Strony

środa, 5 sierpnia 2015

Malcolm X, czyli był wyrzutem sumienia i krzykiem wściekłości

Po obejrzeniu najnowszej produkcji o Marcinie Lutherze Kingu, było tylko kwestią czasu gdy powrócę do inne ciekawej postaci afroamerykańskiego lidera. Chyba nawet bardziej kontrowersyjnego, bo nie odrzucał przemocy jako narzędzia do osiągnięcia celu. I chyba jeszcze bardziej tragicznego, bo to przykład idealisty, który został wykorzystany i stał się ofiarą własnego środowiska.
Film Spike'a Lee jest może trochę laurkową próbą pokazania Malcolma Little, ale też niezłym sposobem, aby przyjrzeć się ewolucji tej postaci, jej poglądów.

Bawidamek, cwaniaczek robiący szemrane interesy dopiero w więzieniu przeżywa nawrócenie na islam. Tyle, że jest to dość dziwny odłam z ciemnoskórym prorokiem,  który jest tam traktowany jako ostateczna wyrocznia. No sekta jednym słowem. Ale to też chyba ciekawszy dla mnie wątek niż cała sprawa walki o równouprawnienie, bo to znam dość dobrze. A tu ewidentnie przesłanie nie tylko do tego by czarni bracia i siostry się obudzili i upomnieli o swoje krzywdy, ale również rewolucja obyczajowa. Organizacja, która w filmie robi wrażenie masowego ruchu, mogła rzeczywiście budzić strach zarówno w białych, jak i również w mocno opartych na społeczności afroamerykańskiej kościołach chrześcijańskich. Te spory między środowiskami nie są zbyt mocno akcentowane, bo Naród Islamu stał się ofiarą konfliktu wewnętrznego i nadużyć przywódców. Malcolm X próbował jeszcze raz zacząć od nowa, ale już chyba przewidywał, że nie ma szans - zbyt wielu wrogów narobił sobie przez swoje radykalne sądy.
Czy miał szansę zostać liderem w bardziej pozytywnych działaniach, czy usiadłby do stołu, do rozmów z politykami? Tego już się nie dowiemy.
Długi film i może się trochę dłużyć, ale choćby dla dobrej roli Denzela Washingtona warto go zobaczyć.    

3 komentarze:

  1. Bardzo dobry film, stylistycznie i wizualnie kojarzący mi się z wielkim "JFK" Stone'a, z którego zresztą wykorzystana jest scena zamachu na Kennedy'ego. Washington, za którym wcześniej nie przepadałem, zagrał znakomicie, aż dziw, że nie dostał wtedy Oscara, bo miał wszelkie dane - jest czarny, grał postać autentyczną, a w dodatku umiera ;-) Ale miał już statuetkę za "Glory", a Pacino jeszcze żadnej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że mnie nie zamordujesz, bo chcę napisać coś bardzo nie na temat ;) No dobra, to notatka filmowa, a ja chcę bardzo namówić Cię do obejrzenia i napisania o pewnym filmie, więc.... :) Otóż - "Eskorta", obejrzałam dziś i jestem zachwycona (choć dawno mnie żaden film tak nie "przeorał") - wspaniałe zdjęcia - pięknie skomponowane kadry i naprawdę świetne aktorstwo - no, kurcze, Jones i Swank powinni być co najmniej nominowani do Oskara. Więc wiesz, jeśli zastanawiasz się, co zobaczyć w weekend, to ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co Ty, pisz pisz, nawet nie koniecznie na temat danej notki, czytam wszystkie komentarze, często się inspiruję róznymi podpowiedziami, ale ostatnio mam mniej czasu na pisanie. Zresztą na nic ostatnio mi czasu nie starcza

      Usuń