Strony

niedziela, 28 sierpnia 2016

Boeing, Boeing. Odlotowe narzeczone, czyli sposób na miłość?

Na Chochliku kulturalnym znajdziecie już jego recenzję spektaklu, który oglądaliśmy razem w Krakowie, ale postanowiłem skrobnąć choć parę słów od siebie. Zacznę może od zdziwienia - okazuje się, że Teatr Bagatela jest jedynym teatrem w Krakowie, który gra nieprzerwanie przez cały rok, tak że szukając jakiegoś przedstawienia na wypad do miasta Kraka, mieliśmy sporo szczęścia, że udało się jeszcze zdobyć bilety. Jak widać nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, by po całym dniu zwiedzania, zafundować sobie jeszcze coś kulturalnego. A może to kwestia repertuaru - Polacy kochają przedstawienia lekkie i zabawne. Trochę gorzej u nas bywa z tekstami i z obsadą (to wcale nieprawda, że można do komedii podejść mniej profesjonalnie, że nie wymaga ona tyle umiejętności), na szczęście jednak nie tym razem. Wiem co prawda, że sztukę o tym samym tytule gra również jeden z teatrów warszawskich, ale tak się składa, że wykonanie z Teatru Bagatela widziałem jako pierwsze i teraz będę miał duże oczekiwania przy porównaniu. Tekst Marca Camolettiego powstał jeszcze w latach 60 i był grany z powodzeniem na całym świecie, a teraz w nowym przekładzie Bartosza Wierzbięty okazuje się, że nic nie stracił na swojej sile oddziaływania.


Pomysł jest dość prosty: oto pewien mężczyzna (w roli Maksa Marek Kałużyński) wymyślił sobie sposób na uatrakcyjnienie swojego życia. Co tam jedna kobieta - on ma ich kilka i w dodatku bezproblemowo potrafi zajmować się każdą z nich. Jego system polega na tym, że każda z nich jest stewardessą i może mu poświęcić zaledwie kilkadziesiąt godzin w tygodniu, pozostaje jedynie zrobić sobie grafik, żeby pamiętać kiedy która przyleci i już... Reszta to kłopot gospodyni Nadii (fenomenalna Katarzyna Litwin), aby nadążyć sprzątać i gotować. A nawet jeżeli gdzieś nałoży się jakiś lot i któraś z jego "narzeczonych" przyjedzie za wcześnie, zawsze może pod pretekstem pracy wybyć z domu i zabrać ją na jakiś romantyczny wyjazd. W domu nie mogą się spotkać.
Oczywiście, jak się domyślamy, nawet doskonały system kiedyś musi się zawalić i przez blisko dwie godziny mamy kapitalną zabawę z tego jak też główny bohater będzie próbował naprawić dziury w tonącym okręcie. Pomagać mu w tym będzie kolega z dawnych lat szkolnych, który wpadnie do niego z wizytą (w roli Pawła Michał Kościuk). Najpierw nieśmiały i trochę nieogarnięty przybysz w prowincji, pod wrażeniem pięknych znajomych swojego przyjaciela, dokonuje naprawdę cudów na scenie, żeby tylko żadnej z nich nie przyszło do głowy nic podejrzewać. Rozkręca się z każdą minutą i chyba nie tylko dla mnie, był ewidentnie motorem całego przedstawienia, doprowadzając nas do coraz dzikszych wybuchów śmiechu. W roli stewardess wystąpiły: Magdalena Walach, Małgorzata Piskosz (obie miały trochę łatwiej bo ich role były zabawnie przerysowane naleciałościami charakterów niemieckiego i amerykańskiego) i Magda Grąziowska. Obsada zdaje się, że zmienia się w niektóre dni, więc od razu budzi się ciekawość jak też zagrają to samo inni - ile w tym dobrze napisanej roli, a ile talentu i charakteru poszczególnych aktorów. Ode mnie duże brawa, bo praktycznie nie widziałem w tej obsadzie słabszych punktów. A fakt, że chwilami się "gotowali" na scenie, wynikał raczej nie z braku profesjonalizmu, ale z tego jak wzajemnie na siebie oddziaływali. Zresztą jako publiczność niesamowicie podkręcaliśmy takie chwile, prawie spadając z foteli, nie dając im kontynuować roli, co napędzało ataki śmiechu również na scenie.

Czuje się w tym tekście potencjał, ale też naprawdę trzeba mieć pomysł, żeby ciągnąć taką farsę przez blisko dwie godziny, nie gubiąc tempa - w krakowskim teatrze "Bagatela" udaje się to na piątkę. Zagrane inteligentnie, bez większego szarżowania i robienia z siebie głupków (oj zdarzało się widzieć takie komedie), raczej gra słowem, dialogami i pomysłem na rolę plus świetny kontakt z publicznością. Duże brawa i podziękowania za fantastyczny wieczór.
W ciągu dwóch miesięcy, moja druga wizyta w tym teatrze i mam nadzieję, że w trakcie kolejnych wypadów (służbowych lub turystycznych) do Krakowa, też uda się zdobyć na coś bilety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz