Strony

piątek, 30 stycznia 2015

Jeden Bóg - Katarzyna Mlek, czyli przyjdzie GMO i cię zje

Ostatnia okazja, by jeszcze załapać się na tą pozycję (i jeszcze dwie inne) w konkursie - nic prostszego, bo wystarczy samo zgłoszenie. Wbijajcie więc w zakładkę z konkursami, bo za dwa dni pojawi się już kolejny pakiet. 
Dzisiejszą książkę dostałem od firmy EMPEMEDIA i mogę tylko pogratulować pomysłu na promocję - wielka paczka naprawdę zaciekawiła całą rodzinkę (zdjęcia poniżej), a potem córki z radością obserwowały co też z tej tajemniczej puszki, do której miały nalać wody, wyrośnie. Przynajmniej kilka osób z zainteresowaniem przyglądały się dziwnemu "naczyniu" i ze zgrozą stwierdzały, że uprawiam w domu GMO. Książka też wzbudziła ciekawość - szczególnie starszej córki, ale ponieważ to nie jest lektura dla nastolatek, czym prędzej wysyłam ją w Wasze ręce w ramach konkursu :)

No dobra wspomniałem już, że tematem przewodnim będzie GMO - dość modny temat, bo sporo wokół niego zamieszania. Jeżeli się o genetycznie modyfikowanej żywności mówi, to zwykle głos zabierają tylko przeciwnicy, ekolodzy, którzy straszą nas strasznymi konsekwencjami dla organizmu ludzkiego i dla przyrody jako takiej. Druga strona, czyli producenci specjalnie chyba się protestami nie przejmują, bo mając spore pieniądze po prostu lobbują i załatwiają różne rzeczy po cichu. Klient, który ma dostać towar tani i zatrzymać kasę w portfelu kupi wszystko... Zresztą powiedzcie sami, czy ta żywność, która już dziś faszerowana jest chemią, jest dużo zdrowsza? Chyba trochę późno przychodzi nasze opamiętanie.


W książce Katarzyny Mlek nie przychodzi ono wcale. Bo modyfikacje roślin są tu jedynie punktem wyjścia. Skoro argument wyżywienia większej ilości ludzi tańszym kosztem, bez zagrożenia np. wirusami, sprawdza się przy roślinach, to czemu nie zwierzęta. A jeżeli już poszliśmy tak daleko i produkujemy je do spożywania, to czemu nie po to by korzystać z ich organów. Mało, to może idźmy jeszcze dalej... 

Postęp i dobrodziejstwo nauki? Czy wielka manipulacja i bawienie się w Boga, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji? Te pytania powracają w książce, ale zwykle wszelkie wyrzuty sumienia zagłuszane są pieniędzmi, pragnieniem sławy i dobrobytu. Kto by się tam przejmował głupimi, biednymi ludźmi, którzy sięgają po taką modyfikowaną żywność, skoro dla bogatych zawsze jest możliwość zdobycia jej ze źródeł zdrowszych, naturalnych. O tym co będzie za 10 lat nikt nie myśli.
Thriller? Sensacja? Science-fiction? Wszystkiego po trochu. Autorka chwilami bardziej nas straszy wizjami przyszłości, w innym miejscu znowu stara się budować grozę brakiem zasad moralnych bohaterów, ich postępowaniem bez skrupułów. Trup ściele się gęsto, firma Genesis się prężnie rozwija, a ludzie nawet nie zauważają kiedy, szybko uzależniają się od ich usług i kolejnych odkryć. To niczym budowanie biblijnej wieży Babel - wszystko ma służyć wygodzie, lepszemu funkcjonowaniu, likwidacji chorób, głodu, nieszczęść, a o tym iż wszystko może się zawalić, grzebiąc wszystkich budujących, nikt nie myśli. 

Czyta się nieźle, choć miałem wrażenie, że chwilami Pani Katarzyna gubiła się w tym co chciała powiedzieć: za dużo tego i zbytnio po łebkach. Tu upadając Kościół, który myśli tylko o wyciąganiu kasy z wiernych, tu jakiś biznesmen, który ma walczyć z korporacją i nawet mamy nadzieję, że trochę ich osłabi, tu budowa super miasta-mrowiska pod Łodzią, tu media, tu uprawy, tu operacje plastyczne. I leci to wszystko, bez specjalnego wyjaśniania jak to było możliwe, jak jedna firma mogła zawojować i zmienić cały świat, jak niby to Polacy mogli by dyktować warunki dla innych, praktycznie bez żadnej opozycji i przeszkód. Gdy się przyglądamy detalom to widać jak bardzo to jest powierzchowne (np. kilkukrotne powtarzanie o super samolotach skrzyżowanych z helikopterami), bez szczegółów, bez wnikania jak coś powstało, jak pewne mechanizmy zafunkcjonowały (bo samym istnieniem sieci sklepów, czy Komitetu naukowego UE wyjaśnić się wszystkiego nie da). Tak się po prostu wyśniło i różne pomysły rodem z Sci-Fi i różnych dystopii, Mlek łączy z coraz dalej idącymi badaniami nad manipulacją genami, hodowlą roślin, zwierząt i ludzi. Gdyby to wszystko odchudzić, a zadbać bardziej o głębię postaci, o to byśmy mieli się z kim utożsamić, byłoby lepiej. Dość często zdarza się tu, że bohater, którego lepiej poznajemy, za chwilę po prostu ginie, albo po prostu jego wątek się urywa, bo i po co go ciągnąć. 
No i te sceny erotyczne niczym z jakiegoś kiepskiego pisemka z roznegliżowanymi paniami. Czy nasi rodzimi pisarze naprawdę myślą, że kogoś takie sceny rajcują? 

No dobra, nie marudzę. Przeczytałem. Pani Mlek widać miała pomysł, ale chyba zabrakło trochę jego dopracowania. Cóż zdarza się najlepszym. Na zachodzie takich thrillerów wychodzi masa, jeden lepsze, inne słabsze, może powinniśmy się cieszyć, że i u nas autorzy próbują zmierzyć się z tym gatunkiem i jakimiś ważnymi problemami społecznymi? Miałem mocne skojarzenie z książką p. Terlikowskiego (kto ma ochotę zerknąć znajdzie ją w spisie przeczytanych). Tam też autora poniosło i po prostu przedobrzył.
Więcej o książce i autorce tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz