Strony

sobota, 18 lipca 2015

Lewiatan, czyli piękne choć bardzo depresyjne kino

Cóż to za film. Czemu wygrała Ida, skoro tak naprawdę zwycięzcą powinien zostać zdecydowanie obraz Zwiagincewa? No dobra, wizualnie może nasza produkcja ciekawsza, ale po paru miesiącach spokojnie o niej zapominasz, a Lewiatan po prostu "ryje mózg" i siedzi tam dużo dłużej. Nazywany antyputinowskim (przesada), w Rosji raczej pokazywany niechętnie, pokazuje mieszkańców tego kraju w taki sposób, że włosy dęba ci stają. Porównać to chyba można jedynie do produkcji Smarzowskiego np. Dom zły. Tyle, że tu jest jakoś tak realniej i jeszcze mniej nadziei. 
Głupi los, głupia duma, charakter, który nie pozwala ci się poddać, wódka, która pojawia się obojętnie czy to spotkanie, czy jesteś sam, nieważne czy jesteś wesoły czy załamany. Wyjścia nie ma, a nawet jeżeli je widzisz (straceńcze) to wódka da ci odwagę by nie stchórzyć. I tak żyją ci ludzie, trochę jak kukiełki na scenie życia - zależni od innych, ale alkohol pomaga im o tym zapomnieć i daje na chwilę złudzenie szczęścia.


Cały wątek zadarcia z lokalną władzą (która ma oczywiście poparcie każdej możliwej "góry" łącznie z tą niebiańską poprzez duchownych) głównego bohatera oczywiście jest ciekawy, ale to nie jest tylko i wyłącznie film z przesłaniem politycznym: pokażę Wam że jest układ, jak w Duraku, którym zachwycałem się kilka miesięcy temu. To jest film egzystencjalny, pokazujący rosyjską duszę ze wszystkimi jej demonami. 

Niczym Hiob Nikola traci po kolei wszystko co ma. Jeżeli na początku wydawało mu się, że ma ciężko, to z każdą chwilą traci wolę do walki. Gniew nadal w nim jest, ale widzi, że został już kompletnie sam. Już nawet zemsty nie pragnie. Woli przyjąć to wszystko, stać się wyrzutem sumienia dla społeczności i tych, którzy go skrzywdzili.

To co chyba nawet ciekawsze niż cały lokalny konflikt i sprawa, od której się wszystko zaczęło, czyli relację Nikoli z żoną, z nastoletnim synem, rozgrywa się prawie bez słów. Pojedyncze sceny, milczenie, spojrzenia, mówią nam tyle, że niepotrzebne nam nawet pokazywanie wszystkiego czarno na białym. I to jest w tym filmie niesamowite. 
Piękne, choć bardzo depresyjne.
Po Elenie i Wygnaniu, muszę chyba wrócić do Powrotu, bo o nim jeszcze nie pisałem. To rzadkość, by każdy film reżysera był tak interesujący.

1 komentarz:

  1. Widziałam w zeszłym roku na Kamerze Akcji! i wciąż nie mogę zapomnieć

    OdpowiedzUsuń