Strony

poniedziałek, 3 lutego 2014

Wołanie kukułki - Robert Galbraith, czyli wszyscy i tak już wiedzą o kogo chodzi

Wraz z zaprzyjaźnioną stronką zakończyliśmy właśnie konkurs gdzie rozdaliśmy 3 egzemplarze tej książki, więc z czystym sumieniem teraz mogę przystąpić do wrzucania recenzji. Ale zachęcam Was do zaglądania na inspiracje kawowe, to miejsce nie tylko dla smakoszy kawy :) A wkrótce tam następne konkursy!

Czemu autorka opowieści o Harrym Potterze wydaje książkę pod pseudonimem? Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice i regułom marketingu? Co prawda, ponieważ rzecz i tak wyszła na jaw, co spowodowało natychmiastowe zwiększenie zainteresowania, ale biorąc pod uwagę fabułę tej książki, można naprawdę zastanowić się nad sensem takiej decyzji. Trudno bowiem nie zwrócić uwagi, iż temat sławy, zainteresowania mediów, ich natarczywości, oczekiwań i podglądactwa, jest w tym kryminale dość mocno i ciekawie zarysowany. 
Oto piękna i sławna modelka wypada z balkonu swojego drogiego apartamentu. Ponieważ jej życie było szeroko komentowane i pokazywane na okładkach czasopism, nie brak różnych argumentów do tego by uzasadnić jej chwiejność emocjonalną: leczenie psychiatryczne, dziwne znajomości, narkotyki, alkohol, imprezy itd. Policja więc dość szybko zamyka sprawę stwierdzając samobójstwo.

Tymczasem do prywatnego detektywa Cormorana Strike'a trafia wujek dziewczyny z prośbą by ten podjął się dochodzenia w tej sprawie, upiera się bowiem, że Lula Landry nie miała powodów do takiego kroku, że policja zlekceważyła ważne tropy. Jednym słowem - zdaniem wujka ktoś kobiecie "pomógł". I tak rozpoczyna się ta powieść. Dziesiątki rozmów, spotkań, żmudne zbieranie informacji i z małych kawałeczków sklejanie jakiegoś obrazu nie tylko na temat ostatnich chwil dziewczyny, ale na temat jej życia.
Oto prawda o pracy detektywa. Rzadko kiedy tak naprawdę to supermeni biegający ze spluwą po mieści i ganiający złoczyńców, a dużo częściej sprowadza się to do używania notesu, dyktafonu, własnej głowy, a potem godzinami przy komputerze by wszystkie poszlaki i zebrane dowody jak najlepiej opisać i udokumentować, aby ani policja, ani sąd ich klientowi potem nie odrzucił.
Jako tło mamy Londyn, ciasne uliczki, małe bary, ale i apartamentowce, świat mediów i całe to szaleństwo jakie wiąże się z życiem celebrytów. Za dobre zdjęcie lub informację paparazzi są gotowi prawie na wszystko.  
Świat mody, dużych pieniędzy, ale śledztwo ze względu na to iż dziewczyna była adoptowana i gdy dorosła mocno oddaliła się od swych bogatych opiekunów, musi objąć różne środowiska i sfery. To ciekawy aspekt książki - talent autorki do dobrego zarysowania postaci drugoplanowych z ich charakterystycznych sposobem mówienia, językiem (w oryginalne to np. słynny londyński Cockney, a w polskiej wersji audio zabawnie uchwycił to bawiąc się gwarą Maciej Stuhr). Para naszych bohaterów (bo detektywowi pomaga jego utalentowana sekretarka Robin) musi się przebić przez setki różnych plotek, fantazji i wreszcie normalnych kłamstw, by wyjaśnić tę sprawę.
O nie, nie zdradzę Wam jak się to wszystko zakończy.
Ale gorąco zachęcam do lektury, szczególnie jeżeli lubicie klasyczne kryminały. Niewiele bowiem będzie tu akcji, pościgów, strzelaniny, zwrotów akcji. Są za to ciekawie nakreśleni bohaterowie, dobre dialogi, porozrzucane mylne tropy. Sami też zaczynamy mieć wątpliwości - jeżeli to jednak morderstwo, na co przecież nic nie wskazuje, to kto i dlaczego to zrobił? I jak, skoro wydaje się to niemożliwe do wykonania?
"Wołanie kukułki" otwiera serię powieści o prywatnym detektywie Cormoranie Strike'u i muszę przyznać, że bardzo mnie to cieszy. Polubiłem tego trochę szorstkiego faceta, z całą jego skomplikowaną przeszłością (jest byłym wojskowym, odszedł po stracie nogi w Afganistanie) i nie mniej porozwalanym życiem prywatnym. A jego rozwijająca się tak dobrze współpraca z sekretarką (na którą go oczywiście nie stać) mam nadzieję, że będzie kontynuowana w następnych powieściach. Nie ukrywam, że odrobina humoru, które się pojawiły dzięki tej parze, bardzo dobrze zrobiły tej książce, uczyniły ją lżejszą w odbiorze. To nawet nie sama zagadka, śledztwo sprawiało, że masz ochotę czytać bez odrywania się do innych zajęć, ale właśnie sympatia do bohaterów, ciekawość jak potoczą się ich dalsze losy.
To co dacie się skusić na lekturę w zimowy wieczór, najlepiej przy kominku (lub kaloryferze jak u mnie w oszczędnej wersji) i z kawą pod ręką?     
PS Tylko po co spolszczać takie słowa np. majle? Ale to już uwaga do redaktora.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu i firmie Livebrand PR Communications.
A za fotkę dziękuję Ewie Milun-Walczak.

11 komentarzy:

  1. Ja już nie mogę doczekać się kolejnych części tego cyklu, bo również polubiłam bohaterów. I mnie też uderzyły spolszczenia, jeszcze pikuś mejle, ale koledż?

    OdpowiedzUsuń
  2. No to muszę nasłuchiwać wołania kukułki ;)
    A co do spolszczenia mejle - przyzna Ci rację. Mnie też się ono nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tam niestety kilka takich kwiatków :(

      Usuń
    2. Czasami korektor i redaktor tak zepsują książkę, że się nie chce czytać!

      Usuń
    3. prawda! na tym nie warto oszczędzać!

      Usuń
  3. Jestem w trakcie czytania. Wciągające :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dobre jest, dostała pod choinkę i wciągnęłam bardzo szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie czytam, mam za sobą pięćdziesiąt stron i jest dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo chcę przeczytać ! :)
    Mnie spolszczenia też wkurzają :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam! Czeka grzecznie na półce na swoją kolej ;) cieszę się, że w Tobie się tak podobała, ciekawe czy ze mną będzie podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki temu konkursowi zostałam szczęśliwą posiadaczką tej książki :)) co mnie ogromnie cieszy!! Teraz tylko skończę "Atomowe dziewczyny" a później to już tylko kukułka...... :)

    OdpowiedzUsuń