Strony
▼
piątek, 5 lutego 2016
Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy
Wciąż obiecuję sobie, że wezmę się za filmy nominowane do tegorocznych Oscarów, żeby mieć własne zdanie zanim ogłoszą wyniki, ale jakoś bardziej kuszą mnie jednak produkcje polskie. Prawdopodobnie na dniach napiszę też o "Moich córkach krowach" i o "Na granicy". Chwilami jestem bliski decyzji by oddzielić blogi i pisać osobno o filmach i o książkach, bo czasu i miejsca brakuje.
"Excentryków" oglądałem naprawdę z dużą przyjemnością - to film, który klimatem przypominał mi "Vabank" - trochę retro, ze szczyptą nie tylko sentymentalizmu, ale i sznytem elegancji... No i optymistyczne, mimo, że akcja dzieje się w smutnych czasach.
O ile Skolimowski mnie swoimi ostatnimi filmami raczej wkurza i uważam, że na stare lata za dużo kombinuje, to Janusz Majewski, choć wielokrotnie już uciekał w przeszłość z tematami swoich filmów, po ukończeniu 80 lat, nadal zachowuje w tym co robi jakąś świeżość. Czy to pożegnanie z widzami? Oby nie.
"Excentrycy" są oldschoolowi, ale właśnie przez to, że tak wyraźnie odróżniają się od innych produkcji kinowych, mogą się spodobać. I nie tylko widzom starszym, którym spodoba się muzyka (cudowne jazzowo swingujące rytmy - brawa dla Wojciecha Karolaka), bo i młodszym może ten obraz zauroczyć.
Lata 50 kojarzymy raczej z szarzyzną, w dużej mierze jeszcze z zamordyzmem stalinowskim, propagandą komunistyczną, a tu na tym tle rozkwita na naszych oczach prawdziwy big band i kawałeczek wolności. Dzięki głównemu bohaterowi, który powraca z Londynu (chory czy jak?) do ojczyzny, nagle wszyscy jakby trochę inaczej przez chwilę odetchnęli, nabrali więcej powietrza w płuca.
Młody Stuhr naprawdę fajny, jego siostra, czyli Sonia Bohosiewicz może ciut bardziej stonowana, ale jak zaśpiewa to... Natalia Rybicka w roli femme fatale jest ciekawa i też śpiewa, ale jakoś nie urzekła mnie aż tak bardzo, to chyba właśnie Bohosiewicz powinna promować całość obok Maćka Stuhra.
Zdecydowanie muzyczne fragmenty niosą całość filmu, nadają mu lekkości. Chyba właśnie to rozbujanie, ten feeling najbardziej mnie tu urzekł, bo sama fabuła nie jest jakaś porywająca. Znajdziemy tu jednak kilka zabawnych scenek, sporo perełek aktorskich w drugim planie: Anna Dymna jako wkurzona na system przedwojenna właścicielka pensjonatu, czy Wojciech Pszoniak, jako ekscentryczny stroiciel fortepianów z misją wyszukiwania w historii literatury wszystkich ukrytych homoseksualistów. A całość? Ma zadziwiającą lekkość, mimo słodko-gorzkiego klimatu przebija raczej coś optymistycznego z tej historii. Muzyka i pasja tej zbieraniny wolnych ptaków nie dają się im pogrążyć w mroku i depresji - poczuli, że nie są sami, że nie muszą chować się pod kołdrę i zamykać na cztery spusty.
Nie znam powieści Włodzimierza Kowalewskiego, która stała się podstawą do scenariusza, ale film uważam za rzecz, którą warto zobaczyć i to być może nie jeden raz. Przy okazji zwraca uwagę, że całość była sponsorowana przez zarząd województwa kujawsko-pomorskiego - szkoda, że jego uroków widać tak mało, ale brawa za pomysł!
Aż sama jestem zaskoczona, że jeszcze nie obejrzałam tego filmu bo moja koleżanka była w tym filmie statystką. Przez kilka dni sama widziałam całą ekipę, która kręciła się po Toruniu ;) I w sumie chętnie obejrzę dla samego Stuhra ;)
OdpowiedzUsuńwarto nie tylko dla niego!
UsuńDla Stuhra obejrzę- jak zawsze zresztą ;-)
OdpowiedzUsuńRóżne opinie już czytałam...osobiście za młodym Stuhrem nie przepadam i to on nie wszystkim się w tym filmie spodobał.
OdpowiedzUsuńDla tego swingu po polsku warto by film zobaczyć. I dla Bohosiewicz.
swing raczej po angielsku, ale naprawdę w świetnym wykonaniu :) I co do młodego Stuhra to chyba nawet się z Tobą zgodzę...
UsuńWłaśnie czytam książkę. Filmu jeszcze nie widziałam ale "z winy" zwiastunów bohaterowie mają już teraz twarze aktorów. Czytam o Stypie i widzę Zborowskiego. Nic nie poradzę! Jedyny minus - muzyki przy czytaniu nie słychać! ;)
OdpowiedzUsuńteż już mam książkę, tylko czeka na czytniku. A z tą muzyką naprawdę film tworzy świetną całość
Usuń