Strony

czwartek, 17 grudnia 2015

Gwiezdne Wojny I-VI, czyli wspominki przed premierą


Ponieważ już dziś o północy pierwsi widzowie w Polsce zasiądą do oglądania najnowszego dzieła legendarnej sagi, to i mnie wzięło na wspominki. Staram się nie poddawać szaleństwu, sam na seans poczekam pewnie kilka dni, ale nie ukrywam, że zacieram ręce, z nadzieją, że będzie to powrót do pierwszych trzech części i ich klimatu.
Niedawno powtórzyłem sobie po raz kolejny swoje ulubione części IV-VI, pierwszą, która mnie rozczarowała i II-III, które dotąd omijałem szerokim łukiem, mając świadomość, że bliższe są jedynce, niż temu co pokochałem. Spór pewnie będzie trwał - każdy bowiem, kto oglądał sagę w latach 80 jak ja, pamięta jakie nam towarzyszyły emocje i to pewnie trochę przekłada się na nasz sentyment, na tą "kultowość" i na rozczarowanie dużo bardziej efekciarskimi, ale i jakoś bardziej płaskimi produkcjami, które zrobiono już za zupełnie inne pieniądze.



Zresztą zobaczcie choćby na plakaty z pierwszych trzech części jakie tworzono w Polsce. Przecież to była autentyczna miłość i fascynacja. Nikt nie myślał tak bardzo o kasie, ale środowisko fanów, zapaleńców miało wreszcie coś czym mogli się dzielić ze swoimi znajomymi, bez nieustannego stukania się w głowę, że to jakieś bajki.
Ano owszem - bajki, ale za to jakie! Nawet ci, którzy wyśmiewali dotąd Sci-Fi, musieli przyznać, że to widowisko i efektowne i wciągające.


Za co kocham "Gwiezdne wojny"? Za to, że pierwszy raz zobaczyłem takie statki kosmiczne i takie efekty? (trochę przesada bo Kubrick był pierwszy, ale jego Odyseja 2001 jest z zupełnie innego gatunku, nie jest kinem rozrywkowym). Za to, że brakowało nam kina przygodowego, pełnego akcji, humoru, a wszystko to Lucas nam ofiarował? No dobra, ale przecież ten film zrobił karierę nie tylko w demoludach. Trudno wytłumaczyć ten fenomen, w każdym razie on trwa i niech tak będzie - oby kolejna cześć była tego warta.


Kontynuacja jaką rozpoczęto w latach 90, miała sens o tyle, że wyjaśniała wiele wątków, opowiadała i wydarzeniach, które zadziały się przed "Nową nadzieją". Teraz gdy obejrzałem całość to lepiej rozumiem. Ale nie zmienia to faktu, że w domu mam dvd tylko z IV-VI i "Mroczne widmo" mnie na tyle rozczarowało swą dziecinnością, że wolałem na długi czas wcale nie myśleć o tym iż jakieś kolejne filmy sagi istnieją. Teraz się przełamałem, ale zdania nie zmieniam. Drażni mnie nie tylko ten cholerny Jar Jar Binks, ale sporo innych postaci - są sztywni, scenariusz ma sporo mielizn, a dla kilku dobrych scen nie ma co zachwycać się całym filmem. No i naprawdę nie mogę się jakoś przełamać i polubić młodego Anakina Skywalkera, Obi-Wana... Cholera pozostały bezbłędne roboty, ale to trochę mało. Nie ma tak wyrazistych postaci jak Han Solo, przekomarzania się z księżniczką Leą... Jest za to polityka i trochę scen walki, ale jakoś mimo efektów, nie potrafię pokochać tych obrazów. Są pewnie technicznie doskonalsze, ale nie mają tego ducha. Jedynka najsłabsza, potem im mroczniej, tym robi się ciekawiej.

A jak będzie z najnowszym? Żona z młodszą córką idą w niedzielę, ja się zbuntowałem, bo nie mam zamiaru oglądać dubbingowanej wersji... Ale wybiorę się na pewno!

Znowu będziemy z zapartym tchem oglądali walkę dobra ze złem, Rycerzy Jedi i wartości jakich bronią oraz tych, którzy przeszli na ciemną stronę mocy...

I znowu zabrzmią genialne dźwięki skomponowane przez Williamsa.
Ach...
A wy czekacie?

4 komentarze:

  1. Dubbingowane Gwiezdne Wojny?! Ludzie to wstydu nie mają doprawdy. Toż to masakra jakaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to pokazuje, że niestety albo kino nam się infantylizuje labo dzieci są strasznie leniwe :(

      Usuń
  2. Ja też odczekam odrobinkę i pójdę sobie na spokojnie któregoś wieczora, by z pudełeczkiem popcornu w łapach radośnie powrócić do emocji z młodości. :D

    OdpowiedzUsuń