Strony
▼
środa, 24 lutego 2016
Wielka odmowa. Agent, filozof, antykomunista - Dariusz Rosiak, czyli czy łatwo oceniać jest ludzkie postawy
Kurcze, podobnie jak kilka dni temu przy lekturze 13 pięter Springera, tak i tu miałem poczucie, że książka jest napisana jakoś topornie, że nie ma lekkości, że wiele rzeczy jest niepotrzebnych. A z drugiej strony, gdy już dochodzę do końca, mam w głowie tyle refleksji, wątpliwości, pytań, przemyśleń, jak rzadko kiedy, nawet po rzeczach, którymi jestem zachwycony. Czytałem ją w tym tygodniu, gdy właśnie po raz kolejny wybuchła afera teczkowa, a były prezydent z bohatera i symbolu, sprowadzany jest do poziomu zdrajcy, sprzedawczyka i człowieka małego formatu. Politycy i historycy będą się przerzucać jeszcze przez wiele tygodni swoimi opiniami i ocenami ludzkich zachowań, niczym sędziowie, którym prawda została już objawiona.
Jak cholernie trudne są to sprawy pokazuje właśnie pozycja Dariusz Rosiak. Sam nie wydaje opinii. Chodzi, wysłuchuje opinii innych, stara się dotrzeć do faktów i dokumentów, które by je potwierdzały, a potem to wszystko zestawia obok siebie. Przebić się przez ten materiał, oddzielić to co subiektywne od tego co realne, dotrzeć do źródła różnych decyzji i wyborów nie jest łatwo. Zbieramy sobie z tych okruchów jakiś obraz ludzi, o których opowiada autor, wydaje nam się, że mamy już jakąś o nich opinię, ale czy na pewno wiemy wszystko. Czy rozumiemy to wszystko co stało za ich wyborami? Przecież nie żyliśmy w tych samych czasach, nie znamy wszystkich detali...
Jak to łatwo ferować wyroki, gdy siedzimy bezpiecznie na 4 literach, w kraju, który zmienił się między innymi dzięki temu, że kiedyś ktoś miał odwagę się wyłamać z szeregu, powiedzieć: NIE. Ile go to kosztowało? I co z tymi, którzy mówili: TAK? Czy i oni nie mają swoich racji? Czy nie należy im się wysłuchanie? Może też chcieli o coś walczyć, ale w inny sposób?
Mieczysław A. Krąpiec. Dominikanin, rektor KUL-u, który zrobił dla niego bardzo wiele, wybitny filozof, a po roku 89 bardzo bliski współpracownik księdza Rydzyka i środowiska Radia Maryja, autorytet w sprawach historii, etyki, filozofii. I jak pokazują źródła wieloletni współpracownik SB o pseudonimie "Józef", donoszący na innych.
Janusz Krupski. Historyk, opozycjonista, jeden z ludzi tworzących niezależny, podziemny ruch wydawniczy. Idealista, zaciekły komunista, który potrafił przebaczyć tym, którzy na niego donosili. Chrześcijanin, tak krytyczny wobec zewnętrznego oblicza Kościoła.
Edward Kotowski: agent SB i wywiadu PRL, pracujący m.in. w departamencie zajmującym się kościołem, doradca m.in. Jaruzelskiego.
Trzech ludzi i trzy historie. Kotowski ma możliwość opowiadać o sobie sam. I robi to, chwilami przekraczając nawet granice śmieszności, gdy twierdzi, że przez wszystkie te lata, w swojej ocenie działał dla dobra Kościoła i demokratycznej Polski, dopatrując się wszędzie swoich zasług, a wypierając się winy. Pozostali nie mają możliwości przedstawić się sami. Opowiadają więc o nich ci którzy ich znali, pisane przez nich dokumenty, pisma. Pamięć ludzka jest przecież zawodna, subiektywna, ale pewnym faktom się nie da zaprzeczyć. Rosiak zbiera więc ten chaos i pokazuje nam trzech różnych ludzi i trzy zupełnie odmienne postawy wobec rzeczywistości PRL.
Czy jeżeli ktoś chodził na rozmowy, nie unikał kontaktów ze służbami bezpieczeństwa, bo nie widział innej możliwości, a chciał np. polepszyć tragiczną sytuację uniwersytetu, którym się opiekował, jest świadomym współpracownikiem i kanalią, jak by go chcieli widzieć niektórzy? Ile w tych rozmowach było gry na dwie strony - ja im coś, ale po to żeby coś ugrać, uzyskać poluzowanie rygorów. Konieczność? A może ci "z drugiej strony" też wcale nie byli tacy źli? W końcu i obecna ekipa (choć tak rygorystyczna w swoich osądach) nie widzi nic złego w tym, że brata się z prokuratorem z PRL, twierdzącym, że poszedł tam do pracy, by budować tam coś dobrego i by bronić opozycji. Czy uwierzymy Kotowskiemu?
Siłą rzeczy najwięcej szacunku w naszych oczach mają ci, którzy nigdy nie dali się złamać, jak Krupski. Ale tym smutniejsze są ich losy, gdy świadomie nie chcieli wchodzić potem w politykę, święcie wierząc, że służba nie powinna być związana z karierą, władzą i pieniędzmi.
Wszyscy w pewnym momencie byli związani z KUL-em, więc autor poświęca temu co się działa na uczelni dużo miejsca. Nie zawsze są to historie miłe i pasujące do legendy "jedynej niezależnej uczelni tej części Europy", dlatego nie dziwi, że ten reportaż wzbudził oburzenie w pewnych kręgach. Nie jest w naszym kraju mile widziane gdy ktoś sugeruje, że nawet 1/3 duchowieństwa mogła być uwikłana we współpracę z SB, wciągnięta czasem do tego szantażem, korzyściami, ale i nie raz przez własną głupotę, opowiadając różne rzeczy nie temu komu trzeba, nie wiedząc nawet, że mają założone teczki współpracownika. Dziś w tym bałaganie różnych dokumentów, wspomnień, krzywd i "zasług", naprawdę łatwo się pogubić. Co brać pod uwagę. Intencje? Czy owoce ich decyzji? Powiedzenie raz TAK, pójście na ugodę, mogło czasem powodować już wejście na równię pochyłą. Każda decyzja pociągała za sobą jakieś konsekwencje, choć pewnie o niektórych wielu wolałoby nie pamiętać. Ktoś dostał mieszkanie, ktoś awans albo wyjazd za granicę. Ktoś inny raczej dostał pałką po głowie i siedział w ciemnej celi albo grożono mu śmiercią. Odwaga? Na pewno. Ale co na drugiej szali wagi? Tchórzostwo? Czy też wyrachowanie? A może ktoś nazwie to rozsądkiem?
Trzy skomplikowane życiorysy i trudne wybory podejmowane w niełatwych czasach. Nie chcę relatywizować, bo przecież ja też dokonałem jakieś oceny tych historii w swoim sumieniu, wiem do której mi najbliżej, ale najciekawsze jest to, że dla wielu ludzi te i im podobne życiorysy wcale nie są jednoznaczne, że toczą się o nie spory kto niby bardziej zasługuje na laury i ordery w wolnej ojczyźnie. One są tylko przykładem różnych postaw i decyzji, jakie można było podjąć wobec systemu, wobec władzy jaka wtedy była. Dzięki temu, choć autor nie ogłasza sam żadnego wyroku, zaprasza nas do rozważań nad ludzką moralnością, charakterem. Jak to jest, że tak różne zachowania, można nazywać we własnym sumieniu czymś dobrym.
Jedni wielkość noszą w sobie, choć na zewnątrz są skromni, inni znowu w pogoni za wielkością, potrafią naprawdę się pogubić.
Ciekawa książka, choć na pewno nie jednoznaczna i niełatwa w lekturze.
Miałem wrażenie, że postać o. Krąpca zdominowała książkę i sylwetki dwóch pozostałych jej bohaterów, chociaż dla mnie nie była to wada. Mówiąc szczerze, żałowałem, że cała książka nie jest mu poświęcona. O postać o. Krąpca zahacza też, chociaż nie aż tak szeroko, druga książka Rosiaka dotycząca katolickiego księdza, który przeżywa swoje żydowskie pochodzenie.
OdpowiedzUsuńCzłowiek o twardym karku? Mam w planach czytelniczych. Najbardziej drażnił mnie tu chyba Kotowski, a Krąpiec... Na pewno ciekawa postać, szkoda, że nie ma wypowiedzi, którzy współpracowali z nim współcześnie
UsuńDla mnie o. Krąpiec był ciekawy bo miałem z nim zajęcia :-), ks. Waszkinela, bohatera "Człowieka o..." znałem tylko z widzenia i z tego co pamiętam w "Człowieku o..." wypowiada się o Krąpcu, niekoniecznie w samych superlatywach.
Usuńu mnie do Krąpca co najwyżej się odwoływano, rzeczywiście był takim dobrym mówcą/wykładowcą?
UsuńMówiąc szczerze, mnie nie porywał ani jako wykładowca ani jako autor książek ale czym innym jest talent oratorski i pisarski a czym innym potencjał intelektualny, no i jeszcze pozostaje, nie bez znaczenia, kwestia potencjału intelektualnego i zainteresowania słuchacza/czytelnika :-)
Usuń