Strony

niedziela, 18 stycznia 2015

Jedwabnik - Robert Galbraith, czyli któż nie marzy o tym, by napisać dzieło życia i przejść do historii

Kolejna zaległa rzecz z roku ubiegłego. Dzięki temu zdaje się, że statystyki książek opisanych w roku 2015 chyba bardzo mi się poprawią - to już 9 tytuł w tym roku, a więc jedna lektura na dwa dni. 
"Jedwabnika" byłem bardzo ciekaw, bo przyznam się, że bardzo polubiłem parę stworzoną przez J.K. Rowling (chyba już wszyscy wiedzą kto ukrywa się pod pseudonimem) - troszkę nietypowego prywatnego detektywa oraz jego asystentki. Nie wiem jak Wy, ale ja tak czasem mam, że w niektórych kryminałach tak bardzo spodoba mi się postać głównego bohatera, że nawet przymykam oczy na różne braki, czy mielizny w fabule. Czyż Cormoran Strike - weteran z protezą nogi, nieślubny syn wielkiej gwiazdy muzycznej, który przez całe życie próbuje radzić sobie sam, bez proszenia o pomoc ojca, dumny olbrzym z nadwagą, wiecznie z długami, zaglądający do kufla i po rozstaniu z ukochaną, prowadzący dość niechlujny tryb życia - nie jest ciekawy? A jego relacja z przypadkową zatrudnioną asystentką, która zafascynowana osobowością i działalnością swego zleceniodawcy, wprowadza tu dodatkowo bardzo fajne iskrzenie i elementy humoru. Po "Wołaniu kukułki", która przecież nie była jakimś powalającym kryminałem i tak byłem już kupiony i wyglądałem kolejnej sprawy tej pary. 

Poprzednie śledztwo przyniosło Cormoranowi chwilową poprawę sytuacji finansowej, popularność jego agencji i możliwość przebierania w sprawach. W większości tu nudne zlecenie małżonków podejrzewających zdradę, nic więc dziwnego, że Strike jest trochę znudzony i z ciekawości weźmie na siebie coś kompletnie nietypowego. Kobieta, która chce odnaleźć swojego męża, ekscentrycznego pisarza, ani nie może zagwarantować mu jakichś większych pieniędzy, ani też sprawa nie wygląda na jakąś bardzo poważną. Owen Quine nie po raz pierwszy znika z domu, zwykle pod pretekstem pisania, ale jak się wszyscy domyślamy, nie tylko tym się zajmował. Strike musi więc dotrzeć do osób, z którymi widział się tuż przed zniknięciem, odwiedzić miejsca, w których zwykle się ukrywał oraz odkryć kochankę, w której ramionach znajdował natchnienie. 

Gdy jednak zamiast żywego pisarza, odnajduje jego zmasakrowane ciało, a w centrum podejrzeń znajduje się jego żona, Cormoran z jeszcze większą determinacją zabiera się do śledztwa, słusznie podejrzewając, że nic nie jest takie jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Osób, które nienawidziły Quine'a było całkiem sporo, a narobił sobie jeszcze więcej wrogów swoją właśnie przygotowywaną powieścią, której manuskrypt krąży po mieście. W zwariowanej i nie ukrywajmy, dość obrzydliwej powieści, będącej mieszanką fantastyki i pornografii opisał różne postacie ze światka literackiego, swoich znajomych i bliskich w taki sposób, że natychmiast stało się to tematem plotek powtarzanych z wypiekami na twarzy.

O ile "Wołanie kukułki" przedstawiało światek modelingu, projektantów i celebrytów, to tym razem Rowling/Galbraith przenosi nas do świata wydawców, pisarzy, krytyków i recenzentów. I jest to obraz równie ironiczny i krytyczny. Strike'a zadziwiają  zazdrość, dziwne układy towarzyskie i personalne, złośliwości i plotkowanie, choć dla mediów i na zewnątrz oczywiście wszyscy się kochają, szanują. Możemy się tylko domyślać ile autorka zawarła tu własnych doświadczeń i obserwacji :)

Choć asystentka Cormorana, Robin ma narzeczonego i myśli o tym związku coraz poważniej, ze swoim szefem też wydaje się być coraz bliżej. Na ile to pozostanie jedynie na gruncie zawodowym, pewnie okaże się w kolejnej części. 

Akcja rozwija się raczej powoli - podobnie jak w "Wołaniu..." znowu mamy głównie żmudne chodzenie od jednej do drugiej osoby, rozmowy, rozmowy, rozmowy... I prowadzenie notatek, z których potem rodzi się jakieś genialne odkrycie, powiązanie faktów, które wydawały się nie mieć związku. Bardzo to klasyczne i może dla kogoś dość nudne, ale ja naprawdę czerpię sporo frajdy z tych scenek, w których wciąż dowiadujemy się czegoś nowego o naszych bohaterach i o tych, którzy są ewentualnymi podejrzanymi w sprawie. Zawiodą się więc pewnie ci, którzy oczekują pełnego napięcia kryminału, ale dla kogoś być może (tak jak dla mnie) wystarczą ciekawe postacie i sceny obyczajowe.

5 komentarzy:

  1. Muszę najpierw sięgnąć po "Wołanie kukułki", jak mi się spodoba, to po "Jedwabnika" również sięgnę. Jestem ciekawa jak pani R. poradziła sobie z kryminałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Wołanie kukułki" i bardzo podobał mi się ten "klasyczny" sposób prowadzenia śledztwa. Odnoszę wrażenie, że to była bardzo świadoma gra z czytelnikiem - żebyśmy my też mogli pozbierać informacje i posnuć domysły.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo J.K. Rowling to po prostu swietna pisarka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę szczerze przyznać, że "Wołanie kukułki" nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenie. Po prostu kolejny zwyczajny kryminał. Mam nadzieję, że "Jedwabnik" wypadnie lepiej :)
    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w stylu są podobne, więc proszę nie spodziewać się dużych zmian. Tu może jest trochę więcej smaczków środowiskowych plus fragmenty kontrowersyjnej powieści.

      Usuń