Strony

niedziela, 20 grudnia 2015

Kochajmy się od święta, czyli daj coś od siebie

Co prawda wszyscy teraz walą do kina na Star Wars, ale może jest ktoś kto szuka innych klimatów? Przed Świętami Bożego Narodzenia zwykle mamy przynajmniej jeden film, który jakoś nawiązuje do tego wyjątkowego czasu, zwykle w tonie mniej lub bardziej komediowym, przyjrzyjmy się więc tegorocznej propozycji...
Generalna uwaga - zwykle mamy do czynienia z historiami przesłodzonymi, ciepłymi jak papucie babci, a w tej filmowej opowieści o relacjach wewnątrzrodzinnych i przygotowaniach do świąt (które oczywiście muszą być idealne, choćby wszyscy mieli udawać na jeden dzień), jest dużo goryczy, ironii. Większość z postaci raczej z niechęcią myśli o spotkaniu przy wigilijnym stole i najchętniej jakoś by się od tego wykręcili, gdyby nie to, że "nie wypada".


Potem oczywiście powolutku dokonuje się cud pojednania, wspólnego świętowania i jak ręką odjął mijają wszelkie problemy, ale czujemy, że to wcale nie musi być na drugi dzień podobna sielanka.
Co jest wyjątkowego w tych dniach - kolacja i rodzinne biesiadowanie, prezenty, składane życzenia, które powinny być szczere i od serca, czas na pojednanie i wybaczenie? Jeżeli się do tego zmuszamy, to nie będzie wyjątkowego nic. A jeżeli choć trochę damy z siebie, wyjdziemy ten kroczek ku innym... Cóż, zmienić się może wiele.
Żal do siostry, że lepiej ułożyła sobie życie, rozwód, brak pracy, próby samobójcze, romansowanie z żonatym, problemy wieku nastoletniego... Dużo tu takich mało przyjemnych kwiatków. Nie spodziewajcie się więc od początku komedii, która by była przyjemna i leciutka. Mimo zebrania do obsady wielu aktorów, którzy specjalizują się w rolach komediowych i pewnych tonów, scen, które chyba miały być zabawne, to przez długi czas kręcimy się dość niespokojnie, że chyba trafiliśmy nie na ten seans co trzeba.
photo.titleNie, nie mam żalu czy pretensji do Goodmana, Keaton, Helmsa i całej reszty. Rzeźbią z tego co im dano i radzą sobie nieźle. To scenariusz jest trochę zaskakująco przewrotny jak na nasze oczekiwania czegoś romantyczno-świąteczno-familijnego. Ostatecznie wątek romantyczny też będzie (chyba najlepszy wątek, czuć chemię i świetne dialogi) - historia zadeklarowanej ateistki, cynicznej i wyzwolonej dziewczyny, która spotyka na lotnisku bogobojnego żołnierza jadącego do domu na święta. Wszystko więc w finale sprowadza się do tego co zwykle - choć na jeden wieczór zmieniamy się w aniołki i wierzymy, że to będzie trwało dalej. Szkoda, że zwykle już następnego dnia wracamy do swoich problemów i dawnych sposobów myślenia, prób rozwiązywania ich po swojemu (albo wcale).  

Nadal jednym z moich ulubionych filmów tego typu pozostaje "To właśnie miłość". Tegoroczne (bo przecież są jeszcze "Listy do M 2", jakoś moim wrażeniem uderzają bardziej w nutę dramatyczną, przez co nadzieja jaka ma z nich bić, wydaje się mało realistyczna... Ale może to tylko moje wrażenie?
Producenci obiecują wzruszenie i śmiech. Tym razem niestety wyszło średnio.


1 komentarz:

  1. Może być fajny film :)

    Pozdrawiamy!
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń