Strony

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Ważne jest nie tylko kto, ale gdzie, jak i dlaczego czyli Pustkowie i Belfer

Choć mam na oglądanie tv bardzo mało czasu, z pewnych nawyków jakoś nie potrafię zrezygnować - wciąż wynajduję jakieś seriale kryminalne, które potem dawkuję sobie w większych dawkach (nie muszę czekać na kolejny odcinek). W tej chwili skończyłem Laponię, zaczynam Islandię, ale przecież jeszcze nie napisałem Wam o pojedynku na seriale: HBO kontra Canal plus (w kooperacji polskiej). Zacznijmy od produkcji czeskiej. Pustkowie (ale i krajowy Belfer również) udowadniają, że w sumie nie musi być jakaś wielka zbrodnia, zagadka, ale wzorem Broadchurch, czy Dochodzenia, wrzuca się widza w jakieś małe środowisko, gdzie prawie każdy coś ukrywa, coś kombinuje. I teraz weź się domyślaj, co ma znaczenie dla śledztwa, a co nie. Klimat jaki w ten sposób się tworzy, pole do stworzenia fajnych kreacji, nawet w drugim planie, powolne śledztwo, pomyłki i chwile zwątpienia, są dużo ciekawsze niż wszystkie te do znudzenia powtarzane seriale z superbohaterami, dla których każde dochodzenie to kaszka z mleczkiem. Tam akcja, napięcie, a tu zagadkowość, ciekawe tło społeczno-obyczajowe. Nie ma co dużo gadać. Właśnie takie seriale w tej chwili są najciekawsze. 


W Pustkowiu cała sprawa dotyczy zaginionej dziewczyny. Jej rodzice jakiś czas temu się rozstali, a ponieważ ojciec miewa problemy psychiczne, sam też stał się jednym z podejrzanych. Matka jest starościną małego miasteczka, aktywną, przebojową kobietą, która walczy o przetrwanie społeczności - polska kopalnia chce wykupić wszystkie gospodarstwa i rozciągnąć prace odkrywkowe na większy teren. Gdy spada na nią sprawa zaginięcia córki, nagle wszystko przestaje być ważne. 


Świetny jest klimat tej historii, pełen podejrzliwości, plotek, emocjonalnego reagowania na każdy sygnał, że ktoś może być winny. Mała społeczność, dom poprawczy w okolicy, policjant, który nie potrafi się przebić przez niechęć ludzi do mówienia, szefostwo kopalni, które na całej sytuacji ewidentnie korzysta - te wszystkie drobne elementy, jakieś prywatne sprawy, które mogą (ale nie muszą) mieć znaczenie. 




Naprawdę duże brawa. Coś za co kochamy kryminały skandynawskie, okazuje się, że można odtworzyć w Czechach. Ponuro, szaro, brudno, depresyjnie... Nie wszystkim to pewnie przypasuje, ale chyba produkcję HBO postawiłbym wyżej niż seriale, które dotąd próbowano zrobić u nas - nawet Wataha mnie tak bardzo nie wciągnęła. 
W dodatku świetne zdjęcia i te realia z pogranicza polsko-czeskiego. Chyba za mało interesujemy się tym, jak wygląda życie w małych miasteczkach, jak ludzie zmuszeni są do różnych nieciekawych decyzji.

Canal plus wyszedł z trochę innego punktu - ta historia zbudowana została wokół jednego faceta, który prowadzi swoje prywatne śledztwo. Tajemniczy przybysz do miasteczka (i musiał to być ktoś popularny, czyli wybrano Macieja Stuhra), pojawia się tuż po odnalezieniu zmarłej licealistki, podejmuje się pracy nauczyciela i zaczyna interesować się tym co działo się przed śmiercią dziewczyny. Dlaczego? Co ukrywa? To dopiero ujawni się w trakcie. Jest więc samotny kowboj, który nawet jeżeli dostanie w mordę, to się otrząśnie i pójdzie dalej. Taki typ cwaniaczka, który zbiera informacje i kojarzy fakty. 
A policja? Policja w tym miasteczku to stado średnio kumatych ludzi, którzy interesują się głównie tym, by nikt nie interesował się miasteczkiem. Władzę dzierży tu niepodzielnie układ kilku ludzi, z którymi komendant jest za pan brat. Żadnemu z nich nie zależy, żeby dłubać przy sprawie śmierci dziewczyny. Chyba nawet jej klasa już jakoś machnęła ręką na to co się stało. A może jednak coś ukrywają? Powoli zbieramy nitki, kombinujemy co jest z czym połączone (bo nawet miejsce na ruską mafię się znalazło), a pan profesor też nas zastanawia i całkiem nieźle mu idzie (jakieś powiązania ze służbami?). 
Ogląda się to dobrze, zadbano o realizm atmosfery takiej niedużej społeczności (wyrwać się, zrobić karierę, podziały na bogatych i biednych), młodzież jest wreszcie autentyczna, a nie udaje wyobrażeń, czy lęków o maturzystach, tak że kupuję to w całości. Naprawdę nie jest źle. Zadbano o scenariusz, spójność tej historii, jakieś napięcie, uciekł jedynie trochę klimat, czyli to co znowu zagrało dobrze w Pustkowiu. Tu brakuje oryginalności. Stuhr jest niezły, sporo dobrych wątków (przekręty z ziemią), ale za jakiś czas pewnie wszystko zleje się w jedno z innymi, bardzo podobnymi historiami. Plus oczywiście taki, że w Polsce jeszcze na takim poziomie i z taką obsadą, serialu chyba jeszcze nie mieliśmy. I tylko czekać na ciąg dalszy. Podobno akcja przeniesie się z prowincji do Wrocławia i będzie dotyczyła zupełnie inne sprawy (zmiana obsady).

A ja jeszcze muszę napisać wkrótce o drugim sezonie Paktu. Cholera, obiecywałem sobie, że nie będę robił takich notek, żeby nie oddzielać sezonów, bo przecież nie bawię się w streszczenia, ale tym razem zrobię wyjątek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz