym serialu. To te plansze rozpalały ich wyobraźnię, bawiły, pobudzały do wymyślania własnych historii. I to własnie oni też mają sporo tu o tym do powiedzenia.


Odcinki nie są zbyt długie (raptem niewiele ponad 20 minut), ale w każdym znajdzie się nie tylko miejsce na omówienie krótkiego życiorysu (w przypadku Papcia szczególnie bogatego), twórczości, ale i pewnego kontekstu w jakim te zeszyty były tworzone. Uśmiechałem się, gdy słyszałem o tym jak to pierwsze zeszyty były nasycone straszną propagandą, że były straszne naciski, by wkładać tam pewne określone treści. To podwójnie zabawne, bo przecież władza ludowa przez długie lata zabraniała publikacji komiksów jako rzeczy wymyślonej na zgniłym zachodzie, czegoś co deprawuje (jak Coca-Cola i świerszczyki). Zabawne też dlatego, że podobnie jak z Czterema Pancernymi nikt nie zwracał uwagi na propagandowe wtręty, liczyła się przygoda, humor, akcja, nie przejmowaliśmy się tym, że Stany akurat miały być pokazane negatywnie, a Kuba jako raj na ziemi - w to i tak już nikt nie wierzył (przynajmniej na przełomie lat 70 i 80 gdy dorastałem).
Wspaniale było zobaczyć Papcia, który nadal jest w formie, zobaczyć raz jeszcze początki serii, których przecież nie mogłem pamiętać, ale i wraz z kolejnymi ludźmi pojawiającymi się na ekranie, wspominać ile te komiksy dla mnie znaczyły, ile frajdy sprawiały.

2 komentarze:

  1. Ja również zbieram z sentymentem komisy z dzieciństwa, i ciągle tak nierealne dla mnie jest to, że mogę je wszędzie kupić bez problemu. Może dlatego, że kiedy w młodości poczytywałam pożyczone Thorgale, nie pomyślałabym o dostaniu ich z marszu w pierwszej z brzegu księgarni. Moim ulubionym do dzisiaj jest Kajko i Kokosz, z którego niektóre teksty śmieszą mnie do dzisiaj. Ten komiks wydawał się być politycznie neutralny :) A Tutusy ze specyficznym poczuciem humoru Papcia chciałam przemycić dzieciom, ale chyba nie bardzo chwyciły... trochę szkoda, ale cóż, one mają swoje mangi i pewnie je będą darzyć sentymentem za parę ładnych lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie też córki jakoś nie przejęły bakcyla do starych komiksów. Ale przynajmniej do książek mają serce (szczególnie starsza)

      Usuń