Strony

sobota, 4 lutego 2017

Manchester by the sea, czyli czy da się naprawić błędy

Pora chyba zabierać się czym prędzej za oglądanie filmów nominowanych do Oscara. Co prawda LaLaLand już opisany, Przełęcz ocalonych i Boska Florence już dawno, ale jeszcze sporo przede mną. Może uda się na dniach. Aż do piekła opiszę może jutro. A dziś coś kameralnego, ale wcale nie mniej smakowitego. Nie wiem czy to film na Oscara, ale nie przeczę: myśli się o nim, a rola Affecka naprawdę zaskakująca. 

Od razu jednak trzeba powiedzieć, że to film, w którym niewiele się dzieje, przez pierwsze pół godziny, nawet ja już zaczynałem przysypiać, choć wydawało mi się, że moja wytrzymałość na różne pomysły reżyserów jest dość duża. Ale potem nagle wszystko zaczyna się układać w głowie i mówisz: rety! Gość przestaje cię drażnić, bo wszystko już zaczynasz rozumieć.
Na początku bowiem nie rozumiemy czemu jest jaki jest: odpychający ludzi, chłodny, samotnik, w dodatku o skłonnościach do autodestrukcji.
Śmierć brata i konieczność powrotu do rodzinnej miejscowości, niewiele w nim zmienia - wydaje się mieć tak silną barierę, którą stworzył, że nie dopuszcza do siebie żadnych emocji. 
Czy to się zmieni? Domyślamy się już, że tajemnica tkwi w przeszłości, ale co się stało? Ktoś jego skrzywdził? On sam w czymś zawinił? W krótkich reminiscencjach widzimy przecież zupełnie innego faceta: radosnego, lubianego, rozładowującego atmosferę. Teraz potrafi siedzieć z kimś pół godziny i po prostu milczeć. Do egzystencji wystarcza mu butelka piwa. Byle się zresetowąć. Byle zapomnieć. I to właśnie ktoś taki ma być wzorem, opiekunem dla nastoletniego bratanka, którym trzeba się zająć?
Mówi się, że czas leczy rany. Czy rzeczywiście? Patrząc na tego faceta, który nigdy nie patrzy się w oczy, który chce jedynie, by wszyscy dali mu święty spokój, czujemy, że to nie do końca prawda.
Depresyjne? A właśnie niekoniecznie, bo nie brak tu scen rozładowujących napięcie. Na pewno życiowe. Bo gdy już znamy całą układankę, zdajemy sobie sprawę, że trudno wystawiać tu jednoznaczne oceny i mówić: ja na jego miejscu...
Tego samego dnia obejrzałem "Milczenie". I wiecie co? Choć Scorsese na pewno zrobił dzieło przemyślane i dające do myślenia, to ten kameralny, intensywny emocjonalnie film, zapamiętam na pewno równie długo. Wybierzcie się, póki jeszcze jest w kinach. 


4 komentarze:

  1. A jak Ci się podobał soundtrack? Mi bardzo odpowiadało to połączenie muzyki klasycznej ze wspołczesną (no, oprócz jednego momentu - pogrzebu brata, gdzie użyto klasyki w tak bardzo oczywisty sposób), bardzo spójne i według mnie to ważny element filmu. Świetnie się tego słucha też osobno.
    Chcę zobaczyć "Manchester" jeszcze raz, bo tam jest wiele doskonałych scen - takie króciutkie mistrzowskie formy, które doceniłam dopiero po seansie. To w ogóle znaczący film, może mocno wpływać na wielu ludzi, "włącza" empatię. Nie trafił do mnie aż tak bardzo-bardzo jak do wielu osób, ale Affleckowi Oskar się należy jak nic ;)
    I czekam na Twoje wrażenia z "Az do piekła", bo tu z kolei u mnie bardzo-bardzo-bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napiszę pewnie na dniach, ale wiesz, że chyba ten bardziej? I o dziwo nie zwróciłem w Manchester tak bardzo uwagi na muzykę - zdecydowanie jest w tle, nie zaskakuje, ale ładnie się wtapia. Żałuję, że w tym tygodniu mało czasu, a jeszcze przecież przynajmniej 3 filmy, które są właśnie na ekranach do obejrzenia

      Usuń
  2. Dla mnie interesujący, ale poczekam jak będzie go można obejrzeć online.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiadomo, w kinie nie da się obejrzeć wszystkiego :( Ale namawiam

      Usuń