Notka numer 1445. Tyle razy udało się przygotować coś na bloga :) Gdy czasem zerkam na te liczby, np. na fakt iż na liczniku odwiedzin minęło niedawno 600 000 to nie mogę wyjść ze zdumienia. Wiadomo, każdy bloger się cieszy z tego, że ktoś do niego zagląda, ktoś go czyta, ale chyba każdy ma troszkę kompleks "tych prawdziwych blogerów", którzy wymiatają w różnych pomysłach na przyciągnięcie uwagi i nawet jak piszą o niczym mają setki komentarzy swoich fanów (no i bądźmy szczerz, również heiterów). Piszący o kulturze nie walczą tak mocno o swój sukces, a jednak warto raz na jakiś czas zrobić sobie jakieś małe święto z tego powodu, że nie piszą jedynie w próżnię...
A na dziś wybrałem kolejny kryminał - tym razem jednak zupełnie na luzie i w dodatku produkt krajowy. Aż dziwne, że tak mało tej książki w bibliotekach, księgarniach. Czy dlatego, że mało znane, mniejsze wydawnictwo? A może niepozorna objętość pozycji sprawia, że nie traktuje się jej poważnie?
Tymczasem fajnie wpisuje się ona w modę na historie kryminalne. Chyba nawet brakowało nam kogoś, kto by tak jak kiedyś Chmielewska pisał to mniej poważnie, z jajem. Tu niby sprawy kryminalne są jak najbardziej serio (choć nie zawsze rzecz dotyczy morderstwa :) to nie Sandomierz, gdzie trup ściele się tak gęsto, że o. Mateusz nie nadąża rowerem do każdej ze spraw), ale całość akcji, opisy i zachowania poszczególnych postaci, mają w sobie naprawdę dużo humoru.
Niektórzy tę książeczkę przyrównują do klasycznych opowiadań o Sherlocku Holmesie - krótkie opowiadania, każde poświęcone tylko jednej konkretnej sprawie, bezkrwawe (tym razem) historie, które wydają się trudne do odgadnięcia dla otoczenia, a dla bohatera stanowią przysłowiową kaszkę z mleczkiem (jednak u Conan Doyla trudniej było odgadnąć rozwiązanie i brak tu tamtego procesu dedukcji, przedstawiania dowodów). Czy to wystarczy by dokonywać takich porównań? Zostawmy je w spokoju.
Najważniejsze, że postacie i historie są bardzo sympatyczne, kilka razy naprawdę można się uśmiechnąć przy lekturze (szczególnie zabawny jest policjant Łoś, który zazdrości głównemu bohaterowi splendoru). Mamy więc młodego chłopaka - Jacka, który zupełnie przypadkiem pomoże swojej sąsiadce w wyjaśnieniu sprawy zniknięcia z jej mieszkania cennych obrazów. Poza spostrzegawczością, nie ma w sobie nic wyjątkowego i żadnych ciągot do zagadek, ale namówiony przez starszą panią i podłechtany trochę ambicją (nie zapominajmy o obietnicy kasy) bierze kolejne sprawy, bawiąc się w detektywa. Trochę cyniczny, szczery, nie biorący życia super serio - Jacek Przypadek da się po prostu lubić. Jego zakręcony na punkcie płci pięknej przyjaciel również. A wokół nich, barwna galeria szybką kreską malowanych postaci - np. ojciec Jacka, mecenas, który chciałby by syn się ustatkował, starsza pani, która podobno zna "prawie wszystkich w mieście", albo dziennikarka, która zagięła na chłopaka parol, nie mogąc uwierzyć, że była przygodą tylko na jedną noc...
Czyta się szybko i przyjemnie - trzy sprawy i raptem parę godzin i pozostaje niedosyt (ale są kolejne tomy, których będę szukał!). Gdybym miał to z czymś porównywać to prędzej skojarzenia moje idą w stronę serii o Stephanie Plum. Można by tylko sobie i autorowi życzyć, by szedł w taką stronę. Opowiadania trochę czuć malizną po prostu - jak już się polubiło te klimaty, to chciałoby się coś dłuższego i zdecydowanie więcej. Bardziej nadaje się to do prasy (ale chyba nie byłoby gdzie tego wydrukować) niż na książkę, za którą wydawca życzy sobie ponad 30 zł.
A na dziś wybrałem kolejny kryminał - tym razem jednak zupełnie na luzie i w dodatku produkt krajowy. Aż dziwne, że tak mało tej książki w bibliotekach, księgarniach. Czy dlatego, że mało znane, mniejsze wydawnictwo? A może niepozorna objętość pozycji sprawia, że nie traktuje się jej poważnie?
Tymczasem fajnie wpisuje się ona w modę na historie kryminalne. Chyba nawet brakowało nam kogoś, kto by tak jak kiedyś Chmielewska pisał to mniej poważnie, z jajem. Tu niby sprawy kryminalne są jak najbardziej serio (choć nie zawsze rzecz dotyczy morderstwa :) to nie Sandomierz, gdzie trup ściele się tak gęsto, że o. Mateusz nie nadąża rowerem do każdej ze spraw), ale całość akcji, opisy i zachowania poszczególnych postaci, mają w sobie naprawdę dużo humoru.
Niektórzy tę książeczkę przyrównują do klasycznych opowiadań o Sherlocku Holmesie - krótkie opowiadania, każde poświęcone tylko jednej konkretnej sprawie, bezkrwawe (tym razem) historie, które wydają się trudne do odgadnięcia dla otoczenia, a dla bohatera stanowią przysłowiową kaszkę z mleczkiem (jednak u Conan Doyla trudniej było odgadnąć rozwiązanie i brak tu tamtego procesu dedukcji, przedstawiania dowodów). Czy to wystarczy by dokonywać takich porównań? Zostawmy je w spokoju.
Najważniejsze, że postacie i historie są bardzo sympatyczne, kilka razy naprawdę można się uśmiechnąć przy lekturze (szczególnie zabawny jest policjant Łoś, który zazdrości głównemu bohaterowi splendoru). Mamy więc młodego chłopaka - Jacka, który zupełnie przypadkiem pomoże swojej sąsiadce w wyjaśnieniu sprawy zniknięcia z jej mieszkania cennych obrazów. Poza spostrzegawczością, nie ma w sobie nic wyjątkowego i żadnych ciągot do zagadek, ale namówiony przez starszą panią i podłechtany trochę ambicją (nie zapominajmy o obietnicy kasy) bierze kolejne sprawy, bawiąc się w detektywa. Trochę cyniczny, szczery, nie biorący życia super serio - Jacek Przypadek da się po prostu lubić. Jego zakręcony na punkcie płci pięknej przyjaciel również. A wokół nich, barwna galeria szybką kreską malowanych postaci - np. ojciec Jacka, mecenas, który chciałby by syn się ustatkował, starsza pani, która podobno zna "prawie wszystkich w mieście", albo dziennikarka, która zagięła na chłopaka parol, nie mogąc uwierzyć, że była przygodą tylko na jedną noc...
Czyta się szybko i przyjemnie - trzy sprawy i raptem parę godzin i pozostaje niedosyt (ale są kolejne tomy, których będę szukał!). Gdybym miał to z czymś porównywać to prędzej skojarzenia moje idą w stronę serii o Stephanie Plum. Można by tylko sobie i autorowi życzyć, by szedł w taką stronę. Opowiadania trochę czuć malizną po prostu - jak już się polubiło te klimaty, to chciałoby się coś dłuższego i zdecydowanie więcej. Bardziej nadaje się to do prasy (ale chyba nie byłoby gdzie tego wydrukować) niż na książkę, za którą wydawca życzy sobie ponad 30 zł.
Muszę się poznać z Panem Przypadkiem wreszcie. Ostatnio chyba z korpoludkami coś wyszło, ale mi się strasznie okładka nie podoba :D
OdpowiedzUsuńJacek Getner fajnie się spisuje w swej kryminalnej serii - trzeba przyznać, że to się bardzo dobrze czyta.
OdpowiedzUsuń