Strony

wtorek, 28 marca 2017

Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków - Marta Sapała, czyli między rozsądkiem a wariactwem

Punkt wyjścia, pomysł: bardzo dobre. Z wykonaniem już trochę gorzej. Tak najkrócej by można opisać moje przemyślenia po tej lekturze.
Autorka postanowiła przeżyć za jak najmniejsze pieniądze przez 12 miesięcy i namówiła do tego jeszcze grupę 11 rodzin/osób. Pomysł na reportaż do gazety, z racji rozbudowanego okresu realizacji aż kusił, by na bieżąco relacjonować różne etapy zmagania się z tym zadaniem. A skoro był blog, była masa przemyśleń i komentarzy, aż prosiło się to o książkę. No więc jest.


Dlaczego mówię, że gorzej z wykonaniem? Ano autorka nie bardzo chyba miała pomysł na to, czy ma tu być więcej teorii, czy jednak praktyki. Starała się w miarę równo obdarować czytelnika statystykami, definicjami, informacjami na temat tak modnych postaw życiowych, poszukiwania czegoś więcej niż tylko konsumpcja i obrazkami z tego jak sobie radzą uczestnicy projektu. Przez to niestety w tekst wkrada się sporo nudy - pewne relacje i obserwacje się powtarzają, a z prób podsumowania "problemu", poszukiwania jakichś rozwiązań, niewiele prawdę mówiąc wynika. To zresztą takie balansowanie między bardzo ostrą postawą: nie wydam nic, będę żył z tego co otrzymam, co znajdę, co wymienię, a poszukiwaniem alternatyw dla najprostszych rozwiązań (zamiast wydać na nowe, poszukam sposobu by naprawić, zamiast kupić gotowe w sklepie, ugotuję sam, wyhoduję na balkonie itp.). Naiwna moda? Postawa w pełni dojrzała i godna pochwały? I znowu po lekturze "Mniej" wcale nie będziesz mądrzejszy, bo ten tekst nie daje odpowiedzi, pokazując zarówno plusy, jak i minusy takiego podejścia do życia.
Nie stawiając żadnych konkretnych celów, autorka sprawiła, że prawie każdy podszedł do tego inaczej. Nie da się przecież oszczędzać np. na zdrowiu, na podstawowych potrzebach. I o ile rozumiem zamiany mieszkaniami, w ramach wyjazdów wakacyjnych, naprawy, samodzielne gotowanie, to rezygnacja np. z kupowania kosmetyków zakrawała mi na niezłą schizę. Nie golić się, nie myć, chodzić w tym samym (szkoda, że nie nago), jeść to co się zbierze z ziemi - przecież to wariactwo, a nie żadna mądrość. Tylko po to by udowodnić, że się da? Może jeszcze bez papieru toaletowego, podpasek, mydła...

Na pewno wiele spraw można przemyśleć. Szkoda, że wiele z nich sami bohaterowie podsumowuje: gra nie warta świeczki. To kopalnia pomysłów zarówno świetnych jak i kompletnie od czapy. Wciąż zastanawiamy się: po co? Przecież i tak potem wrócą do swoich nawyków i dawnych postaw... Pewnie nie wszyscy, ale nie oszukujmy się: w tym problem, że po prostu jesteśmy wygodni, czasem leniwi. Czasem miałem ochotę westchnąć z podziwu dla samozaparcia uczestników projektu, dla ich zaradności, a w innych miejscach mogłem się postukać w głowę, że trzeba było takiej mobilizacji, żeby odkrywać rzeczy oczywiste (biblioteka, darmowa kultura itp.). Mam więc naprawdę mieszane uczucia, a błędy merytoryczne jakie pozostawiła autorka, trochę psują mi dodatkowo obraz całości (np. twierdzenie, że darmowe warsztaty umiejętności wychowawczych w gminie finansuje jakiś urząd centralny PARP z opłat za sprzedaż alkoholu - ręce opadają).

Minimalizm czy oszczędność. Pogoń za nowinkami za wszelką cenę, czy zdrowa równowaga... Sporo w różnych opisanych tu postawach szaleństwa, ale trzeba przyznać, że chwilami - godnego podziwu i będącego wyrzutem sumienia, dla każdego lenia siedzącego na kanapie.


Rok bez zakupów. Na pewno przyniósł bohaterom oszczędności. Masę przemyśleń. I jak się okazuje, tam gdzie czegoś było mniej, jednak coś również się zyskiwało - czasu spędzanego z bliskimi, choćby na przekopywaniu działki, robieniu soków, wspólnych spacerach, bo zrezygnowało się z kablówki, nie da się przeliczyć na pieniądze. I szkoda, że potrzeba tak mocnych eksperymentów, by niektórym to uświadomić. Zarastamy rzeczami, dobrami, wydaje nam się, że są nam niezbędne do szczęścia, a tak naprawdę niewiele nam go dają. Raczej sprawiają, że gonimy za kolejnymi :(


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz