Strony

środa, 21 grudnia 2016

Dziewiąte wrota, czyli w objęciach diabła

W ubiegłym roku rozpocząłem swoje mini wyzwanie: uzupełnić lub odświeżyć sobie filmografię Polańskiego. Mam jeszcze kilku reżyserów, których twórczość mnie kusi, ale przecież dzień nie jest z gumy, więc idzie mi powoli.
Roman Polański, choć jest uznawany za reżysera ambitnego i unikającego scenariuszy banalnych, czysto rozrywkowych, to jednak raz na jakiś czas zdarza mu się nakręcić film, który zadowala również publiczność omijającą szerokim łukiem rzeczy bardziej wymagające. Do takich przecież należy choćby Frantic, czy Autor Widmo. I choć wielu liczyło, że wracając do tematyki satanistycznej, stworzy coś równie niepowtarzalnego jak Dziecko Rosemary, to jednak seans Dziewiątych Wrót, trudno uznać za super udany.




Polański umiejętnie buduje atmosferę, napięcie rośnie, a potem nagle przychodzi finał, no i kompletna dupa. Nie mam nawet pretensji do Johnny'ego Deppa - miał jakiś swój pomysł na tą postać i ciągnie to do końca, ale scenariusz średnio mu pozwala rozwinąć skrzydła. Oto trochę zblazowany dziennikarz/antykwariusz, spec od wyszukiwania białych kruków wszelkimi dostępnymi metodami, otrzymuje zlecenie, aby sprawdzić wszystkie egzemplarze dzieła satanistycznego "Dziewięć wrót Królestwa Cieni". Podobno wśród kopii istnieje jeden egzemplarz, który jest dziełem samego szatana i pozwala na jego przywołanie, a właściciel będzie obdarowany wtedy niesamowitymi mocami. Im dalej Corso idzie w swoich poszukiwaniach, tym z większym przerażeniem spostrzega krwawy ślad, jaki zostawia za sobą.

Przyznam: wszystko jest nieźle do czasu gdy pojawiająca się ciągle w tle i pomagająca głównemu bohaterowi kobieta (któż by inny jak nie Emmanuelle Seigner) zaczyna latać... No niestety - dosłowność w pokazaniu ciemnych mocy demonów, temu filmowi mocno zaszkodziły. Dziś to raczej śmieszy niż przeraża.
Ale za to muzyka Kilara nie zestarzała się nic a nic.



**************
Szybkie ogłoszenie wyników, bo padam dziś wieczorem już na nos. Pewnie za kilka dni w tym miejscu pojawi się notka tematyczna i nawet wiem o czym. Jakiś czas temu skończyłem oglądanie Belfra, więc pora na wpis. Wracam do seriali...

Przykro, że nie mam tyle egzemplarzy, by nagrodzić wszystkich biorących udział w konkursie, ale co zrobić. Wydawnictwo Muza i firma Business & Culture trzyma dla Was dwie sztuki, a od siebie dorzucam nagrodę pocieszenia, czyli kod na e-booka i będą to świeżutkie 12 świątecznych opowiadań "Podaruj mi miłość". 
Wszystkie szczegóły dotyczące konkursu macie tu, a w śród zgłoszeń najbardziej rozbroiły mnie dwa: wspomnienie Sabiny ze szkatułką (sam bym chyba spadł z krzesła) i pomysł na wykonanie w tym roku czegoś wyjątkowego od Gabrieli. A nagroda pocieszenia pofrunie do Dagmary (cholercia, gratulacje dla chłopaka za pomysłowość!). Jeżeli okaże się nie czyta ona e-booków, będzie mogła przekazać go komuś (np. kolejnej osobie wybranej przeze mnie wśród startujących w konkursie). 
Gratulacje dla wszystkich zwycięzców, uściski i podziękowania dla biorących udział w konkursie. Może wkrótce uda się zorganizować coś nowego. Zajrzycie tu, by przeczytać notkę o Belfrze? Widzieliście ten serial?
A jutro... Czad!
Pozdrawiam Was, już prawie świątecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz