Strony

piątek, 16 sierpnia 2013

Opowieści z miasta wdów i kroniki z ziemi mężczyzn - James Canon, czyli jak tu się obyć bez...


Książka już powędrowała jako nagroda w jednym z konkursowych pakietów (sprawdźcie co do wygrania w sierpniu), a ja dopiero teraz mam czas by napisać notkę. Tegoroczne wakacje jakoś mocno frustrujące się okazują i mało tym razem czasu dla siebie...
Kto czytał Marqueza i dał się zauroczyć realizmowi magicznemu, ten pewnie dobrze się będzie bawił przy lekturze tego debiutu kolumbijskiego pisarza. Pomysł zaiste ciekawy i mocno daje po głowie - rozdziały, w których poznajemy historię "miasta wdów" przeplatają się z bardzo suchymi, jakby jedynie uchwyconymi w migawce relacjami z tego co przeżywali w tym samym czasie w różnych częściach kraju mężczyźni. Morderstwa, egzekucje, dezercje, cały chaos i głupotę walk, których celu nawet walczący nie rozumieją widać jak na dłoni. Prostych ludzi nie obchodzi specjalnie wojna - i partyzanci twierdząc, że walczą w sprawie ludu, i wojsko, które twierdzi, że go broni, potrafią być równie okrutni i żądać abyś z karabinem walczył po ich stronie.
Tak też się stało w małym miasteczku Mariquita. Wszyscy mężczyźni albo zostali rozstrzelani, albo zabrani przez partyzantów, a w wiosce oprócz kobiet został tylko ksiądz i nastoletni chłopak, przebrany przez swoją matkę za kobietę. Miasto powoli popada w ruinę, znikąd nie widać żadnej pomocy, wiele wdów straciło chęci do życia, głód popycha je do coraz bardziej dramatycznych zachowań. Nie wszystkie jednak zupełnie się poddają. Jedna z nich - Rosalba, nie tylko postanawia zająć stanowisko burmistrza, ale i doprowadzić do tego by miasto było wzorcowe. Rewolucyjne zmiany wprowadzane przez kobiety nie zawsze może wydają nam się logiczne (np. mierzenie czasu), ale wszystkie mają za zadanie wprowadzenie w społeczność większego porządku. Trzeba zająć się nie tylko takimi sprawami jak podział pracy, obowiązków, dystrybucją dóbr, ale i sprawami dotykającymi obyczajowości... Tak, tak. Może budowanie takie utopijnej harmonii z kobietami jest dużo łatwiejsze niż z mężczyznami, to jednak nie znaczy, że wszystko idzie jak po maśle.

Poszczególne rozdziały, dzięki którym poznajemy różne postacie pomagają nam lepiej zrozumieć nie tylko ich psychikę, przybliżyć to czego doświadczały, ale i poznać lepiej tło społeczne, kulturowe, historię Kolumbii. To co można potraktować jako ogólniejszy obraz np. doświadczanie wiary jako ważnego wymiaru życia, stosunki męsko-damskie i stereotypy dotyczące ról, uprzedzenia do "innych" są na stronach tej powieści równie wyraźne jak wszystkie indywidualne cechy i przeżycia opisywanych postaci. No i historia - może koszmar wojny w opowieściach kobiet nie jest aż tak namacalny i bezsensowny, ale wojna nie jest tu czymś odległym, ale realnym i bliskim zagrożeniem codzienności.
Niby o trudnych sprawach, ale poprzez wykorzystanie elementów humoru, opisywaniu codziennych przepychanek, czy wchodzeniu w opisywanie różnych wymiarów życia erotycznego, autor nadaje temu trochę lżejszy wymiar. Całość nabiera trochę magicznego wyrazu i choć to prawdziwi ludzie i prawdziwe emocje, my jednak zachowujemy do nich spory dystans. Może zabrakło mi trochę więcej prawdopodobieństwa, drażniła w niektórych historiach zbytnia frywolność (jakby to była podstawowa potrzeba), ale tak czy inaczej historia nie banalna i dobrze napisana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz