Wczoraj, ogłaszając kolejny etap wakacyjnego konkursu (już 6 tytułów do wyboru - patrz zakładki konkursy), śmiałem się, że w ten sposób robię sobie miejsce na półkach. Nowości wciąż przybywa - czasem to jakieś zakupy, gdy nie mogę się powstrzymać, w większości rzeczy do recenzji, jakieś egzemplarze z biblioteki, powroty pożyczonych książek, których sam jeszcze nie przeczytałem lub coś z akcji wędrującej książki (u mnie też takowa się odbywa - patrz baner obok). Zanim więc przejdę do tytułu, o którym dziś chcę wspomnieć - pierwszym tomie starej serii o braciszku Cadfaelu, zerknijcie na stos z jednego tygodnia. Ufff. Teraz tylko jakiś miesiąc na samotnej wyspie, żeby mieć czas to przeczytać. Niby w tej chwili 4 rzeczy naraz "na tapecie" w tym jeden a czytniku i jeden audio, ale to i tak wciąż dylematy: co odłożyć, a co czytać w pierwszej kolejności skoro wszystko kusi.
A oto lista. Część z tych tytułów pewnie u mnie niedługo do zdobycia w konkursach:
Mariusz Zielke- Easylog
Dmitry Gluchowsky - Witajcie w Rosji
Anna Herbich - Dziewczyny z powstania
Stephen King - Pana Mercedes (wędrująca książka)
Elżbieta Cherezińska - niewidzialna korona
Herbjog Wassmo - Stulecie
Arne Dahl - Wstrząsy wtórne
Marcin Wroński - Haiti
Zadie Smith - Londyn NW
Wojciech Cejrowski - Wyspa na prerrii
Michael Palin - Brazylia
Richard Lourie - Autobiografia Stalina
Ale dziś notka nie o nowościach, a o czymś starszym. Jak przez mgłę kojarzę serial BBC z Derekiem Jacobim, nakręcony na podstawie powieści pani Ellis Peters (a właściwie Edith Pargeter). Ale jakoś nigdy mi nie wpadły w ręce książki - aż do czasu, niestety jedynie w pdf, wiec wybaczcie kiepskiej jakości okładkę. Ale ponieważ lubię zarówno powieści historyczne, jak i kryminały, to połączenie wydawało mi się bardzo smakowite. Po serii z Sędzim Di, to chyba będzie kolejny cykl, do którego będę wracał z przyjemnością. Nie dlatego, żeby to były jakieś super zaskakujące kryminały, lub wybitne powieści, ale ich klimat, tło jakie rysują (tam Chiny, tu średniowieczne Wyspy Brytyjskie) bardzo mi się podobają. To coś tak innego od rzeczy współczesnych, że czyta się z przyjemnością.
Pierwszy tom cyklu Kronik brata Cadfaela (21 tomów) to właśnie Tajemnica świętych relikwii. Mamy pierwszą połowę XII wieku. Tytułowy bohater to weteran wojen krzyżowych, dawniej awanturnik i powsinoga, a obecnie ten Walijczyk osiadł w angielskim opactwie Benedyktynów w Shrewsbury. Nie żeby nagle doznał jakiegoś głębokiego nawrócenia, chyba po prostu szuka dla siebie spokojnej przystani, miejsca gdzie mógłby się wyciszyć i żyć trochę spokojniej niż dotąd. Zajmuje się więc ogrodem (a szczególnie uprawą ziół), nie walczy o pierwsze miejsca na modlitwach, czy przy stole, ceni sobie święty spokój i to że nikt mu się nie wtrąca do jego pracy. Gdy jednak wokół niego zaczną się dziać dziwne rzeczy, nie będzie przecież obojętny - nie po to ma rozum i zmysł obserwacji, świetny instynkt, by na wiarę przyjmować wszystko to co się mówi, tłumacząc pewne wydarzenia. Cadfael woli osobiście sprawdzać różne ślady i szukać prawdziwych wyjaśnień. Zna bowiem dobrze naturę ludzką i wie, że nawet osoby duchowne nie są wolne od słabości, żądzy władzy, sławy czy pieniędzy. Dołącza więc do wyprawy do Walii, skąd zakonnicy mają przywieźć do swojego opactwa szczątki pewnej świętej. No tak - ale żeby je przywieźć, trzeba najpierw je zabrać z miejsca pochówku, a społeczność lokalna, jakoś nie jest temu zbyt przychylna. Gdy dojdzie do morderstwa, wszystkie przeszkody do realizacji ich zadania, wydawałoby się zostały usunięte, ale Cadfael wcale nie ma zamiaru zostawić sprawy bez rozwiązania.
Jak wspomniałem, nawet nie sama sprawa kryminalna jest tu najważniejsza, dużo ciekawsze jest tło - zwyczaje zarówno zakonników, jak i prostych ludzi, stosunki między władzą lokalną a kościołem, prawa, obyczajowość, tradycje, stosunek do wiary. No i trudno nie polubić postaci głównego bohatera, który ma w sobie tyle empatii, poczucia sprawiedliwości i inteligencji, by umiejętnie lawirować między oczekiwaniami przełożonych i dobrymi stosunkami z lokalną społecznością. Na modlitwie i w obowiązkach niby go nie brakuje, ale potrafi też znaleźć czas by wypić garniec miodu, pogadać, albo prowadzić swoje małe dochodzenie. Ba, nawet znając życie, potrafi przymknąć oko na wybory młodszych zakonników, aby sami mogli stwierdzić czy na pewno ich śluby nie były pomyłką. Aż żal, że to nie on jest opatem, bo na pewno jego wspólnota byłaby dużo dojrzalsza, mniej podatna na ludzkie słabości i pokusy. Ale cóż - on woli święty spokój, bycie na uboczu i swoje małe radości.
Mnich Detektyw od razu zdobył moją przychylność i zamierzam dalej śledzić jego losy. Kto wie, może i do serialu wrócę.
Pierwszy tom cyklu Kronik brata Cadfaela (21 tomów) to właśnie Tajemnica świętych relikwii. Mamy pierwszą połowę XII wieku. Tytułowy bohater to weteran wojen krzyżowych, dawniej awanturnik i powsinoga, a obecnie ten Walijczyk osiadł w angielskim opactwie Benedyktynów w Shrewsbury. Nie żeby nagle doznał jakiegoś głębokiego nawrócenia, chyba po prostu szuka dla siebie spokojnej przystani, miejsca gdzie mógłby się wyciszyć i żyć trochę spokojniej niż dotąd. Zajmuje się więc ogrodem (a szczególnie uprawą ziół), nie walczy o pierwsze miejsca na modlitwach, czy przy stole, ceni sobie święty spokój i to że nikt mu się nie wtrąca do jego pracy. Gdy jednak wokół niego zaczną się dziać dziwne rzeczy, nie będzie przecież obojętny - nie po to ma rozum i zmysł obserwacji, świetny instynkt, by na wiarę przyjmować wszystko to co się mówi, tłumacząc pewne wydarzenia. Cadfael woli osobiście sprawdzać różne ślady i szukać prawdziwych wyjaśnień. Zna bowiem dobrze naturę ludzką i wie, że nawet osoby duchowne nie są wolne od słabości, żądzy władzy, sławy czy pieniędzy. Dołącza więc do wyprawy do Walii, skąd zakonnicy mają przywieźć do swojego opactwa szczątki pewnej świętej. No tak - ale żeby je przywieźć, trzeba najpierw je zabrać z miejsca pochówku, a społeczność lokalna, jakoś nie jest temu zbyt przychylna. Gdy dojdzie do morderstwa, wszystkie przeszkody do realizacji ich zadania, wydawałoby się zostały usunięte, ale Cadfael wcale nie ma zamiaru zostawić sprawy bez rozwiązania.
Jak wspomniałem, nawet nie sama sprawa kryminalna jest tu najważniejsza, dużo ciekawsze jest tło - zwyczaje zarówno zakonników, jak i prostych ludzi, stosunki między władzą lokalną a kościołem, prawa, obyczajowość, tradycje, stosunek do wiary. No i trudno nie polubić postaci głównego bohatera, który ma w sobie tyle empatii, poczucia sprawiedliwości i inteligencji, by umiejętnie lawirować między oczekiwaniami przełożonych i dobrymi stosunkami z lokalną społecznością. Na modlitwie i w obowiązkach niby go nie brakuje, ale potrafi też znaleźć czas by wypić garniec miodu, pogadać, albo prowadzić swoje małe dochodzenie. Ba, nawet znając życie, potrafi przymknąć oko na wybory młodszych zakonników, aby sami mogli stwierdzić czy na pewno ich śluby nie były pomyłką. Aż żal, że to nie on jest opatem, bo na pewno jego wspólnota byłaby dużo dojrzalsza, mniej podatna na ludzkie słabości i pokusy. Ale cóż - on woli święty spokój, bycie na uboczu i swoje małe radości.
Mnich Detektyw od razu zdobył moją przychylność i zamierzam dalej śledzić jego losy. Kto wie, może i do serialu wrócę.
"Wstrząsy wtórne" dotarły i do mnie, z czego się niezmiernie cieszę, gdyż po lekturze "Ciemnej liczby" Dahla po prostu zakochałam się w tym autorze, w sposobie, w jaki wszystko opisuje, jak prowadzi śledztwo.
OdpowiedzUsuńSkusić bym się mogła jeszcze na nowego Glukhovsky'ego :)